PARTNER SERWISU
mcmmqwyw
1 2

Przychodnia :)

irfy
0
Dołączył: 2009-04-09
Wpisów: 1 143
Wysłane: 8 stycznia 2013 19:39:50
Dla giełdziarzy zdrowych i dla giełdziarzy chorych, bądź za takich się uważających:)

Kiedy dopada bądź jesteśmy święcie przekonani że dopada nas jakieś choróbsko, często czujemy się zagubieni, zatrwożeni perspektywą udania się do lekarza lub po prostu bagatelizujemy sprawę, bo jesteśmy przecież twardzi i niestraszne nam jakieś mikroskopijne paskudztwa.
Jako osobnik, który w swoim życiu przeszedł i właśnie znów przechodzi różne dziwaczne choroby, które zazwyczaj prześladują jedynie dzieci, starców a nawet kobiety (takiego mam już pecha) postanowiłem opisać co ciekawsze przypadki tak, jak odczuwam je ja. Czyli człowiek w miarę racjonalny i unikający myślenia życzeniowego, a także niewystawiający gromnic w oknach na pierwsze odgłosy burzy.

Post inauguracyjny traktował będzie o ospie wietrznej, którą właśnie przechodzę, w miarę sił i czasu postaram się też w przyszłości opisać zapalenie kaletki, skręt kiszek, ostrą kolkę jelitową, złamanie łokcia z oderwaniem główki kości, przejechanie przez samochód osobowy i inne dolegliwości, których w tej chwili nie pamiętam. Kto chce, może się dołączyć:)

Ospa wietrzna


Jako że dopadło mnie wymienione choróbsko, w związku z czym leżę martwym bykiem w domu, cierpiąc w samotności, bo żonę spakowałem i wywaliłem precz od razu po wysłuchaniu diagnozy, postanowiłem przeanalizować swój przypadek, może przyda się komuś analityczne spojrzenie na sprawę:)

Zaczęło się niewinnie. W środę, czyli drugiego stycznia poszedłem poćwiczyć na siłowni i od razu w czwartek dopadły mnie lekkie zakwasy. Normalka. Była przerwa, są zakwasy. Postanowiłem bohatersko je przetrzymać i w piątek "rozłożyć" kolejnym treningiem. Taki był plan.

Problem pojawił się w piątek, a właściwie już w czwartek wieczorem, kiedy "zakwasy" przybrały formę monstrualną, co odczuwałem mniej więcej tak, jakby ktoś skrzętnie obił mnie kijem "od wierzchu głowy do stopy nożnej", cytując zwrot ze średniowiecznej klątwy kościelnej. Pomyślałem sobie wtedy, że to jakieś wyjątkowo dziwne zakwasy, ale do pracy poszedłem, bo pomimo przebytej nocy żywych trupów temperatura na termometrze wykazywała jakieś 37.3, czyli teoretycznie mieściła się w standardowej reakcji organizmu na bardzo duże zakwasy. Nie rozumiałem wprawdzie skąd wzięły się nagle aż takie, ale szczerze mówiąc nie chciało mi się w to zagłębiać. Byłem zmarnowany i mózgowo niewydolny.
O dziwo, sporo pomogła zwykła aspiryna, której nie powinno się brać podczas ospy, bo może sprzyjać ropieniu ran. Wtedy jeszcze tego nie wiedziałem, więc odżyłem i wróciłem do domu we względnie dobrym humorze.

Który niestety bardzo szybko się popsuł. Około ósmej byłem w stanie już tylko leżeć (i kwiczeć), zaś około dziesiątej dostałem dreszczy tak imponujących, że zębami mógłbym wygrywać "Taniec z szablami" a resztą ciała z powodzeniem udawać Parkinsona przed dowolną komisją orzekającą o przyznaniu renty:) Wzrosła też gorączka, co mieląc w ustach przekleństwa złożyłem na karb „jakiegoś przeziębienia” i zażyłem kolejną musującą aspirynę, popijając wszystko herbatą z cytryną i miodem.

Dzięki zbiciu gorączki i wyczerpaniu noc udało się względnie przespać, ale następny dzień wcale nie był lepszy. Uczucie bycia obitym potęgowało się, pół dnia przeleżałem w wyrku w nadziei, że w końcu zadziałają „domowe metody”. No bo jakże to tak? Słyszał ktoś kiedyś, żeby na przeziębienie nie działał gryziony główkami czosnek?
Ale nie działał. Jedyne, co udało mi się osiągnąć to ból brzucha i makabryczny czosnkowy powiew, majestatycznie roztaczający się wokół całej mojej osoby.
„O co chodzi?” – myślałem sobie. Chyba w poniedziałek przejdę się do konowała.

Kolejna noc, z gorączką i dreszczami. Rano nawet nie wstawałem, tylko nakryłem się na głowę kołdrą w nadziei, że diabelstwo w końcu zacznie ustępować.

Nie ustępowało. Zamiast tego na twarzy i ciele pojawiły się ze cztery wypryski, wyglądające jak zwykły trądzik, z tą jedynie różnicą, że wypełnione były rzadką, wyglądającą jak woda cieczą a po dotknięciu z miejsca pękały, zostawiając po sobie małe, piekące ranki.
Już wtedy powinno dotrzeć do mnie, że to jakaś gorsza zaraza, ale nie dotarło. Mózg, działający w trybie „położyć się i umrzeć” podsunął niedorzeczne wytłumaczenie brzmiące „przegrzałeś się, to pewnie… potówki”, zaś ciało powędrowało z powrotem do łóżka i tkwiło w nim tak długo, dopóki na zegarze nie wybiła piąta. Do tego czasu na ciele pojawiło się kilkanaście nowych „potówek” a pod włosami na głowie radośnie hulał już cały ich tabun.

Krótkie spojrzenie w lustro rozwiało moje marzenia o przeziębieniu i skierowało myśli ku bardziej pryszczatym chorobom. „Pewnie szkarlatyna” dumałem, jednocześnie dopinając desantówkę i schodząc do taryfy, która miała mnie zawieźć na ostry dyżur do jednej z warszawskich prywatnych klinik. Jej nazwy nie wymienię, jest bowiem naprawdę zatrważająco dziadowska, ale spośród wszystkich przychodni w których mam abonament ta była akurat najbliżej.

