Opowiem moją historię, która w głównej mierze jest związana z tą spółką. Post byćmoże powinien znaleźć się w dziale "Indywidualne kroniki" giełdowe, ale...
Od 2003 do 2007 grałem na funduszach, więc ominął mnie kryzys i wtedy miałem około 60% zysku.
Zrozumiałem, że inwestowanie to coś czym muszę się zająć.
Moja "analiza" rynku była nie profesjonalna, śledziłem wig, czytałem komentarze gospodarcze i na tej podstawie podejmowałem decyzje. Sygnałem wyjścia było dla mnie to, że do giełdy i funduszy zaczął mnie namawiać taksówkarz, gdy wracałem z mocno zakrapianej imprezy, następnego dnia rano sprzedałem wszystko co miałem i kupiłem obligacje. Wiem, że to dość enigmatyczne zasady podejmowania decyzji...
Trochę zboczyłem z tematu...

Wracając do ATREM'u
Przeczytałem książkę "Na sposób Warrena Buffeta", uwierzyłem w buy and hold i zdywersyfikowany portfel i gdybym zastosował tę taktykę, to pewnie dobrze by poszło. Wcześniej przeczytałem książkę "błądząc po Wall Street, w której autor pokazuje dowody na to, że AF i AT nie są idealne, zwłaszcza AT.
Jestem byłem pracownikiem tej firmy i ich debiut, był dla mnie debiutem na giełdzie. Znam prezesa, wiem, że to człowiek, który umie robić pieniądze w dodatku bardzo sympatyczny, bardzo otwarta głowa. Wiem czym zajmuje się firma i widziałem w tym mnóstwo pieniędzy i to przez wiele lat jeszcze. Z nastawieniem "Kup i trzymaj" władowałem na debiucie 70% posiadanych oszczędności i zrobiłem stopa na 9% poniżej ceny zakupu.
Niedługo potem był zjazd z 6,5 na 3,5, wiec zaliczyłem strate. Przyznam, że to była dla mnie dość
gorzka pigułka do przełknięcia.
Jak to bywa na cena dość szybko wróciła na poprzedni poziom, czekałem na moment, żeby wejść z powrotem a cena rosła i rosła, a ja liczyłem na jakąś chwilową korektę i wsiadłem z powrotem na 11 i wysiadłem na 12,5 ze strachu, potem wsiadłem na 12 i wysiadłem na 14. Straciłem chyba okazję życia, bo mogło być 300%

...
Odrobiłem straty...
No i zaczął mnie pociągać daytrading i spekulacja. Punkt zwrotny w mojej inwestorskiej karierze.
Na ATREMie wiało nudą, podczas gdy na całej giełdzie szalało. Wywaliłem resztki po 14,7 i postanowiłem, że do ATREMU, wrócę jak sie ruszy.
Od tego czasu zacząłem mnóstwo czasu spędzać z dość niestety miernym skutkiem, choć jestem do przodu 10% a obracam kapitałem 25000 złotych. Marny to wynik od początku lipca. Jestem programistą i to bardzo dobrym, stawka na godzinę pracy jak pracuje w branży jest dużo wyższa od tego co mi wychodzi na giełdzie
Dlatego też próbuje wrócić do taktyki „buy and hold”+ trailing stop loss i nie śledzić giełdy przez 4h dziennie, ale giełda zaczęła działać na mnie jak narkotyk...
No i tu pytanie, czy wrócić w ATREM? Jestem przekonany, że ta spółka będzie zwiększać zyski o „klikanaście” procent przez najbliższe lata, ale czy cena nie jest za wysoka? Chciałem wrócić jak ruszy się ponad 15, ale ruszyło to od razu z 14 na 17,5 i znowu czuje, że coś przegapiłem. Dodam, że wejść w spółkę jest trudno jak cholera, bo dzienny obrót jest bardzo mały.
Jeśli macie pytanie, na które sądzicie, że mogę odpowiedzieć jako eks pracownik działu programistów, to proszę bardzo.