Sprawę trochę zbyt upraszczasz. Przy czym być może ja niezbyt ściśle się wyraziłem, dlatego uważasz, że to co mówię to niepełna prawda. Uściślam zdanie: Wycena akcji dotyczy nie samych zysków, ale
oczekiwanych przepływów pieniężnych, które właśnie mogą się zamienić w dywidendę jak napisałaś. Dlatego spadek
tych przepływów oznacza spadek wartości.
Jednak napisałaś:
Cytat:Najczęściej prognozę DCF sporządza się dla pierwszych kilku lat szczegółową, a potem dodaje wartość rezydualną. Jeśli FCF np w dwóch pierwszych latach jest mniejszy przez zwiększanie kapitału obrotowego, a nie ma to wpływu na przyszłe FCF to jest jak piszesz, ale najczęściej wpływ ma... Po to się inwestuje aby mieć zwrot. Ten zwrot powiększa przyszłe FCF.
To, że FCF są mniejsze w jednym czy drugim roku, nie jest problemem. Ważne, aby jeszcze dalsze FCF były odpowiednio większe, większe przynajmniej o czynnik dyskonta. Wtedy wartość wcale nie spada...
Jeśli rozbierzesz problem na czynniki pierwsze, to okaże się, że wcale to takie nie jest oczywiste. Zwracam uwagę na podkreślony fragment, bo tu jest istota problemu.
Jeśli rynek jest efektywny, to każda inwestycja (nieważne czy rzeczowa czy finansowa) jest obarczona ryzykiem. Jesli więc przedsiębiorstwo coraz więcej inwestuje, to więcej ryzykuje. To ryzyko musi zostać odzwierciedlone w wymaganej stopie zwrotu, czyli i czynniku dyskontowym. Stopa dyskontowa zatem rośnie, a inwestorzy mają większe wymagania. Dlatego zwiększone CF w przyszłości będą korygowane większą stopą dyskontową. Są to jednak - jak podkreśliłem - dopiero oczekiwane przepływy pieniężne.
Przeanalizujmy kilka przykładów.
a) spółka inwestuje w nowe produkty. Ryzyko: nie wiadomo czy spełnią oczekiwania konsumentów, czy koszty nie będą wyższe od przychodów?
b) spółka opracowuje nowe technologie produkcji, wdrażania produktów. Zmniejsza to koszty produkcji, koszty marketingu itp. Ryzyko: Oczywiście, jeśli spółka wpadła na genialne pomysły, to będzie miała tylko z tego profity. Zakładamy bowiem przeprowadzenie odpowiedniej analizy SWOT. Jednakże mamy tu ryzyko, że zespół, który wymyślił to i opracował, będzie domagał się o wiele wyższego wynagrodzenia, premii z tego tytułu, dużych honorariów. Teoretycznie, tak powinno być, że całkowite (ponadprzeciętne) profity z tytułu nowych technologii powinny zostać zjedzone przez wzrost kosztów wynagrodzeń (w końcu płaci się za pomysłowość, której wartość jest równa przyszłym oczekiwanym zyskom dzięki niej wygenerowanym - w tym przypadku odpowiednio niższe koszty).
Jeśli to ryzyko nie występuje, to i tak należy pamiętać, że każda innowacja wynika najzwyczajniej z przypadkowego odkrycia. Inaczej bowiem już każdy inny by na to wpadł, to prowadziłoby do tego, że każdy by to stosował, to prowadziłoby do tego, że nasza spółka stosowałaby daną technologię od samego początku działalności, czyli nie wprowadzałaby inwestycji w życie. Czyli to los sprawia, że inwestycja zamienia się w innowacyjną technologię. A jeśli los, to - powiedzmy - ryzyko.
c) nowe techniki organizacyjne. W zasadzie jest bardzo podobnie do (b). Jeśli rynek jest efektywny, to już ta technika istniałaby od początku, chyba że ktoś przypadkowo ją odkrył. Jeśli spółka działa racjonalnie, to od początku powinna działać optymalnie, najbardziej efektywnie, wykorzystując całą dostępną wiedzę o zarządzaniu.
Rynek wycenia akcje w sposób realny, a nie optymistyczny. Ty zakładasz od początku, że te przyszłe CF są już faktem. I nie zwiększasz stopy dyskontowej. Czyli zakładasz optymistycznie, że inwestycje spółki nie są obarczone zbyt dużym ryzykiem.
Druga możliwość. Zwiększasz stopę dyskontową, ale tylko trochę, nie na tyle by zastopować wzrost CF, bo uważasz, że ryzyko nie jest na tyle duże, by inwestycje się nie powiodły. To oznacza, że
zakładasz nieefektywność rynku.. Na co ja mówię:
No i zapomniałem dodać to co najważniejsze: wzrost oczekiwanych CF przy rosnącej stopie dyskontowej może spowodować spokojnie, że wartość wewn. spadnie.
Co cię nie zabije, to cię udziwni
[**usunięto zakazaną treść**]