Arcio napisał(a):na razie sprzedają Ci bardziej zapoznani ze specyfiką tego rynku.:-) GNB1220 już po 85 Czy ta dzisiejsza wyprzedaż może mieć związek z przypomnieniem przez E.Szwedę w artykule opublikowanym w dzisiejszym Parkiecie, że agencja ratingowa EuroRating obniżyła w połowie lipca rating GNB do BB- (trzeci poziom poniżej granicy inwestycyjnej) z perspektywą negatywną?...
|
|
Bill napisał(a):wystarczy, że nie przekażą raportu na czas i giełda automatycznie zawiesi notowania a później wywali z giełdy - tak jest łatwiej... I to jest właśnie w całym inwestowaniu na Catalyst najbardziej idiotyczne  , bo GPW za byle co zawiesza obrót papierami, w przypadku późniejszego bankructwa emitenta nie dając inwestorom nawet możliwości sprzedaży obligacji po groszu, żeby móc odliczyć stratę od zysków z innych inwestycji i w ten sposób pośrednio odzyskać chociaż te 19% wartości zainwestowanych pieniędzy. Przecież w ten sposób nie karzą emitenta (a już na pewno nie karzą osób w spółce za to odpowiedzialnych) tylko działają na szkodę bogu ducha winnych inwestorów, dodatkowo zniechęcając ich do rynku obligacji... Kiedy wreszcie ktoś z regulatorów pójdzie po rozum do głowy i to zmieni?!?
|
|
szaramarak napisał(a):Mam tylko nadzieję, że te osoby, które śmieją się nam teraz w twarz i którym wydaje się że są ustawione do końca życia - ba nawet ich dzieci, wnuki i prawnuki są ustawione to się przeliczyły. A za to co zrobili spędzą długie lata w więzieniu i nie będą mogli cieszyć się swoimi ciężko "zarobionymi" pieniędzmi. Strasznym optymistą jesteś, bo znając szybkość i skuteczność funkcjonowania naszego wymiaru sprawiedliwości (szczególnie w obszarze gospodarczym), to obstawiałbym raczej, że te osoby, które zrobiły inwestorom w przypadku PCZ to co zrobiły  , mogą nam pokazać  , bo wiedzą, że sprawa (o ile się w ogóle zacznie) skończy się po dobrych kilku latach co najwyżej umorzeniem sprawy przez prokuraturę, a jeśli nawet nie - to drobnymi wyrokami w zawiasach.
|
|
No i znów mamy płacz i zgrzytanie zębami. Tylko jakoś nikt nie pomyślał w momencie oferowania tych obligacji przez PCZ, żeby wymagać od emitenta poddania się niezależnej ocenie wiarygodności finansowej w postaci ratingu kredytowego (jak to jest standardem na rynkach rozwiniętych). Agencja ratingowa na pewno wzięłaby pod uwagę sztucznie napompowane aktywa spółki, a przy monitoringu ratingu w trakcie życia obligacji reagowałaby na zdarzenia dotyczące działań zarządu.
Część ludzi, gdyby zobaczyła jaki wyszedłby rating, z pewnością trzymałaby się od spółki z daleka, a ci którzy by jednak kupili te obligi być może mieliby szansę na wcześniejszą reakcję na zmiany sytuacji w spółce i uratowanie chociaż części kasy (lub chociaż odpisu podatkowego).
No ale naszym, polskim standardem jest brak ratingów emitentów obligacji, bo większość szanownych inwestorów patrzy głównie na oprocentowanie, a monitoring ryzyka ich już niewiele obchodzi...
|
|
kajet napisał(a): Tak, tyle że żaden rating nie uwzględni ryzyka okradzenia spółki przez osoby zarządzające, co w Polsce jest tolerowane (niebywała niekompetencja i tumiwisizm prokuratur).
Nie do końca się z tym zgodzę. Z tego co wiem, to analitycy agencji ratingowych odwiedzają oceniane firmy, rozmawiają z zarządami, oceniają ich dotychczasową karierę i osiągnięcia, a ocena jakości zarządu i zarządzania jest jednym z elementów oceny ryzyka emitenta. Oczywiście nikt nie jest jasnowidzem i nie da się w każdym przypadku przewidzieć działań kryminalnych (celowe okradanie spółki), jakich mogą się dopuścić zarząd i/lub główni udziałowcy, ale sądzę, że jeśli analitycy agencji ratingowej zobaczą jakichś szemranych leśnych dziadków w zarządzie firmy, której mają nadawać rating, to na pewno znajdzie to swoje odzwierciedlenie w poziomie przyznanego ratingu i przynajmniej w niektórych przypadkach uświadomi inwestorom w porę skalę ryzyka związanego z daną firmą. Poza tym nie rozumiem tego waszego defetyzmu jeśli chodzi o ratingi. Kiedy piszę, żeby wymagać ratingów od emitentów, to słyszę, że jest za drogi (co jest nieprawdą, bo jest też lokalna polska agencja ratingowa EuroRating => www.EuroRating.com, nadająca ratingi dużo taniej niż agencje amerykańskie), albo że ratingi nie wychwycą odpowiednio wcześnie wszystkich defaultów, albo że ratingi nie zapobiegną okradaniu spółek przez właścicieli, itd... A może wystarczy jeśli szeroko rozumiana skuteczność ratingów będzie "tylko" 99-procentowa (a nie 100-procentowa)? I może lepiej jest mieć takie dodatkowe źródło informacji na temat ryzyka emitentów niż nie mieć nic?...
