Jak dla mnie to drugi link jest niespójny. Liczenie maintenance CAPEX jest OK w celach analitycznych, ale używanie tego w ten sposób do wyceny jakoś mnie nie przekonuje. Jakimś trafem w przyszłych okresach dyskontowany jest cash flow po uwzględnieniu wzrostu, a licząc podanym sposobem wzrost się bierze znikąd (bez dodatkowych nakładów). W tym wypadku ta ukryta wartość, o której wspominają, to po prostu niepoprawne przeszacowanie bieżących CF.
To podejście miałoby sens przy szacowaniu wartości rezydualnej - jako proxy dla rezydualnego CF. Ale nie jest to nic innego jak po prostu prognozowanie CF dla terminal CAPEX = maintenance CAPEX ~= Depreciation & Amortization.
Po pobieżnym sprawdzeniu widzę, że jest trochę więcej linków prezentujących podobne podejście jak wymienione w Twoim poście. Pewnie wynika to z tego, że wersja Buffetta to FCF = Net earnings + Depreciation – maintenance CAPEX. Tylko że z tego jak ja to rozumiem, on ma trochę inną perspektywę. To jest patrzenie w stylu - zobaczmy, jakie przepływy firma generuje obecnie i ile trzeba wydać, żeby taki poziom utrzymać. Inwestycje we wzrost mnie nie interesują, bo jak kupię całość (większość), to ja będę decydował, czy jest sens/potrzeba wzrostu (i czy jest to rzeczywiście opłacalne). Ale FCF w przyszłych okresach jest szacowany właśnie bez elementu wzrostu i takie podejście jest spójne. Szukanie ukrytej wartości w tym wypadku polega na sprawdzeniu, czy przy takim założeniu (zatrzymujemy w tym momencie inwestycje wzrostowe) nie uzyskamy więcej niż oczekiwania rynku. Może tak być, jeśli np. decyzje inwestycyjne obecnego zarządu nie są optymalne, a my mamy lepszy pomysł (czyli sposób na wygenerowanie większego CF przy tym samym/mniejszym poziomie CAPEX).
Problem powstaje, gdy zaczyna się mieszać trochę tego podejścia, trochę tamtego.
Przynajmniej ja tak to widzę w skrócie.