Po przybyciu na miejsce sprawy potoczyły się jednak dość szybko. Próby wmówienia dyżurującej pielęgniarce, że nie mam ospy bo wolałbym mieć odrę albo szkarlatynę spełzły na niczym. Zostałem błyskawicznie odseparowany od dzikiego tłumu innych pacjentów, od razu przyjęty, zbadany i potraktowany receptą na leki tudzież L czwórką.

Jeszcze wtedy naiwnie mniemałem, że mi się upiecze. Że wykupię te prochy i załatwię chorobę do południa następnego dnia, a do końca tygodnia będę oddawał się rekonwalescencji i gapieniu się w wykresy. W końcu przeklętych krost nie miałem na sobie prawie wcale. Znośna rzecz. Odegrawszy taksówkarzowi staccato na zębach wróciłem do domu, wziąłem leki i poszedłem się położyć a jedyną troską było to, czy o czwartej nad ranem usłyszę i nie zamorduję budzika.

Moje obawy okazały się płonne. Zasnąć tej nocy w zasadzie się nie dało; obrzydliwe krosty pojawiały się na moim ciele fala za falą a ja radośnie strzelałem do nich zębiskami, niczym cekaemista z wojny pozycyjnej. Ratatatata, ratatatata. Zbijacz gorączki przynosił jedynie chwilową ulgę i jedynie w gorączce. Poza tym całe ciało poswędywało raz tu, raz tam a świąd wzmagał się szczególnie w chwilach, kiedy wydawało mi się, że jednak zasnę. Bez trudu dotrwałem do czwartej nad ranem, grzecznie wziąłem lekarstwa i męczyłem się dalej. W taki właśnie sposób upłynął dzień wczorajszy, czyli poniedziałek.
W ramach interludium postanowiłem się wykąpać w wodzie z dodatkiem nadmanganianu potasu. Czy był to błąd, czas pokaże. Na razie jednak mam do przekazania ciekawą i strategiczną informację. Po położeniu się w wannie i przylgnięciu do niej moja skóra wydała dźwięk identyczny, jak pękające bąble bąbelkowej folii. Nie będąc masochistą uznałem to przeżycie za wyjątkowo odrażające; cierpiącym na ospę polecam po prostu prysznic i wycieranie się ciepłym powietrzem, jeśli ktoś ma taką możliwość lub delikatne przykładanie ręcznika do skory, dopóki ta nie będzie sucha. Następnie, niezależnie od tego co piszą o tym w internecie, warto nasmarować się wysuszającym i antybakteryjnym tonikiem o wyglądzie białej farby. W celu nasmarowania pleców warto wynająć sobie dochodzącą pielęgniarkę. Nikogo z rodziny prosić nie warto, chyba że naprawdę wszyscy to tam przechodzili. Nawet jak sam nie zachoruje, to przytarga zarazę dalej i może kogoś zakazić.

Kolejna noc, również praktycznie nieprzespana. Różnica polegała na tym, że o ile poprzedniej nocy swędziało, to teraz piekło i to dokładnie wszędzie. Miałem wrażenie, że obdarto mnie ze skóry, oskalpowano i tak położono. Około piątej nad ranem uszczknąłem trzy godziny snu.

Dzisiejszy dzień w normie. Gorączka na chwilę obecną 38 z hakiem. Da się żyć. Zaraz ją czymś zbiję, wezmę leki i postaram się zdrzemnąć. CDN:)

Czmychnąć na czas, by móc jeszcze raz :)
A tu do posłuchania :) www.youtube.com/watch?v=_-clFZ...

Frog
13
Dołączył: 2009-08-06
Wpisów: 5 508
Wysłane: 8 stycznia 2013 19:54:48
Trzymaj się chłopie. Kolejny odcinek poprosimy z happy endem.
Follow me on Twitter
Zanim zaczniesz narzekać, że znikają Twoje posty, przeczytaj Regulamin Forum

daab007
0
Dołączył: 2010-11-27
Wpisów: 449
Wysłane: 8 stycznia 2013 21:52:56
Szybko zdrowiej!
I never think of the future - it comes soon enough.
A. Einstein


WatchDog
50
Grupa: Zespół StockWatch.pl
Dołączył: 2008-07-25
Wpisów: 8 588
Wysłane: 9 stycznia 2013 08:26:27
Dorosłego ponoć potrafi zabić. Dobrze że fachowo podszedłeś do sprawy.

Zaklinam, nie zdrapuj krost, choć to bardziej kuszące niż akcje Petrola.
Inaczej będziesz miał po nich dziury jak Juszczenko.

Zdrowia! Mózg i palce pracują Ci na szczęście bez zarzutu.

irfy
0
Dołączył: 2009-04-09
Wpisów: 1 143
Wysłane: 9 stycznia 2013 11:41:10


Dziękuję za wsparcie!:) Mnie jeszcze jakoś nie zabiła, żyć się jednak nie dało :) Głównym problemem nie były jednak krosty, które wyglądają na względnie opanowane, a straszliwy ból gardła, wysoka gorączka i… Witalij Kliczko. Połączenie tych trzech czynników sprawiło, że niemal nie przespałem kolejnej nocy. W ciągu ostatnich paru dni i nocy zdobyłem jednak cenne doświadczenia, którymi niniejszym dzielę się na forum. Może się komuś przydadzą, z tego co widzę nikt nigdzie nie opisuje tej choroby aż tak szczegółowo.

Zacznę od jedzenia. Być może każdy przypadek wygląda indywidualnie i nie da się niczego uogólnić, jednak w moim przypadku od kilku dni apetyt na jedzenie jest praktycznie zerowy. Ani trochę nie chce się jeść, ot tak, zwyczajnie. Nie chce się i już. Z początku mało mnie to obchodziło, zmagałem się z gorszymi problemami, do tego pomyślałem sobie, że kilkudniowa głodówka wcale mi nie zaszkodzi, zwłaszcza że energię uzupełniam pijąc wodę z miodem. Podejście to okazało się błędne, o czym przekonałem się wczoraj, wypijając kolejny kubek miodowej wody. Okazało się, że lekarstwa które biorę na ospę potrafią „wyżreć” żołądek nie gorzej od standardowych antybiotyków czy chemioterapeutyków. Z czasem każdy łyk czegokolwiek zaczyna piec w żołądku żywym ogniem, co w połączeniu z pozostałymi niedogodnościami staje się naprawdę trudne do zniesienia.
Jeść więc niestety trzeba, przynajmniej tuż przed przyjęciem leków. Ja rozwiązałem ten problem za pomocą gęstej, słodkiej owsianki na mleku, stawianej na stoliku przy łóżku. Jem parę łyżek przed wzięciem prochów i mam spokój z wyżartym żołądkiem.