|
|
sasky napisał(a):Wrzucam jako ciekawostkę w temacie wtop na Catalyst. W nowym numerze Equity Magazine (numer 31) jest tekst ekipy SW na temat defaultów z Catalysta. Dzięki za podrzucenie namiarów na artykuł. Przeczytałem i wszystko ładnie, pięknie i prawdziwie, tylko w artykule brakuje jednej rzeczy - odpowiedzi na pytanie co zrobić żeby było lepiej? Nie ma np. ani słowa o tym, że inwestorzy powinni wymagać od emitentów obligacji niezależnej oceny wiarygodności finansowej w postaci ratingu kredytowego oraz że GPW, mimo że obiecywała to już rok temu, do tej pory nie wprowadziła systemu zachęt dla emitentów, którzy uzyskają rating. Myślę, że samo narzekanie nic nie da i trzeba zacząć działać, czyli jakoś zmusić emitentów i giełdę do tego, żeby ratingi również na polskim rynku stały się standardem, czyli czymś co inwestorom po prostu się należy.
|
|
yayurek napisał(a):nie wiem jak sobie P. Flyer wyobraża "bieżące monitorowanie ratingu" - tzn. obok głównego księgowego spółki będzie siedział także księgowy wydawcy ratingu? wszystkie ratingi opierają się na danych historycznych, dobrze jeżeli jest to raport kwartalny Z tego co wiem, to metodologie agencji ratingowych opierają się nie tylko na danych historycznych, lecz biorą pod uwagę również prognozy i szacunki na przyszłość. Agencja ratingowa ma tą przewagę nad innymi osobami, które chcą przeanalizować daną firmę, że zawiera z nią umowę, w której ta firma zobowiązuje się do dostarczania agencji szeregu informacji (w tym niedostępnych publicznie) i wyjaśnień. Poza tym z lektury raportów ratingowych wiem, że agencje oceniają nie tylko same cyferki (sprawozdania finansowe), ale też tzw. czynniki miękkie, takie jak model biznesowy, jakość i rynkowa wartość aktywów, wrażliwość firmy na zmiany różnych parametrów, możliwość wsparcia przez udziałowców itd. yayurek napisał(a):w przypadku firm powyżej 100 mln kapitału własnego rating wydany np. przez STOCKWATCH w mojej osobistościowej tabelce oznaczam jako AAA, zaś w przypadku spółek poniżej 100 mln jako aaa i raczej taki rating nie ma dla mnie znaczenia lub jest przyczyną głębszego przyjrzenia się spółce STOCKWATCH swoje "ratingi" wylicza automatycznie na podstawie prostej formuły Z-score Altmana. Niestety zastosowanie jednego prostego scoringu dla różnego rodzaju firm z różnych branż, nie korygując tego w żaden sposób o specyficzne czynniki wpływające na ryzyko poszczególnych spółek, generuje w wielu przypadkach totalne bzdury. Np. banki mają mocno zaniżone ratingi (sugerujące wysokie ryzyko), a wielu deweloperów i firm windykacyjnych ma od STOCKWATCH rating "AAA" (oznaczający praktycznie zerowe ryzyko kredytowe - tj. poziom lepszy niż rządu USA, które mają tylko "AA+"  ). Wielu bankrutów z Catalyst też miało u nich bardzo wysokie ratingi. Jako ostatni przykład podam PCGuard, który w kwietniu zeszłego roku miał w STOCKWATCH rating "AAA", a w kwietniu bieżącego roku nie wykupił obligacji. Jeśli ktoś chce, to niech korzysta z tych "automatycznych" ratingów, ale myślę, że serwis STOCKWATCH powinien zastanowić się nad rezygnacją z ich publikacji, żeby nie podważać wiarygodności tego dobrego skądinąd serwisu inwestorskiego. yayurek napisał(a):po kilku latach dochodzę do wniosku, że jedyną metodą na uzdrowienie sytuacji jest wkraczanie organów prokuratorskich czy jakiejś służby giełdowej z uprawnieniami np. ABW czy służby celnej.... He, he!  Wybacz, ale przy inwestowaniu w obligacje firm (a akcje też swoją drogą) mimo wszystko wolałbym jednak korzystać z ratingów agencji ratingowej, niż z usług agencji bezpieczeństwa wewnętrznego czy innych tego typu szemranych urzędów państwowych. Natomiast odnośnie skuteczności działalności organów państwowych w naszym kraju - w pełni się zgadzamy.
