Ann - dziękuję za ciepłe słowa. Specjalnie dla ciebie - kolejna dolegliwość:)
Bezsenność i fizyczne uzależnienie od środków nasennychZ początku zamierzałem napisać o zapaleniu kaletki, jednak z tego co zaobserwowałem jest to dolegliwość występująca raczej latem. Postanowiłem więc zająć się czymś bardziej ogólnym. Dodatkowo mam wrażenie, że wystąpienie beszenności wśród giełdowej braci jest bardziej prawdopodobne od wymienionej na wstępie dolegliwości.
PoczątekW moim przypadku wszystko zaczęło się dosyć niewinnie. Kłopoty z zasypianiem i snem, kilka nieprzespanych nocy. Próby picia melisy przed snem, zażywanie tabletek uspokajających na bazie kozłka, melatoniny... Następnie wizyta u lekarza, który przepisał już „poważnie“ i w końcu skuteczne środki, umożliwiające przespanie całej nocy.
Z poczatku terapia wyznaczona była na trzy miesiące, potem na pół roku, następne tabletki dostawałem już niejako „ z urzędu“. Oczywiście zbyt długo zażywane leki po jakimś czasie przestawały działać, otrzymywałem więc mocniejsze wersje, później zaś większe ilości. W ten sposób uplynęło ponad dziesięć lat.
Powstanie i rozwój uzależnieniaNie jest tajemnicą, że tego typu lekarstwa wywołują psychiczne uzależnienie. W moim przypadku nie było ono jednak specjalnie uciążliwe, zazwyczaj ograniczało się do obaw o to, w jaki sposób rozwiązać kwestię snu w przypadku, gdybym na jakimś wyjeździe zgubił lub w inny sposób stracił swoje nasenne. Ponieważ nie wykorzystywałem ich do wywołania jakichkolwiek błogostanów (chociaż wiem, że bywają ludzie którzy to robią), nie zaobserwowałem jakiejkolwiek pokusy, żeby zażyć nasenne przed terminem, w którym powinny być brane. Nie było jej nawet wtedy, kiedy z różnych przyczyn zmuszony byłem „zarwać nockę“. Zwyczajnie nie przesypiałem jej, na drugi dzień funkcjonowałem normalnie i łykałem nasenne dopiero późnym wieczorem, przed snem.
Niestety rozwinęło się również uzależnienie fizyczne, o czym nie miałem bladego pojęcia, gdyż w porównaniu z klasycznym uzależnieniem od opiatów czy innych substancji o charakterze narkotycznym, objawy abstynencyjne pojawiają się znacznie później i z początku wyglądają po prostu jak niezwykle silna migrena. Możliwe, że nie występuje ono w przypadku stosowania tylko jednego rodzaju leków, ja jednak łączyłem je, ze względu na długoletnie zażywanie i wykształconą tolerancję na substencje czynne.
W tym momencie część czytelników może wyobrażać mnie sobie jako wychudzonego narkomana, snującego się z błędnym i przymglonym wzrokiem w poszukiwaniu pieniędzy na kolejną dawkę proszków (które rzeczywiście tanie nie były).
Nic takiego nie miało miejsca. Tabletki traktowałem wyłącznie jako środek umożliwiający normalny, siedmio – ośmiogodzinny sen. Kiedy uznałem, że należy iść spać, zwyczajnie kładłem się do łóżka, łykałem, zasypiałem i rano budziłem się wyspany lub względnie wyspany. Następnie szedłem do pracy, po niej zaś, trzy do czterech razy w tygodniu na wyczerpujący, trzygodzinny trening. Dodam, że nie były to treningi polegające na konwersacji na siłowni. Każdorazowo przebiegałem dziesięć kilometrów w czasie poniżej pięćdziesięciu minut, po czym wykonywałem normalne ćwiczenia siłowo wytrzymałościowe, podczas których w przerwach robiłem wszelkiego rodzaju „brzuszki“, można więc powiedzieć, że przerw jako takich w zasadzie nie było.
Prowadziłem więc zupełnie normalne, uregulowane życie, traktując środki farmakologiczne raczej jako dodatek w stylu okularów albo tabletek na nadciśnienie, zażywanych przez osoby z chorobą wieńcową.