Kolejną kwestią jest makabryczny ból gardła (i języka!), nasilający się szczególnie w nocy. W praktyce wygląda to tak, że po każdej, nawet piętnastominutowej drzemce język „sztywnieje” w ustach i pokrywa się brzydkim, białym nalotem, boląc jednocześnie jak wszyscy diabli. Samo nie przechodzi. Należy wstać, w miarę głośno poprzeklinać, albo pojęczeć, żeby rozruszać język, po czym wypłukać usta i gardło letnią wodą. Ja dodaję do niej sodę spożywczą, sporą łyżeczkę na szklankę. Pomaga na jakieś dwadzieścia minut, co w zaistniałych okolicznościach przynosi naprawdę sporą ulgę. Niestety nie potrafię pozbyć się bólu dolnej części gardła, nie pomagają ani wszelkie „cholinexy”, ani nawet wlane do przełyku surowe żółtko. Pozostaje mi liczyć na to, że czas złagodzi i to cierpienie:)

Na koniec wspomnę o filmach bądź lekturach „do poduszki”. Wczoraj tuż przed próbą pójścia spać obejrzałem kilka walk Witalija Kliczko. Cokolwiek by o nim nie mówić, ma naprawdę ciekawy styl boksowania; nie trzyma gardy, bije z niesamowitych pozycji… Miło się ogląda. Obejrzawszy ostatnią walkę, z Witalijem jeszcze jako kick bokserem postanowiłem spróbować zasnąć. I faktycznie zasnąłem. Spanie trwało nie dłużej niż półtorej godziny; zostałem z niego wyrwany przez ból gardła oraz potwornie realistyczny i nie dający się w żaden sposób odpędzić sen, w którym Witalij Kliczko przyznaje… bony na przełykanie. Po przyznaniu trzech bonów mogę przełknąć ślinę, jednocześnie płacząc z bólu. Nie wiem, jaką miałem wtedy gorączkę, prawdopodobnie wysoką. Tak czy inaczej parszywy sen prześladował mnie całą noc, uciekając jedynie wtedy, kiedy przytomniałem podczas płukania gardła. Przez cały pozostały okres czasu nie dało się przełknąć śliny, dopóki zafajdany Kliczko łaskawie nie dał bonów. Szaleństwo.
Na podstawie powyższego doświadczenia wnioskuję więc, że w przypadku ospy lub innych „gorączkowych” chorób, przy których dodatkowo pojawia się ból, chyba lepszą taktyką byłoby obejrzenie czy przeczytanie czegoś o innej tematyce. Przez chwilę zastanawiałem się nawet nad giełdą, ale na myśl o tym, że co kwadrans Krauze czy Patrowicz częstowaliby mnie kolejnymi emisjami przeznaczonymi na przełykanie, zrobiło mi się słabo. Może więc… gołe baby? :) CDN.
Czmychnąć na czas, by móc jeszcze raz :)
A tu do posłuchania :) www.youtube.com/watch?v=_-clFZ...

irfy
0
Dołączył: 2009-04-09
Wpisów: 1 143
Wysłane: 15 stycznia 2013 17:07:39
Kolejny, mam nadzieję ze już ostatni odcinek opisu moich zmagań z ospą. Zdecydowałem się napisać dopiero teraz, bo wcześniej zwyczajnie nie miało to sensu. Mniej więcej od zeszłego czwartku choroba z fazy gwałtownych i burzliwych ataków i kontrataków przeszła w fazę "wojny pozycyjnej".
Od czwartku ciało w zasadzie przestało mnie już swędzieć, potrafiły jednak wystąpić bardzo ostre bóle gardła, którym towarzyszyła wysoka gorączka.

W chwili obecnej choroba ma się już w zasadzie ku końcowi, a przynajmniej mam taka nadzieję. Większość krost na ciele zamieniła się w strupki, z których znaczna część już odpadła, nie pozostawiając po sobie żadnych śladów. To samo dotyczy twarzy i skóry głowy, w chwili obecnej wyglądam po prostu jak nastolatek, który niezbyt dba o swoją cerę, stan ten jednak poprawia się dosłownie z godziny na godzinę.
Nadal jednak jestem okropnie słaby i bardzo szybko się męczę. Przed chwilą posprzątałem mieszkanie i czynność ta wypompowała mnie na tyle, że jestem w stanie już tylko siedzieć i pisać:)

Podsumowując - w przypadku osobnika takiego jak ja, czyli potężnie zbudowanego mężczyzny z kondycją umożliwiającą biegi długodystansowe i długotrwałe treningi, książkowego przykładu określenia "kawał chłopa", choroba trwała około półtora tygodnia od momentu wystąpienia pierwszych krost, co przekłada się na dwa tygodnie od chwili, kiedy poczułem się "przeziębiony".

Pierwsze trzy dni od chwili wystąpienia wyprysków były całkowicie wyrwaną z życiorysu, bezsenną wizytą w piekle. Osoby które będą na to chorować powinny uwzględnić ten fakt w swoich rachubach towarzysko - zawodowych.

Po pojawieniu się pierwszych objawów warto wyprowadzić z mieszkania bliskie osoby lub w przypadku braki takiej możliwości przynajmniej wyprowadzić się do innego pokoju. W ciągu pierwszych czterech dni i tak nie sposób przespać nocy, poza tym co cztery godziny należy brać lekarstwa, co wiąże się z nastawieniem budzika choćby tylko po to, żeby nie przepuścić terminu. Skazywanie drugiej osoby ma swoje towarzystwo byłoby w takim wypadku przejawem wyjątkowej złośliwości lub sadyzmu.

Warto jednak wynająć sobie kogoś, kto będzie smarował plecy lub trudno dostępne partie ciała przepisanym przez lekarza smarowidłem. Jest to tym bardziej istotne ze względu na kąpiele. Wielu lekarzy odradza je, przewidując trudności z osuszaniem ciała i jego smarowaniem. Dysponując pomocą problem ten zanika, w nagrodę zaś nie dość, że nie cuchniemy, to jeszcze zapewniamy sobie brak blizn. Podczas kąpieli do wody warto dodać jedną czy dwie tabletki nadmanganianu potasu. Po wyjściu z wanny wcale nie jest się fioletowym.

