Czy powinniśmy przenieść się już na Kozetkę, wątek "płacz"?
Jak to u nas z dnia na dzień od euforii do katastrofy jeździmy.
Ale tylko dzięki tym "katastrofom" doceniamy później wahnięcia w drugą stronę. Bez "katastrof" nie byłoby euforii, bo ciągłe zarabianie spowszedniałoby (jak taki np. chleb, który już radości nie daje, a powinien przecież dawać jej więcej niż GPW). Bez dołków nie ma górek, a więc i endorfin, które tak lubimy (i które nas uzależniają)