Polski świat finansowy ma nowego bohatera: opcje. Oczywiście, czarny charakter. W tle czają się zachłanne banki, a gra toczy się o niewyobrażalne pieniądze. Nasi, niestety, przegrywają. Sytuacja nie jest jednak tak prosta jak w bajce o Czerwonym Kapturku.To prawda, że banki postąpiły fatalnie: jak cwany taksówkarz wiozący prowincjusza z dworca na lotnisko, zdarły skórę z klientów korzystając z ich niewiedzy i podpuszczając jak bazarowy naciągacz w trzy karty. Na dodatek, z rozmów ze znajomymi dyrektorami finansowymi wiem, że we wrześniu i październiku było niezwykle trudno zabezpieczyć kurs w drugą stronę, szczególnie importerom. Gdy tylko dolar zaczął rosnąć, nagle nie dało się nic załatwić w tej sprawie, doradcy się pochorowali, dyrektorzy porozjeżdżali, maile ginęły i nikt nie potrafił nic na to poradzić.
Naciągnięte firmy są samemu sobie winne. Ileż razy trzeba dać się oszukać, aby wreszcie się nauczyć, że nie ma nic darmo? Że łatwe pieniądze nie istnieją? I że jeśli ktoś ochoczo sprzedaje nam „świetny” produkt, to najczęściej w środku tkwi haczyk? I że jakikolwiek produkt zabezpieczający to nic innego jak obstawianie określonego ruchu ceny instrumentu przeciwko komuś innemu? Jeśli produkujemy chemikalia, obrabiarki czy meble, to zapewne działamy dzięki wiedzy eksperckiej w tej właśnie branży, ale w finansach to banki są lepsze od nas. Dlatego nie warto kopać się z koniem ani ścigać z chartem, tym bardziej o wysokie stawki.
Zaniedbanie dyrektorów finansowych jest potężne. Bardzo przepraszam, nie trzeba było słyszeć o noblistach Fischerze Blacku i Myronie Scholesie, którzy w 1973 roku opublikowali model wyceny opcji. Ani tym bardziej rozumieć ich straszliwych wzorów, którymi męczeni są kandydaci na maklerów, adepci tytułu ACCA czy też studenci MBA. Wystarczyło wejść na darmowy kalkulatorek, np. na Interii (tak, jest taki pod adresem
mojeinwestycje.interia.pl/poch... ) i wycenić sobie opcje Call i Put aby zobaczyć, że – oczywiście w zależności od konkretnych wprowadzonych danych – Call wychodzi od około 2 do ponad 3 razy drożej niż Put. Zatem w zamian za jedną kupioną opcję sprzedaży powinno się wyemitować 1/3 do najwyżej 1/2 opcji kupna, a nie kilka czy kilkanaście, jak to podobno miało miejsce.
Teraz w pośpiechu dokształcają się wszyscy przesiębiorcy, menedżerowie i finansiści. Nie tylko te kilkadziesiąt – podobno – tysięcy firm dotkniętych problemem, ale każdy, kto ma w swoim obrocie do czynienia z walutą. Idę o zakład, że można by już urządzać Narodowy Test z Opcji, a derywaty lada niedziela pojawią się jako hasło w Familiadzie. To nie jest śmieszne, ale mleko już się rozlało. I tylko szkoda, że władze ospale zabierają się do ewentualnego uregulowania sytuacji odgórnie. Od tego są w końcu interwencje, aby powstrzymać chore mechanizmy. Na razie nic widocznego się nie dzieje, zaś ugody, o których zaczynamy słyszeć, tylko utrudnią delegalizację procederu – o ile rzeczywiście jest ona w planach, a nie tylko na ustach decydentów.