Jeśli chodzi o dietę - jeść należy, choćby dlatego że lekarstwa potrafią nieźle "wyżreć" żołądek, co wiąże się z kolejną dawką bólu. Osobiście polecam coś lekkiego, owsiankę na mleku, cienki dwujajeczny makaron, chudą szynkę (ale szynkę, a nie to co zazwyczaj sprzedaje się w sklepach i nazywa szynką!), rybę jeśli ktoś czuje się na siłach, żeby ją sobie usmażyć. Ryż z jabłkami. Białe pieczywo. Do picia woda albo letnie mleko. Należy raczej wystrzegać się wynalazków w stylu herbaty z cytryną, podrażnione gardło i język naprawdę nie będą tym zachwycone, nie ma sensu się katować.

I to by było mniej więcej na tyle. Kiedy nabiorę sił, postaram się zabrać również za inne dolegliwości. Dziękuję za wsparcie wszystkim, którzy pisali do mnie słowa otuchy. Jeśli kiedykolwiek ktoś na to zachoruje i będzie miał jakiekolwiek pytania, niech pisze. Może coś doradzę:)
Czmychnąć na czas, by móc jeszcze raz :)
A tu do posłuchania :) www.youtube.com/watch?v=_-clFZ...

WatchDog
50
Grupa: Zespół StockWatch.pl
Dołączył: 2008-07-25
Wpisów: 8 588
Wysłane: 15 stycznia 2013 22:10:43
Och, to Cię potężnie zgięło!
Nawet Zremb ani Mercor nie dokonaliby tego, co Varicella Zoster.
Masz jednak niebywały talent, lub porządnie wyuczony zawód - nawet w półmalignie i osłabieniu nadal panujesz nad wszystkimi przyciskami klawiatury.

Mam dwa pytania kliniczne:
- Nie chciałeś brać środków przeciwbólowych?
- Ważyłeś się?

irfy
0
Dołączył: 2009-04-09
Wpisów: 1 143
Wysłane: 16 stycznia 2013 12:43:49
Co do pisania w malignie, to chyba jednak kwestia zdyscyplinowania umysłu. Zawsze staram się rozumować logicznie a kiedy wydaje mi się, że bredzę, to czytam już napisany tekst tak długo, dopóki nie wykryję i nie usunę poważniejszych andronów :)

Jeśli chodzi o środki przeciwbólowe, myślałem o tym. Problem polegał na tym, że podczas ospy nie można brać niczego na bazie ibuprofenu ani aspiryny, a większość dostępnych bez recepty środków przeciwbólowych zawiera właśnie te składniki. Idealna byłaby kodeina, ale w Polsce chyba nie jest dostępna w czystej postaci, a nawet jeśli jest, to pewnie wyłącznie na receptę.

Mogłem spróbować zażywać Ketonal albo wręcz Tramal, bo zostało mi jeszcze trochę z poprzednich chorób, ale nie byłem pewien czy zadziałają w przypadku bólu gardła albo skóry wywołanego pękaniem tych pęcherzyków. Na próbę brałem Olfen, ale rezultaty były dyskusyjne. Czasem pomagał a czasem niewiele. Dlatego trudno mi powiedzieć, czy ulga była odczuwalna akurat w wyniku zażycia tego lekarstwa.

Nie ważyłem, bo zepsuła mi się waga a nowej nie chce mi się kupować, bo mam przecież wagę na siłowni:) Ale schudłem, widzę to w lustrze. Na oko jakieś 4 - 5 kilo. To i tak dosyć niewiele jeśli weźmie się pod uwagę, ile jadłem. Pamiętam że po operacyjnym usunięciu rosnącej poziomo ósemki przez tydzień byłem w stanie jedynie pić wodę przez słomkę i wtedy schudłem jakieś 7 - 8 kilo.
Czmychnąć na czas, by móc jeszcze raz :)
A tu do posłuchania :) www.youtube.com/watch?v=_-clFZ...

siekoo
0
Dołączył: 2009-07-16
Wpisów: 1 746
Wysłane: 20 stycznia 2013 13:18:55
pisac zaczales 8-go, ostatni wpis 16-go, dzisiaj jest 20-ty i nic.
mam nadzieje, ze wrociles do zdrowia, nadrabiasz zaleglosci i wkrotce bedzie mozna znowu przeczytac Twoje teksty.
ospe sam przechodzilem jako szczeniak, wiec raczej lekko (bez wiekszych strat na facjacie czy innych, mniej widocznych, czesciach ciala), chociaz pamietam, ze przyjemnie nie bylo.

ale... interesujacy watek stworzyles. kazdy moze sie 'pochwalic' swoimi doswiadczeniami zdrowotnymi, kontuzjami, a co najwazniejsze - co wowczas najlepiej zrobic, by szybko wroci do stanu wyjsciowego. bo po fakcie, to kazdy juz jest madrzejszy... o wlasne bledy blackeye

duzo zdrowia zycze thumbright
Zawżdy znajdzie przyczynę, kto zdobyczy pragnie...

irfy
0
Dołączył: 2009-04-09
Wpisów: 1 143
Wysłane: 20 stycznia 2013 20:22:15
Zabierałem się za opis zapalenia kaletki, jednak musiałem na razie to odłożyć. Niestety kwarantanna w postaci natychmiastowego odseparowania rodziny po tym, kiedy dowiedziałem się że mam ospę zdała się psu na budę, mam więc teraz w domu mały lazaret i jako najsilniejszy (i jedyny) "myśliwy" w tym gronie muszę dbać o resztę stada, zdobywać pożywienie, lekarstwa, czuwać przy łożach boleści a także odprawiać egzorcyzmy i wróżby. Potrafię pisać w malignie, ale w takich okolicznościach niestety nie.

