To nie tak. To nie "informacja o 700 tys. dolarów" wywindowała, tylko ktoś chciał, żeby inni odnieśli wrażenie, że wywindowała. Zauważ, że tutejsi "inwestorzy", są niczym psy z odruchem Pawłowa przyzwyczajeni do pewnych schematów. Najukochańszym z nich był "info+podbitka". Czyli po opublikowaniu "info" następowały rakietowe wzrosty, na których dało się nawet zarobić, jeśli ktoś nie był zbyt łapczywy.
Później ta taktyka przestała się sprawdzać, albo inaczej, nie dało się już na niej zarobić. Powód był prosty. Publikowano wprawdzie "info" i prowokowano zryw, był on jednak niemal natychmiast zasypywany przez miliony akcji pochodzących z emisji na różne szczytne cele.
Wczorajszy wyskok był natomiast nieco inny. Wyglądało to raczej na ruch obliczony na szybkie zgarnięcie paru groszy pod pretekstem świetlanego "info". Odnoszę niejasne wrażenie, że akcja zakonczyła się umiarkowanym sukcesem. Kto miał zarobić, ten zarobił.
Co do jakiejś chińszczyzny... cóż, niewątpliwie kuszące. Gdybym dysponował kilkoma wolnymi milionami, to mógłbym sie nawet pokusić o tego typu figielek. Scenariusz byłby prosty jak kij od szczotki. Jadę do Chin, za psie pieniądze kupuję jakąś miejscową spółeczkę wydobywającą szlam z dna rzeki i zmieniam jej nazwę na jakąś fajną. "East China Petroleum Ltd. " Ładne? Mi się podoba. Tworzę jej stronę (po chińsku), gdzie chwalę się wydobywaniem miliardów baryłek i wstawiam jakieś obrazki, koniecznie z rurociągami, a może i ludźmi a arafatkach. Robię też wersję angielską, gdzie jestem bardziej powściągliwy. Bo muszę przecież pozwolić inwestorom samodzielnie "odkryć", z jakim ukrytym smokiem mają do czynienia.
Następnie, przez parę miesęcy cierpliwie podkupuję mój ulubiony walor, robiąc to tak, żeby kupić jak najtaniej. Docieram w ten sposób tuż poniżej granicy 5%. Po czym, nawet wioząc się na którymś z komunikatów naszych gagatków dokupuję powyżej 5% i ogłaszam wszem i wobec, że przekroczyłem próg.
Następuje euforia, zawieszenie kursu, histeria, bankierowcy wyją z ekstazy, akcje skaczą o kilkaset procent po czym następuje czasowe zawieszenie obrotu, do czasu kiedy Bleg albo któryś z jego fagasów (którzy intensywnie zastanawiają się, o co u diabła chodzi) nie skontaktuje się ze mną. To mu się jednak nie uda, to znaczy uda, ale mój dyrektor jest bardzo zajęty, porozumiewa się tylko po chińsku, tłumaczem (dla pewności) zostaję sam, żeby mój chiński figurant nie naplótł jakichś bzdur, po czym rozmowy utykają w martwym punkcie.
W międzyczasie kurs jest odwieszany a ja spokojnie sprzedaję cały mój pakiet, uzasadniając to później tym, że przeraziłem się tego, co zakomunikowali mi Bleg i spółka. Po paru dniach wszystko legalnie ogłaszam i szybko zwijam się z kasą:)