Sygnały i ich scoringWprawdzie ostatnio nie bardzo miałem czas na szlifowanie strategii, chciałbym w tym (i pewnie kilku kolejnych wpisach), przeanalizować dość istotny temat scoringu sygnałów. Zajmowałem się tym w styczniu i lutym, duchowego i merytorycznego wsparcia udzielał mi Wojetek (dzięki!).
W czym rzecz? Chciałbym znaleźć odpowiedź na dość proste pytanie. Jeśli w ramach mojego sygnału mam sygnał zakupu dla spółek AAA i BBB, a nie mogę kupić jednej i drugiej, bo brakuje mi środków, którą z nich powinienem wybrać?
Jest to część szerszego pytania: które sygnały są lepsze, a które gorsze. Wiadomo, że prowadzą one do transakcji zyskownych i stratnych. Może więc da się przewidzieć, czym charakteryzują się sygnały bardziej zyskowne i czym różnią się od mniej zyskownych, a może – to by było fantastyczne – uda się wręcz wybrać grupę sygnałów, które są średnio stratne i których po prostu brać nie warto.
Ale cofnijmy się do samych podstaw:
czym jest sygnał? Załóżmy, że sygnał zakupu określimy jako: "cena zamknięcia na koniec tygodnia większa od średniej z 52 tygodni", a sygnał sprzedaży "cena zamknięcia na koniec tygodnia mniejsza lub równa średniej z 52 tygodni". Ktoś dociekliwy mógłby powiedzieć: no dobrze, a jeśli cena cały czas, tydzień po tygodniu utrzymuje się powyżej średniej, to czy są to kolejne sygnały zakupu?
To wbrew pozorom nie jest głupie pytanie. Powiedzmy, że nie mamy w portfelu gotówki, a spółka AAA przekracza właśnie 52 tygodniową średnią. Generuje sygnał zakupu, ale my z niego nie korzystamy. W kolejnym tygodniu nadal jest nad średnią, ale dalej, nie mamy za co jej kupić. W jeszcze kolejnym: nadal rośnie i jest nad średnią, ale my właśnie pozbyliśmy się innej spółki z portfela i mamy odpowiednią ilość gotówki. Kupujemy spółkę AAA? Czy nie? Odpowiedź na to pytanie wcale nie jest banalna. To po prostu trzeba przetestować, jakie podejście bardziej się opłaca.
W mojej strategii liczy się tylko pierwszy sygnał zakupu (pierwszy w od chwili debiutu lub pierwszy po sygnale sprzedaży). Kolejne są pomijane. Decyzja została podjęta po testach i dotyczy tej konkretnej strategii. W innych strategiach może bardziej opłacać się podejście takie, że każde spełnienie warunków jest traktowane jako sygnał do wzięcia (pod warunkiem posiadania gotówki).
Na sygnał zakupu składa się na ogół wiele czynników. "Cena zamknięcia na koniec tygodnia większa od średniej z 52 tygodni" to nie wszystko. Na ogół inwestorzy dodają do tego dodatkowe warunki np: "i cena jest > 1 zł" albo "i obrót > 1 mln za ostatni miesiąc" albo "i spółka wchodzi w skład indeksu WIG". I tutaj też należy zadać sobie pytanie: czy traktujemy te warunki łącznie z podstawowym (nazwijmy to "merytorycznym") warunkiem opartym o analizę techniczną lub fundamentalną, czy też rozdzielamy je.
Przykład: mamy spółkę, która przekroczyła właśnie średnią z 52 tygodni. Ale jej cena to 0,50 zł, a postanowiliśmy, że nie kupujemy groszówek. Nie kupujemy jej. 10 tygodni później kurs na zamknięciu wynosi 1,05 zł. Przez cały ten czas kurs utrzymywał się nad średnią. I co teraz? Kupujemy, czy nie?
Znowu nie da się udzielić uniwersalnej odpowiedzi. Jeśli w ogóle założyliśmy w naszej strategii, że kolejne sygnały zakupu się liczą (o ile jest gotówka), to pewnie raczej powinniśmy ją kupić. Jeśli jednak podjęliśmy decyzję, że liczy się tylko pierwszy sygnał, to raczej należy mocno się zastanowić, czy kupić spółkę, która pierwszy sygnał zakupu wygenerowała 10 tygodni wcześniej.
Trzeba to sprawdzić w testach historycznych, jakie podejście daje lepszy wynik. Wydaje mi się, że dla systemów trend-following lepiej brać tylko pierwszy "merytoryczny" sygnał zakupu. Oznacza on, że spółka weszła w trend. Jeśli to groszówka, to odpuszczamy, ale wejście w trend jest faktem. 10 tygodni później spółka nadal jest trendzie, nie jest już groszówką, ale jest to trend mocno zaawansowany. Czy opłaca się w tym momencie wchodzić? Niekoniecznie.
Z sygnałami sprzedaży jest dość podobnie. Akurat "kolejne" sygnały sprzedaży z powodu braku spółki w portfelu nas nie interesują: jednej spółki nie możemy sprzedać 2 razy. Ale możemy zastanowić się, czy np. spadek < 1 zł nie powinien dać sygnału sprzedaży (nawet, jeśli spółka jest nadal nad średnią).
Mamy więc transakcje realne: te, które faktycznie trafiły do naszego portfela i transakcje wirtualne: te, które trafiłyby do naszego portfela, gdybyśmy tylko mieli odpowiednią gotówkę albo gdyby spółka spełniła dodatkowe, bardziej formalne warunki. Jeśli dana spółka jest "wirtualnie" kupiona możemy zdecydować, ze nie kupujemy jej realnie dopóki wirtualna transakcja się nie zakończy.
Kończąc ten prosty wydawałoby się temat, jeszcze jedna kwestia. Możemy mieć sygnały zakupu i sprzedaży które się wzajemnie wykluczają (cena nie może być i pod średnią i nad średnią na raz), a możemy mieć sygnały niewykluczające się. Na przykład w moim systemie może zdarzyć się tak, że spełnione są zarówno warunki zakupu, jak i sprzedaży, w tym samym momencie. Co wówczas? U mnie sygnał zakupu ma zawsze priorytet, ale to jest też decyzja, którą trzeba podjąć po przetestowaniu.
I na sam koniec: do budowy systemów można podejść od strony sygnałów. Istnieje jednak konkurencyjne podejście, zdaniem niektórych lepsze, gdzie nie mówimy o sygnałach, tylko stanach. Dopóki spółka spełnia pewne warunki jest w stanie "w portfelu". Kiedy przestanie je spełniać jest w stanie "poza portfelem". Różnica jest subtelna i oba podejścia są dobre w innych sytuacjach. Np. w systemach rotacyjnych, typu "trzymamy 10 najsilniejszych spółek" raczej mówimy o stanach a nie sygnałach.