Co do mojej własnej ospy, ostało mi się parę ostatnich strupków. Jestem jednak potwornie słaby. Pięciominutowe intensywne podrzucanie ciężaru o masie 14 kilogramów powoduje konieczność półgodzinnego odpoczynku na leżąco. Kiedy zirytowany zapytałem lekarza co się dzieje i czy tak ma być, ten oświadczył mi że mój stan nie budzi jego zdziwienia i żebym w miarę możliwości przestał się wygłupiać i zaniechał podrzucania:)
Czmychnąć na czas, by móc jeszcze raz :)
A tu do posłuchania :) www.youtube.com/watch?v=_-clFZ...


majama
1
Dołączył: 2009-01-12
Wpisów: 1 182
Wysłane: 21 stycznia 2013 00:56:34
Tez tak mi sie zdaje ze samo zwalczenie choroby to sukces, ale organizm zruinowany wymaga odbudowy i jakis czas bedzie wracał do normy.
A samo zarażenie rodziny może miało miejsce juz po skonczonej chorobie? Nie jestem specem ale w takim mieszkaniu chorego to te zarazki pewnie siedza tygodniami i czyhaja na ofiary. Doszliście czy zarażenie nastąpilo przed wyjazdem czy po powrocie rodziny?
To jest gra. Zabawa na pieniądze.

irfy
0
Dołączył: 2009-04-09
Wpisów: 1 143
Wysłane: 21 stycznia 2013 11:11:34
Do zarażenia doszło niestety jeszcze przed wyprowadzeniem rodziny. Miałem cichą nadzieję, że jednak nie zaraziłem, dlatego podjąłem decyzję o wyprowadzce, ale niestety nie udało się.

Jeśli chodzi o zaraźliwość wirusa ospy, to jest on niestety wyjątkowo perfidny. Zarażać zaczyna już na cztery, pięć dni przed wystąpieniem pierwszych objawów, można więc odczuwać "łamanie w kościach" i traktować to jako zwykłe przeziębienie, nie mając świadomości że właśnie zaraża się ospą wszystkich dookoła.

Okres inkubacji choroby wynosi od dwóch do trzech tygodni, w moim (i mojej rodziny) przypadku było to niemal idealnie dwa tygodnie, z kalendarzem w ręku. Co do "siedzenia i czyhania", tutaj na szczęście nie jest aż tak źle. Ospa to wirus, czyli... bardzo specyficzna cząstka białka. Całkowicie bezrozumne bydlę:) Ma szanse przetrwać tylko i wyłącznie w organizmie ludzkim, poza nim ginie w cięgu kilkunastu minut.

Niestety przenosi się drogą powietrzno-kropelkową, jesli więc przebywamy w pobliżu człowieka, u którego wystąpiły na przykład te łatwo pękające krostki, szansa na zarażenie jest bardzo duża. Prawdopodobnie w ten sposób złapałem to ja, bo pewnego dnia musiałem dosyć dlugo przebywać w prywatnej lecznicy.
Czmychnąć na czas, by móc jeszcze raz :)
A tu do posłuchania :) www.youtube.com/watch?v=_-clFZ...

Ann
Ann
0
Dołączył: 2012-04-11
Wpisów: 703
Wysłane: 26 stycznia 2013 23:14:25
Jestem pod wrażeniem Twojego stylu pisania. Czytałam Twoje wpisy nie tylko na tym jednym wątku i przyznam, że masz dar do ubierania rzeczywistości w słowa. Opisujesz wszystko bardzo lapidarnie i z lekką nutą ironii, generalnie fantastycznie się to czyta hello1

irfy
0
Dołączył: 2009-04-09
Wpisów: 1 143
Wysłane: 31 stycznia 2013 16:23:01
Ann - dziękuję za ciepłe słowa. Specjalnie dla ciebie - kolejna dolegliwość:)

Bezsenność i fizyczne uzależnienie od środków nasennych

Z początku zamierzałem napisać o zapaleniu kaletki, jednak z tego co zaobserwowałem jest to dolegliwość występująca raczej latem. Postanowiłem więc zająć się czymś bardziej ogólnym. Dodatkowo mam wrażenie, że wystąpienie beszenności wśród giełdowej braci jest bardziej prawdopodobne od wymienionej na wstępie dolegliwości.

Początek

W moim przypadku wszystko zaczęło się dosyć niewinnie. Kłopoty z zasypianiem i snem, kilka nieprzespanych nocy. Próby picia melisy przed snem, zażywanie tabletek uspokajających na bazie kozłka, melatoniny... Następnie wizyta u lekarza, który przepisał już „poważnie“ i w końcu skuteczne środki, umożliwiające przespanie całej nocy.
Z poczatku terapia wyznaczona była na trzy miesiące, potem na pół roku, następne tabletki dostawałem już niejako „ z urzędu“. Oczywiście zbyt długo zażywane leki po jakimś czasie przestawały działać, otrzymywałem więc mocniejsze wersje, później zaś większe ilości. W ten sposób uplynęło ponad dziesięć lat.

Powstanie i rozwój uzależnienia


Nie jest tajemnicą, że tego typu lekarstwa wywołują psychiczne uzależnienie. W moim przypadku nie było ono jednak specjalnie uciążliwe, zazwyczaj ograniczało się do obaw o to, w jaki sposób rozwiązać kwestię snu w przypadku, gdybym na jakimś wyjeździe zgubił lub w inny sposób stracił swoje nasenne. Ponieważ nie wykorzystywałem ich do wywołania jakichkolwiek błogostanów (chociaż wiem, że bywają ludzie którzy to robią), nie zaobserwowałem jakiejkolwiek pokusy, żeby zażyć nasenne przed terminem, w którym powinny być brane. Nie było jej nawet wtedy, kiedy z różnych przyczyn zmuszony byłem „zarwać nockę“. Zwyczajnie nie przesypiałem jej, na drugi dzień funkcjonowałem normalnie i łykałem nasenne dopiero późnym wieczorem, przed snem.
Niestety rozwinęło się również uzależnienie fizyczne, o czym nie miałem bladego pojęcia, gdyż w porównaniu z klasycznym uzależnieniem od opiatów czy innych substancji o charakterze narkotycznym, objawy abstynencyjne pojawiają się znacznie później i z początku wyglądają po prostu jak niezwykle silna migrena. Możliwe, że nie występuje ono w przypadku stosowania tylko jednego rodzaju leków, ja jednak łączyłem je, ze względu na długoletnie zażywanie i wykształconą tolerancję na substencje czynne.

