majama napisał(a):Patrząc moim okiem na sytuację makro; nasilaja sie upadki firm i instytucji, siła hossy jest zatrzymana, wiele spółek praktycznie od sierpnia spada.
Zastanawiam sie dlaczego tak musi być; aby gospodarka miała realna siłe do pociągnięcia cen akcji musi generowac PKB na poziomie pozwalającym zaspokoic drenowanie giełdy z instytucji typu domy maklerskie i sama giełda i jeszcze musi coś z tego zostawać. Mysle że wtedy wzrost wycen powinien byc proporcjonalny do tego wygospodarowanego bogactwa. To tak wychodzi gdy całe przemyślenia opieram na uproszczeniu że giełda odzwierciedla dokładnie stan calej gospodarki, ale chyba można uznac że na giełde trafiaja spółki o lepszej stopie dochodowości niż średnia w kraju. Myśle że drenowanie pieniędzy z gieldy poprzez prowizje instytucji jest na poziomie 1-3%, załóżmy na razie że 2%. A realny wzrost indeksów załóżmy że jest dwukrotnie większy od PKB.
Wiec przy PKB na poziomie 2% realny wzrost wartości indeksów powinien być 4% ale że 2% z tego pożera nam makler i bank to realny wzrost indeksów powinien być na poziomie 2% rocznie. Przy porównaniu do inflacji to porażka. Problemem tez jest wyznaczenie jako takiego poziomu zero, czyli poziomu w którym wycena rynkowa odpowiada aktualnemu stanowi gospodarki. Jestem przekonany że w marcu bylismy poniżej tej wyceny, a aktualnie chyba jesteśmy lekko powyżej. Troche inwestorzy w wyścigu sie rozpędzili i wleżli na górke z której powoli sie trzeba osuwac albo poczekac aż realna gospodarka nadgoni zaległości. A tymczasem ile możemy sie spodziewac z najbliższych latach od realnej gospodarki? To jest kluczowe pytanie. Żeby było ciekawiej to korelacje światowych rynków każa takie przemyślenia prowadzić dla gospodarki największych krajów, zwłaszcza amerykańskiej.
Jak popatrzymy co mówi nam prasa:
Cytat:Tusk: Polska gospodarka najgorsze ma już za sobą
to sie zastanawiam czy nasz rząd nie nadrabia miną i obietnicami bez pokrycia. Nawet jakby u nas poszło dobrze to zagranica dobrze wyciąga stąd kapitał. Sami hossy nie pociągniemy. Trzeba rozruchu światowej gospodarki.
1. Na giełdę nie koniecznie trafiają firmy o dochodowości ponad przeciętnej. Wręcz przeciwnie. Na ogół małe firmy, nie giełdowe, są w stanie wypracować super dochodowość.
2.To, że PKB wzrasta o 2% nie oznacza, że dochodowość firm wzrasta o tyle samo. Wręcz może spadać. Poza tym PKB wypracowują także firmy nie giełdowe. W Polskich warunkach jest ich większość.
3. Dlatego podstawowym wskażnikiem jest c/z lub c/zo. No i stosunek firmy do dywidendy i inwestycji w przyszłość.
4. Jak dla mnie takie fundamentalne podejście do ceny akcji jakie tu prezentujesz jest podstawą giełdy, ale dawnej giełdy. Jeżeli dziś np. miałbyś spółkę wypłacającą 100% zysku jako dywidendę i c/z było 10 to byłbyś o kilkaset punktów procentowych do przodu w stosunku do lokaty. Tyle, że są to zawsze wyniki historyczne, a giełda ma przewidzieć przyszłość. Bazując na historii, analizie ogólnych zjawisk, a może przeczuć. Po drodze pojawiły sie instrumenty takie jak krótka sprzedaż, futy, opcje, forex, internet, łączność bezprzewodowa, analiza komputerowa i co jeszcze chcesz. Część z nich tak naprawdę było od dawna tyle, że ich skala zdominowała dziś dawne mechanizmy giełdowe. No i ludzie zamiast uczciwej analizy raportów (albo dodatkowo) zajeli się analizą techniczną trendów. A infa zewnętrzne, jak to z Dubaju, wpływają na wartość spółki zajmującej sie uprawą pomidorów w Polsce. Taki sam wpływ ma info, że PKB w Polsce rośnie. Tyle, że już tylko na tą polską spółkę, bo nie na akcje w Dubaju.
5. To czy w Polsce mamy rzeczywiście wzrost PKB, czy nie, ma drugorzędne znaczenie. Zakładając, że metodologia jego liczenia nie zmieniła się ostatnio to pewnie rzeczywiście rośnie. Tyle, że 1.7% wzrostu to za mało byśmy to odczuli na własnej skórze. Tym bardziej, że rok temu euro było po 3,40, a teraz po 4,15. Można też produkować więcej zatrudniając mniej ludzi. Odczucie też będzie, że jest gorzej. Szczególnie wśród zwolnionych.