Mnie to już znudziło. Jak będę posiadał większy kapitał, powiedzmy 500 000 zł, to być może wrócę do "grania", bo wtedy nawet te cząstkowe zyski dadzą w efekcie powazne kwoty. Ale teraz poświęcać po parę godzin dziennie na analizy, siedzieć nad notowaniami, newsami z rynku, pocić się i denerwować jeśli coś pójdzie nie tak, a wszystko żeby zarobić codziennie średnio pół dniówki mojej normalnej pracy - pas. Równie dobrze mogę wziąć nadgodziny.
Wybrałem najlepszą moim zdaniem inwestycję w obecnym momencie, wpakowałem tam całe fundusze z portfela i na resztę rynku nie zwracam uwagi. Albo wygram kilkaset procent albo przegram 25% (bo jestem już kilkadziesiąt procent na plusie i przy ewentualnej katastrofie realne straty nie będą większe) - przy czym prawdopodobieństwo katastrofy oceniam na nie więcej niż 1/10. Te parę godzin mogę teraz poświęcić na przyjemniejsze rzeczy niż wpatrywanie się w wykresy kilkunastu spółek.
Potwierdzam fakt że gra na giełdzie jest autentycznym uzależnieniem, po pewnym czasie nie da się już przechodzić obojętnie obok potencjalnych zysków i w kółko myśli się wyłącznie o tym że jeśli się czegoś nie zrobi to zarobek kilkunastu procent przejdzie koło nosa.
Zresztą obejrzyjcie sobie dwa filmy - Rogue Trader i Owning Mahowny. Mechanizm popadania w uzależnienie i doprowadzania do przestępstw gospodarczych i katastrofy finansowej jest w obu przypadkach identyczny.
The recovery in profitability has been amazing following the reorganization, leaving Barings to conclude that it was not actually terribly difficult to make money in the securities market.