W tym momencie część czytelników może wyobrażać mnie sobie jako wychudzonego narkomana, snującego się z błędnym i przymglonym wzrokiem w poszukiwaniu pieniędzy na kolejną dawkę proszków (które rzeczywiście tanie nie były).

Nic takiego nie miało miejsca. Tabletki traktowałem wyłącznie jako środek umożliwiający normalny, siedmio – ośmiogodzinny sen. Kiedy uznałem, że należy iść spać, zwyczajnie kładłem się do łóżka, łykałem, zasypiałem i rano budziłem się wyspany lub względnie wyspany. Następnie szedłem do pracy, po niej zaś, trzy do czterech razy w tygodniu na wyczerpujący, trzygodzinny trening. Dodam, że nie były to treningi polegające na konwersacji na siłowni. Każdorazowo przebiegałem dziesięć kilometrów w czasie poniżej pięćdziesięciu minut, po czym wykonywałem normalne ćwiczenia siłowo wytrzymałościowe, podczas których w przerwach robiłem wszelkiego rodzaju „brzuszki“, można więc powiedzieć, że przerw jako takich w zasadzie nie było.

Prowadziłem więc zupełnie normalne, uregulowane życie, traktując środki farmakologiczne raczej jako dodatek w stylu okularów albo tabletek na nadciśnienie, zażywanych przez osoby z chorobą wieńcową.

Skutki uboczne

Niestety przyjmowane lekarstwa miało również uboczny, początkowo całkowicie ignorowany przeze mnie wpływ na resztę organizmu. Myślę, że wiedza ta może okazać się ciekawa również dla fachowców, o ile wśród forumowiczów znajdują się lekarze bądź osoby związane z produkcją leków.
Po jakichś czterech, może pięciu latach od rozpoczęcia zażywania lekarstw mój układ odpornościowy uległ osłabieniu lub jakiejś niewytłumaczalnej mutacji. Od tej pory wszystkie choroby przechodziłem całkowicie bez gorączki, niezależnie od tego, czy było to przeziębienie, grypa, angina, czy inna dolegliwość, podczas której wysoka gorączka pojawia się niejako obligatoryjnie. Nie oznaczało to wcale, że przechodziłem te choroby dłużej czy ciężej. Wszystko odbywało się według utartego scenariusza, choroby trwały tyle ile trwać powinny, pojawiały się wszelkie możliwe objawy, włącznie z katarem, kaszlem a nawet lekkimi dreszczami, nie towarzyszyła im jednak żadna gorączka. Co więcej, ogólna temperatura ciała obniżyła się z wzorcowych 36,6 do 35,8 – 36 stopni.
Nie jestem w stanie określić przyczyn takiego stanu rzeczy, jednak po całkowitym odstawieniu nasennych wszystko wróciło do normy. W chwili obecnej męczę się więc z gorączką jak wszyscy pozostali śmiertelnicy, co boleśnie odczułem choćby podczas przygody z ospą.
Kolejnym skutkiem ubocznym była duża podatność na działanie alkoholu. Upijałem się przysłowiowym naparstkiem, przez co w zasadzie zrezygnowałem z picia jakichkolwiek alkoholi. Trudno mi w tej chwili określić, czy taka wymuszona abstynencja była rzeczą złą. Faktem jest, że przez ponad dziesięć lat niemal nie tknąłem alkoholu. Trudno powiedzieć, czy działanie alkoholu wzmagało się na skutek trwałej obecności substancji nasennych we krwi, jeśli faktycznie utrzymywało się tam jakieś ich stężenie, w moim przypadku nie miało żadnego wpływu na koncentrację , tok myślenia czy wydolność psychofizyczną.

Dyskusyjnym skutkiem ubocznym było wystąpienie paru innych, bardzo rzadkich chorób, nie będę jednak o tym pisał, ponieważ nie jestem do końca pewien, czy ich przyczyną lub jedną z przyczyn były właśnie nasenne. Faktem jest, że po odstawieniu usypiaczy symptomy tych dolegliwości przestały się pojawiać.

Odstawienie i objawy abstynencyjne

Gdyby nie dosyć przypadkowe zdarzenie, zapewne zażywałbym nasenne do dzisiaj. O ich odstawieniu zadecydował czysty przypadek. Po prostu w zamieszaniu zapomniałem odebrać na czas przepisanych mi recept na dwa rodzaje tabletek, które akurat mi się skończyły. Zignorowałem to, w półletargu przebiedowałem noc na inncyh środkach, które wprawdzie niemal już na mnie nie działały, ale przynajmniej miałem je w szufladzie. Około 6 nad ranem z łóżka zerwał mnie potworny ból głowy, połączony z torsjami. Wziąłem środki na migrenę, poszedłem do pracy, w której czułem się źle, ale nie tragicznie. Ból głowy to wzmagał się, to ustępował, doszły do niego bóle w stawach i mięśniach, które nieco przypominały zwykłe przeziębienie. W roztargnieniu znów zapomniałem odebrać recepty na właściwe nasenne i noc znów przyszło mi spędzać na tych niedziałających.
Oczywiście pojęcie „spędzenie nocy“ było bardzo względne. Ból dosłownie urywający głowę zerwał wyrzucił mnie z łóżka już około godziny piątej i zagnał do toalety, do której po opróżnieniu zawartości żołądka wymiotowałem już żółcią. Ból stawów i mięśni wzmógł się bardzo i stał niemal nie do zniesienia, doszły dreszcze, pocenie się tzw. „zimnym potem“ i duże osłabienie ogranizmu. Torsje występowały mniej więcej raz na trzy kwadranse.
Około godziny ósmej wiedziałem już, że nie będę w stanie zjawić się w pracy. Podejrzewałem zatrucie pokarmowe i postanowiłem pojechać do lekarza. Na szczęście zostałem przyjęty z marszu, już w gabinecie wdzięcznie zwymiotowałem do zlewu wypitą w taksówce wodę, po czym bez sił opadłem na kozetkę.

