Witamy serdecznie!
Zapraszam do aktywności.
Hmmm... ja też robiłem dla korporacji...
Różnie bywało.
Spróbuj na chwilę wejść w skórę menedżerów francuskich, niemieckich czy jakichś tam holenderskich, którzy zarządzają spółką w Polsce. Najczęściej odpowiadają za region CEE i mają pod sobą jeszcze kilka czy nawet kilkanaście krajów.
No i co? Ano rąbią kocmołuchów ile się da. Trudno się dziwić, że kierują się interesem właścicieli firmy-matki - za to im płacą. A jeśli wykazują jakąś etykę czy troskę o interes społeczny, to własnego kraju. Normalne zjawisko.
Ale z drugiej strony nierzadko są to też leszcze, którzy zanim się zorientują w polskiej rzeczywistości to też dają się rąbać naszym kombinatorom. Dżungla? Biznes. To jedno i to samo.
Można tylko liczyć, że świadomie nikt sobie specjalnie krzywdy nie zrobi.
Wracając do pytania: wcale nie uważam, żeby polscy menedżerowie z racji zamieszkania zasługiwali na jakieś większe zaufanie. Jest tyle sposobów transferu zysku z kieszeni do kieszeni, że nie trzeba go wysyłać aż za granicę. Mała pociecha, że zostaje w Polsce, skoro nie ma go już w spółce.
Ale nie jest tak źle. C/Z to nie jedyny wskaźnik. C/WK jest równie ważny, podobnie C/P, a przychodów nie da się już nijak transferować bo je widać. I jeśli spółka X ma marże operacyjne jakoś widocznie niższe niż spółka Y z tej samej branży, to gwarantuję, że zaczną się nią interesować inspektorzy od
transfer pricing. Tak więc proceder nie może być wielki, bo to za duże ryzyko.
Hm, muskamy bardzo wielki temat: etyki w biznesie publicznym. Nie wiem skąd mam fatalne uczucie, że w głowach tych ogarniturowanych biznesmenów, z ustami pełnymi kwiecistych frazesów, rezyduje tylko jedno słowo: ZYSK. Osobisty...
Trzeba z tym żyć i szukać, gdzie mamy zbieżne interesy. Sami przecież w końcu chcemy tylko i wyłącznie zarobić.