@Wojetek
Być może źle mnie zrozumiałeś, albo ja nie doprecyzowałem wypowiedzi. Jeśli chodzi o moją ocenę "frankowiczów", bazuję głównie na własnych obserwacjach. Z racji swojej specyfiki zawodowo-zarobkowej przez długi czas obracałem się w kręgu ludzi, którzy właśnie takie kredyty pobrali, przy czym ich zarobki oscylowały zazwyczaj albo w granicach, albo tuż poniżej "średniej krajowej brutto". Osobiście nie nazwałbym ich "klasą średnią", nie mówiąc już o tym, że niemal żadna z tych osób nie posiadała żadnej unikatowej umiejętności, która czyniłaby ich trudno zwalnianymi z pracy lub zdolnymi do wykłócenia się o jakąś sutą podwyżkę. Z moich obserwacji wynika, że prawdziwa klasa średnia, czyli ludzie dosyć mocno usytuowani, brali kredyty w CHF-ach znacznie przed gwałtownym wzrostem cen mieszkań, czyli w latach 2000 - 2004, kiedy zarówno nieruchomości były znacznie tańsze, jak i frank znacznie droższy.
Ich więc gwałtowny wzrost szwajcarskiej waluty faktycznie nie rusza, gdyż po pierwsze albo już niemal spłaculi swoje kredyty (w latach o których mówię banki domagały się sporego wkładu własnego), albo wyemigrowali na Zachód i te ich frankowe mieszkania zasiedlają teraz najemcy, spłacający raty kredytów, albo zostali w Polsce, ale zarabiają na tyle dobrze, że mają gdzieś niemal dowolny wzrost kursu. Zupełnie inaczej ma się sprawa z pozyczkobiorami z transzy "kto nie kupił, ten przegrał życie", czyli osobnikami ze średnią krajową, zadłużającymi się w chwili, kiedy szwajcar oscylował w okolicach 2 złotych. Obecnie jest ich sporo i naprawdę cienko przędą, jednak nie w tym sensie, że nie są w stanie spłacać tych kredytów, tylko nie stać ich już praktycznie na nic innego poza zaspokajaniem podstawowych potrzeb. Takie zaspokajanie nie rozkręci jednak gospodarki ani nie przysporzy dodatkowych środkow budżetowi państwa.
Nie mówiąc już o całkiem poważnych kłopotach w przypadku utraty pracy. Podsumowując, moim zdaniem obecnie ci ludzie stąpają po bardzo cienkim lodzie a kredyty spłacają sumiennie wyłącznie z powodu konstrukcji polskiego prawa, które bardzo utrudnia upadłość i pozbycie się garbu w postaci kredytu. W związku z tym w momencie jakiegoś większego zawirowania i zbiegu kilku czynników, takich jak osłabienie gospodarcze połączone ze wzrostem kursu franka może dojść do masowego bankructwa tych ludzi. Oczywiście moje rozumowanie może być obarczone błędem wynikającym właśnie z tych wyżej wymienionych własnych obserwacji. Bo może faktycznie jest tak, że kredyty w CHF-ach brane w newralgicznym momencie mają w większości ludzie zamożni a tylko ja trafiałem na dziadów, niemniej jednak, znów moim zdaniem, dłuższa obecność kursu franka w okolicy lub powyżej 4,5 PLN może na dłuższą metę przekraczać próg bólu wielu kredytobiorców. Którzy łatwo mogą wtedy dołączyć do innych niezadowolonyc i wywieźć dowolny rząd na taczkach :)