Konwersacja z lekarzemwyglądała dosyć osobliwie. Przejrzał on historię moich chorób, zbadał mnie, obmacał, wypytał o to, co jadłem poprzedniego dnia (a poza dwoma suchymi bułkami nic nie jadłem, bo było mi niedobrze) po czym bardziej oświadczył niż zapytał „Pan jest uzależniony od środków nasennych“. Energicznie zaprzeczyłem, bo również mi stanął wtedy przed oczyma zniszczony, zabiedzony ćpun. Czy ćpuny biegają maratony? Z całą pewnością nie. „Myli się pan. Nie jestem uzależniony. Mam zatrucie pokarmowe!“.
„- Nie ma pan zatrucia. Ma pan objawy abstynancyjne“
- To pomyłka. Nie mam objawów. Nie jestem narkomanem. Musiałem się czymś przytruć.

I tak dalej i tak dalej. W końcu zaczęło do mnie docierać, że lekarz mimo wszystko może mieć rację. Kiedy oświadczyłem mu to, zaproponował przewiezienie do szpitala. Odmówiłem. Jak przez mgłę słuchałem zaleceń dotyczących stopniowego odstawiania nasennych. Raczej siłą woli wstałem, dowlokłem się do drzwi, zamówiłem taksówkę i po dotarciu do domu zwaliłem się na łóżko.
Objawwy nie ustępowały. Nieznośny ból dosłownie eksplodował pod czaszką, wypijaną niemal wodę od razu zwracałem do przygotowanej obok łóżka miski. Stan ten trwał nieprzerwanie aż do następnego ranka, kiedy ból głowy przestał być rozpaczliwy a torsje przestały uniemożliwiać przyjmowanie jakichkolwiek płynów. Pojawiły się za to dreszcze i naprawdę okropne bóle mięśni, które wzmagały się aż do wieczora, kiedy wystąpiła pierwsza od kilku lat gorączka. I to jaka! Od razu 39 stopni. Podczas tych wielodniowych męczarni oczywiście nie zmrużyłem oka i dopiero po pojawieniu się gorączki poczułem, że być może zasnę. Faktycznie zasnąłem, na jakieś dwie godziny, po czym męczyłem się dalej.

Ból głowy ustąpił po jakichś czterech dniach, bóle mięśni po około tygodniu. W tym czasie wysoka temperatura dosłownie wypalała mi organizm. Wyglądało to tak, jakby chciała zrekompensować sobie wszystkie te lata przymusowej nieobecności. Po mniej więcej dwóch tygodniach miałem już spokój i z głodami i z gorączką.

Rekonwalescencja


Znacznie gorzej sprawy miały się ze spaniem. W początkowych miesiącach byłem w stanie usnąć na dwie, maksymalnie trzy godziny na dobę. Spowodowany tym niedosyt snu miał dewastujący wpływ zarówno na kondycję jak i ogólne samopoczucie, postanowiłem jednak zacisnąć zęby. Zresztą na myśl o ponownym zaliczeniu objawów odstawienniczych robiło mi się słabo. Po mniej więcej pół roku byłem w stanie przesypiać już około czterech godzin na dobę. Względnie całonocny sen przyszedł dopiero po roku z okładem, jednak nawet w chwili obecnej przytrafiają mi się bezsenne noce. O dziwo, jeśli chodzi o kondycję i wytrzymałość, mam wrażenie że była znacznie lepsza w czasach, kiedy brałem nasenne. Poza tym nie pozostawiły one śladu ani w mojej psychice, ani (na szczęście) w wątrobie.

Podsumowanie

Pomimo niezaprzeczalnych zalet chemicznych środków nasennych nie polecam ich dłuższego stosowania. Nie jestem w stanie przewidzieć ich długotrwałego wpływu na osoby, które nie są amatorskimi sportowcami, cierpią na jakieś inne schorzenia lub przyjmują jakieś inne lekarstwa. Dodatkowo objawy abstynencyjne są naprawdę makabryczne.
Na wszelkie pytania dodatkowe oczywiście odpowiem, na forum albo w formie prywatnej wiadomości.
Czmychnąć na czas, by móc jeszcze raz :)
A tu do posłuchania :) www.youtube.com/watch?v=_-clFZ...

siekoo
0
Dołączył: 2009-07-16
Wpisów: 1 746
Wysłane: 31 stycznia 2013 17:44:47
ha! podejrzewam Cie o jeszcze jedno uzaleznienie, a mianowicie od treningowych endorfinek i od bolu, tez tego treningowego - nieprawdaz? blackeye
Zawżdy znajdzie przyczynę, kto zdobyczy pragnie...

Zielarz
0
Dołączył: 2009-05-16
Wpisów: 457
Wysłane: 31 stycznia 2013 18:33:17
Irfy - po jakim czasie melatonina przestala u Ciebie dzialac ? ja stosuje moze od roku i jak dobrze popic 3 mg to po 0.5h chec zasniecia jest trudna do opanowania ...
Pytam z czystej ciekawosci, po nic ciezszego nie zamierzam nawet siegac.

edit: ehh, z tym popiciem ktos moze zle zrozumiec - "mela" + woda na pusty zaladek - tylko tyle mialem na mysli.
Oby nigdy więcej drzewa nie przysłoniły mi lasu ...
It’s just money. It’s made up.
Edytowany: 31 stycznia 2013 18:35

daab007
0
Dołączył: 2010-11-27
Wpisów: 449
Wysłane: 31 stycznia 2013 19:02:22
@Irfy
Kiedy stwierdziłeś, że z bezsennością trzeba coś zrobić?


Pytam, bo ostatnio (od 3/4 miesięcy) mam coraz częściej problemy z przespaniem nocy bez kilku pobudek trwających łącznie może ze 30/60 minut (co jest lekko męczące na dłuższą metę).

Ogólnie nigdy za dużo nie spałem, jakieś 5/6h w tygodniu jest dla mnie w zupełności wystarczające - braki uzupełniam w weekendy. Denerwuje mnie tylko to, że raczej nigdy takich problemów z niechcianymi pobudkami nie miałem... Zasypiam w kilka minut, co jest dobre:) Na razie nawet nie myślę o jakiś pigułach licząc na to, że samo przyszło to samo przejdzie.