Skutki uboczneNiestety przyjmowane lekarstwa miało również uboczny, początkowo całkowicie ignorowany przeze mnie wpływ na resztę organizmu. Myślę, że wiedza ta może okazać się ciekawa również dla fachowców, o ile wśród forumowiczów znajdują się lekarze bądź osoby związane z produkcją leków.
Po jakichś czterech, może pięciu latach od rozpoczęcia zażywania lekarstw mój układ odpornościowy uległ osłabieniu lub jakiejś niewytłumaczalnej mutacji. Od tej pory wszystkie choroby przechodziłem całkowicie bez gorączki, niezależnie od tego, czy było to przeziębienie, grypa, angina, czy inna dolegliwość, podczas której wysoka gorączka pojawia się niejako obligatoryjnie. Nie oznaczało to wcale, że przechodziłem te choroby dłużej czy ciężej. Wszystko odbywało się według utartego scenariusza, choroby trwały tyle ile trwać powinny, pojawiały się wszelkie możliwe objawy, włącznie z katarem, kaszlem a nawet lekkimi dreszczami, nie towarzyszyła im jednak żadna gorączka. Co więcej, ogólna temperatura ciała obniżyła się z wzorcowych 36,6 do 35,8 – 36 stopni.
Nie jestem w stanie określić przyczyn takiego stanu rzeczy, jednak po całkowitym odstawieniu nasennych wszystko wróciło do normy. W chwili obecnej męczę się więc z gorączką jak wszyscy pozostali śmiertelnicy, co boleśnie odczułem choćby podczas przygody z ospą.
Kolejnym skutkiem ubocznym była duża podatność na działanie alkoholu. Upijałem się przysłowiowym naparstkiem, przez co w zasadzie zrezygnowałem z picia jakichkolwiek alkoholi. Trudno mi w tej chwili określić, czy taka wymuszona abstynencja była rzeczą złą. Faktem jest, że przez ponad dziesięć lat niemal nie tknąłem alkoholu. Trudno powiedzieć, czy działanie alkoholu wzmagało się na skutek trwałej obecności substancji nasennych we krwi, jeśli faktycznie utrzymywało się tam jakieś ich stężenie, w moim przypadku nie miało żadnego wpływu na koncentrację , tok myślenia czy wydolność psychofizyczną.
Dyskusyjnym skutkiem ubocznym było wystąpienie paru innych, bardzo rzadkich chorób, nie będę jednak o tym pisał, ponieważ nie jestem do końca pewien, czy ich przyczyną lub jedną z przyczyn były właśnie nasenne. Faktem jest, że po odstawieniu usypiaczy symptomy tych dolegliwości przestały się pojawiać.
Odstawienie i objawy abstynencyjneGdyby nie dosyć przypadkowe zdarzenie, zapewne zażywałbym nasenne do dzisiaj. O ich odstawieniu zadecydował czysty przypadek. Po prostu w zamieszaniu zapomniałem odebrać na czas przepisanych mi recept na dwa rodzaje tabletek, które akurat mi się skończyły. Zignorowałem to, w półletargu przebiedowałem noc na inncyh środkach, które wprawdzie niemal już na mnie nie działały, ale przynajmniej miałem je w szufladzie. Około 6 nad ranem z łóżka zerwał mnie potworny ból głowy, połączony z torsjami. Wziąłem środki na migrenę, poszedłem do pracy, w której czułem się źle, ale nie tragicznie. Ból głowy to wzmagał się, to ustępował, doszły do niego bóle w stawach i mięśniach, które nieco przypominały zwykłe przeziębienie. W roztargnieniu znów zapomniałem odebrać recepty na właściwe nasenne i noc znów przyszło mi spędzać na tych niedziałających.
Oczywiście pojęcie „spędzenie nocy“ było bardzo względne. Ból dosłownie urywający głowę zerwał wyrzucił mnie z łóżka już około godziny piątej i zagnał do toalety, do której po opróżnieniu zawartości żołądka wymiotowałem już żółcią. Ból stawów i mięśni wzmógł się bardzo i stał niemal nie do zniesienia, doszły dreszcze, pocenie się tzw. „zimnym potem“ i duże osłabienie ogranizmu. Torsje występowały mniej więcej raz na trzy kwadranse.