|
|
intelekt napisał(a): A propo zabezpieczeń. Trzymajcie się mocno. To potwierdza tylko moją tezę, że przy inwestycjach w obligacje najważniejsza jest profesjonalna ocena ryzyka wystąpienia niewypłacalności emitenta (najlepiej w postaci ratingu kredytowego nadawanego przez agencję ratingową i monitorowanego później do wykupu obligacji). Ma to szczególnie duże znaczenie na polskim rynku, bo przy naszym ułomnym prawie upadłościowym oraz żenującej skuteczności i efektywności sądów gospodarczych zabezpieczenie obligacji można najczęściej sobie w buty wsadzić, żeby poczuć się wyższym. Z historii o żądaniu wysokich opłat od obligatariuszy przez administratorów zastawu wynika dodatkowo, że teoretycznie możliwa jest sytuacja, że w przypadku obligacji zabezpieczonych można stracić więcej niż się początkowo zainwestowało. Bo jeśli ten nieszczęśnik zapłaci administratorowi hipoteki kilkanaście lub nawet kilkadziesiąt procent nominalnej wartości posiadanych obligacji, dojdą do tego może jeszcze jakieś dodatkowe koszty, a ostatecznie uda się odzyskać mniej (lub nawet z różnych przyczyn nic nie zostanie odzyskane), to strata na obligacjach przekroczy 100% początkowej inwestycji. A przecież inwestycje w obligacje korporacyjne powinny być bezpieczniejsze od inwestowania w akcje. Tymczasem na akcjach można stracić co najwyżej 100%. Powtórzę więc moją sugestię: żądajmy od emitentów obligacji korporacyjnych poddawania się ocenie ratingowej!!! Bez tego inwestowanie na tym rynku to ruletka, w której wygrywa tylko kasyno (czyli prawnicy i sprzedawcy).
|
|
Ja jeszcze nie wtopiłem na Catalyst!  Ale to pewnie tylko dlatego, że na razie trzymam się od tego rynku z daleka widząc co się tam dzieje. Zainwestuję w obligacje korporacyjne dopiero kiedy ten rynek się ucywilizuje, to znaczy kiedy upowszechni się sytuacja, kiedy emitent, który chce pożyczyć ode mnie pieniądze, pokaże mi niezależną ocenę swojej wiarygodności finansowej w postaci ratingu agencji ratingowej, a dodatkowo jego sytuacja finansowa będzie później monitorowana przez tą agencję. Dzięki nadaniu ratingu będę wiedział jaki jest poziom ryzyka i czy premia za to ryzyko jest odpowiednia, no a później będę mógł w porę reagować jeśli rating będzie ulegał zmianie. Być może prześwietlanie emitentów przez agencję ratingową pozwoli także wychwycić i wykluczyć z rynku ewidentne przekręty, mające na celu wyłudzenie pieniędzy od inwestorów. Dziwię się tylko, że tylu inwestorów (naiwniaków/ignorantów/frajerów - niepotrzebne skreślić) kupuje obligacje korporacyjne nie wymagając od emitentów (albo od organizatorów emisji/sprzedawców/naganiaczy - niepotrzebne skreślić) tego co na rozwiniętych rynkach jest standardem, czyli właśnie ratingu kredytowego i monitoringu ryzyka emitenta w trakcie trwania życia obligacji. Na naszym rynku działa już przecież od paru lat polska agencja ratingowa EuroRating ( www.eurorating.pl) oceniająca m.in. największe spółki giełdowe z WIG20 i największe polskie banki. Dotychczasowe wystawiane przez nich ratingi są bardzo sensowne, a poza tym z tego co piszą na stronie, to agencja ta jest nadzorowana przez europejski nadzór finansowy ESMA, więc muszą spełniać odpowiednie standardy jakości i niezależności. Ostatnio rating u nich uzyskała taka fajna spółka jak Alumetal (niestety nie emitują obligacji, bo może wreszcie bym coś kupił). Dlaczego więc mniejsi emitenci obligacji nie mogliby postarać się o rating w tej agencji?...  Chyba dlatego, że u nas standardem jest to, że ratingu NIKT nie wymaga... Może więc my - inwestorzy - powinniśmy wreszcie zacząć wywierać presję na emitentów i organizatorów emisji, żeby dla emitentów obligacji uzyskiwać ratingi? Bo obawiam się, że bez tego coraz więcej będzie takich zniechęconych jak VOYAGER. No i co rozsądniejsi potencjalni nowi nabywcy obligacji korporacyjnych będą - tak jak ja - bali się w ogóle zbliżać do tego rynku.
|
|