BTW: wstaję zawsze (OK, często w weekendy kończy się to tylko wyłączeniem budzika) o tej samej porze. Polecam wyrobić sobie taki nawyk, bo na dłuższą metę przynosi niezłe efekty.
I never think of the future - it comes soon enough.
A. Einstein
Edytowany: 31 stycznia 2013 19:20

irfy
0
Dołączył: 2009-04-09
Wpisów: 1 143
Wysłane: 31 stycznia 2013 21:10:07
@ siekoo
Możliwe:) Możliwe też, że po prostu lubię trenować. Albo to jakaś skaza z dzieciństwa. Mój ojciec wygląda jak chodząca beczka ze smalcem, perspektywa podobnego losu wprawia mnie w przerażenie:)

@ Zielarz
W moim przypadku melatonina przestała działać dosyć szybko. Po jakimś roku? Ale ja brałem 5 miligramów a potem łączyłem ją z tymi wyciągami z kozłka. Miałem wtedy naprawdę stresujący okres, prawdopodobnie cierpiałem na jakąś nerwicę, chociaż bardzo trudno było ją wychwycić, problem ze mną polega na tym, że zawsze wyglądam spokojnie a wszystko rozgrywa się wewnątrz.

@ Daab007
Mało. Przykro mi, ale spać niestety trzeba i to więcej niż pięć godzin na dobę. Też mnie to irytuje, na początku uważałem bezsenność wręcz za błogosławieństwo. Mniej czasu niezmarnowanego na bezsensowne leżenie i chrapanie. Skutki są jednak opłakane. Po pierwsze całkiem bezwiednie obniżają się zdolności analityczne, mózg pracuje też znacznie wolniej. To nie jest jednak najgorsze.

Cała perfidia braku snu polega na tym, że bezsenność strasznie psuje wzrok. Tak jest! Oko niestety potrzebuje tych 7 czy ośmiu godzin na odpoczynek i odpowiednie nawilżenie. Później zaczyna się pogarszać wzrok i nie pomoże na to jedzenie suszonych jagód czy innych wynalazków. Poza tym po jakimś czasie zaczniesz wydawać majątek na wszelkie krople nawilżające.
Jeśli chodzi o niechciane pobudki, niestety nie pomogę, bo nie mam podobnych doświadczeń. Moim problemem były kłopoty z zasypianiem, kiedy w końcu udało mi się usnąć, to już spałem. W przypadku pobudek nie zasypiałem już do rana. Było to jedną z przyczyn, dla których przepisano mi te nieszczęsne pigułki.
Czmychnąć na czas, by móc jeszcze raz :)
A tu do posłuchania :) www.youtube.com/watch?v=_-clFZ...
Edytowany: 31 stycznia 2013 21:17

daab007
0
Dołączył: 2010-11-27
Wpisów: 449
Wysłane: 31 stycznia 2013 21:23:58
Irfy napisał(a):
Cała perfidia braku snu polega na tym, że bezsenność strasznie psuje wzrok. Tak jest! Oko niestety potrzebuje tych 7 czy ośmiu godzin na odpoczynek i odpowiednie nawilżenie. Później zaczyna się pogarszać wzrok i nie pomoże na to jedzenie suszonych jagód czy innych wynalazków. Poza tym po jakimś czasie zaczniesz wydawać majątek na wszelkie krople nawilżające.


OMG, tak właśnie jest... Do tego musiałem wzmocnić szkła w okularach:/ Myślałem, że po prostu się starzeję.

Ot i ciekawostka w temacie: podobno (wg jakiś mądrych badań; nie mam linka pod ręką) czytanie książek w słabym świetle nie psuje wzroku a wręcz przeciwnie - oczy lepiej sobie radzą w półmroku i mniej się męczą.
I never think of the future - it comes soon enough.
A. Einstein

Ann
Ann
0
Dołączył: 2012-04-11
Wpisów: 703
Wysłane: 31 stycznia 2013 23:15:18
Warto zadać sobie pytanie: skąd bierze się ta bezsenność ? Leki nie leczą bezsenności, a jedynie pomagają zasnąć. Bezsenność ma najczęście podłoże psychologiczne, czyli wewnętrzne stresy, depresja, nerwice, stany lękowe. Niestey żyjemy szybko, wydaje nam się, że walkę w pracy, dążenie do coraz lepszych warunków życia, znosimy dobrze i świetnie sobie ze wszystkim radzimy. A tu psikus, to się kumuluje, to się zbiera gdzieś w środku. Potem masz, budzisz się w nocy, zasnąć nie możesz i czasami jeszcze inne, różne ...np . pocieranie palcem o palec ( fizjologia nazywa to "bezkierunkowym pobudzeniem ruchowym" )to drobizg, spięty kark, spocone ręce, płytki oddech, a dalej to już właśnie stany depresyjne, nerwicowe i lękowe.

Dla wszystkich mało śpiących :
poradnikdomowy.pl/poradnikdomo...

@irfy
W Twoim przypadku oprócz jakichś stresów, intensywny trening po pracy dodatkowo rozstrajał organizm. Jeśli trenujesz między 18 a 21, często organizm nie jest w stanie "ochłonąć" i przygotować się do snu. Czytałam kiedyś, że właśnie spora grupa ludzi aktywnie uprawiających sport uzależnia się od leków nasennych.

Z moich obserwacji dodatkowo wynika, że w tej chwili dość popularnym środkiem nasennym jest alkohol, który rozluźnia, pomaga zapomnieć i ułatwia zasypianie, no i oczywiście silnie uzależnia.
Takie 2-3 drinki wieczorem, przed snem.

Użytkownicy przeglądający ten wątek Gość


1 2

Na silniku Yet Another Forum.net wer. 1.9.1.8 (NET v2.0) - 2008-03-29
Copyright © 2003-2008 Yet Another Forum.net. All rights reserved.
Czas generowania strony: 0,549 sek.

snvbiwls
hwgmoxsh
vkcmmbai
Portfel StockWatch
Data startu Różnica Wartość
Portfel 4 fazy rynku
01-01-2017 +75 454,67 zł +377,27% 95 454,67 zł
Portfel Dywidendowy
03-04-2020 +60 637,62 zł 254,44% 125 556,00 zł
Portfel ETF
01-12-2023 +4 212,35 zł 20,98% 24 333,09 zł
kexvpldj
jpitpoqp
cookie-monstah

Serwis wykorzystuje ciasteczka w celu ułatwienia korzystania i realizacji niektórych funkcjonalności takich jak automatyczne logowanie powracającego użytkownika czy odbieranie statystycznych o oglądalności. Użytkownik może wyłączyć w swojej przeglądarce internetowej opcję przyjmowania ciasteczek, lub dostosować ich ustawienia.

Dostosuj   Ukryj komunikat