Około godziny ósmej wiedziałem już, że nie będę w stanie zjawić się w pracy. Podejrzewałem zatrucie pokarmowe i postanowiłem pojechać do lekarza. Na szczęście zostałem przyjęty z marszu, już w gabinecie wdzięcznie zwymiotowałem do zlewu wypitą w taksówce wodę, po czym bez sił opadłem na kozetkę.
Konwersacja z lekarzemwyglądała dosyć osobliwie. Przejrzał on historię moich chorób, zbadał mnie, obmacał, wypytał o to, co jadłem poprzedniego dnia (a poza dwoma suchymi bułkami nic nie jadłem, bo było mi niedobrze) po czym bardziej oświadczył niż zapytał „Pan jest uzależniony od środków nasennych“. Energicznie zaprzeczyłem, bo również mi stanął wtedy przed oczyma zniszczony, zabiedzony ćpun. Czy ćpuny biegają maratony? Z całą pewnością nie. „Myli się pan. Nie jestem uzależniony. Mam zatrucie pokarmowe!“.
„- Nie ma pan zatrucia. Ma pan objawy abstynancyjne“
- To pomyłka. Nie mam objawów. Nie jestem narkomanem. Musiałem się czymś przytruć.
I tak dalej i tak dalej. W końcu zaczęło do mnie docierać, że lekarz mimo wszystko może mieć rację. Kiedy oświadczyłem mu to, zaproponował przewiezienie do szpitala. Odmówiłem. Jak przez mgłę słuchałem zaleceń dotyczących stopniowego odstawiania nasennych. Raczej siłą woli wstałem, dowlokłem się do drzwi, zamówiłem taksówkę i po dotarciu do domu zwaliłem się na łóżko.
Objawwy nie ustępowały. Nieznośny ból dosłownie eksplodował pod czaszką, wypijaną niemal wodę od razu zwracałem do przygotowanej obok łóżka miski. Stan ten trwał nieprzerwanie aż do następnego ranka, kiedy ból głowy przestał być rozpaczliwy a torsje przestały uniemożliwiać przyjmowanie jakichkolwiek płynów. Pojawiły się za to dreszcze i naprawdę okropne bóle mięśni, które wzmagały się aż do wieczora, kiedy wystąpiła pierwsza od kilku lat gorączka. I to jaka! Od razu 39 stopni. Podczas tych wielodniowych męczarni oczywiście nie zmrużyłem oka i dopiero po pojawieniu się gorączki poczułem, że być może zasnę. Faktycznie zasnąłem, na jakieś dwie godziny, po czym męczyłem się dalej.
Ból głowy ustąpił po jakichś czterech dniach, bóle mięśni po około tygodniu. W tym czasie wysoka temperatura dosłownie wypalała mi organizm. Wyglądało to tak, jakby chciała zrekompensować sobie wszystkie te lata przymusowej nieobecności. Po mniej więcej dwóch tygodniach miałem już spokój i z głodami i z gorączką.
RekonwalescencjaZnacznie gorzej sprawy miały się ze spaniem. W początkowych miesiącach byłem w stanie usnąć na dwie, maksymalnie trzy godziny na dobę. Spowodowany tym niedosyt snu miał dewastujący wpływ zarówno na kondycję jak i ogólne samopoczucie, postanowiłem jednak zacisnąć zęby. Zresztą na myśl o ponownym zaliczeniu objawów odstawienniczych robiło mi się słabo. Po mniej więcej pół roku byłem w stanie przesypiać już około czterech godzin na dobę. Względnie całonocny sen przyszedł dopiero po roku z okładem, jednak nawet w chwili obecnej przytrafiają mi się bezsenne noce. O dziwo, jeśli chodzi o kondycję i wytrzymałość, mam wrażenie że była znacznie lepsza w czasach, kiedy brałem nasenne. Poza tym nie pozostawiły one śladu ani w mojej psychice, ani (na szczęście) w wątrobie.
Podsumowanie Pomimo niezaprzeczalnych zalet chemicznych środków nasennych nie polecam ich dłuższego stosowania. Nie jestem w stanie przewidzieć ich długotrwałego wpływu na osoby, które nie są amatorskimi sportowcami, cierpią na jakieś inne schorzenia lub przyjmują jakieś inne lekarstwa. Dodatkowo objawy abstynencyjne są naprawdę makabryczne.
Na wszelkie pytania dodatkowe oczywiście odpowiem, na forum albo w formie prywatnej wiadomości.