Gospodarka polska - budżet, podatki, decyzje polityków, etc.

Reasumując.. młodzi nie chcą, starzy nie mogą..

Kiedyś Jaser Arafat powiedział "Najlepszą bronią przeciwko izraelskim osadnikom jest macica palestyńskiej kobiety"..

wspominam o tym nie przypadkowo - taka typowa niemiecka, czy francuska rodzina ma jedno maksymalnie dwójkę dzieci a "nowi europejczycy" masowo przyjeżdżający do europejskiego raju mają po kilka.. które potem powielają wzorzec rodzinny i tak dla przykładu w 2050 wg prognoz w Niemczech będzie więcej obcokrajowców niż rdzennych Niemców..
Tylko niestety korzyści z takiego wzrostu demograficznego będą prawdopodobnie raczej mizerne.. inaczej mówiąc równamy w dół a nie rozwijamy się..

Gwarancji zatrudnienia szkoła/studia nie dają, ale lepiej coś wiedzieć o świecie, niż nie i w piorunach doszukiwać się gniewu złych mocy. Ciemnota rodzi biedę, bieda ciemnotę.
Jeżeli mam się godzić na jakieś dokładanie z moich podatków do dzieci, to już wolę te netbooki. W tej chwili propagowanie umiejętności posługiwania się tym sprzętem jest jak przed laty likwidacja analfabetyzmu. Wtedy też pewenie pytano "po co to komu". Tylko, że dziś nie umiejąc czytać jesteś praktycznie inwalidą.

Przekonaliście mnie! Dostaną komputery i potem będą siedzieć w bibliotece, żłopać tam piwo i oglądać w sieci pornole (wg relacji naocznego świadka)

W gimnazjum mojego brata jest w bibliotece kilka komputerów z internetem. Dzieciaki na każdej przerwie latają do biblioteki wysłać wojsko na przeciwnika w grze na przeglądarce. Jak nie jesteś wystarczjąco szybki to ci zajmą komputer i twoja wioska się nie rozwinie! Wracają do domu ze szkoły i dalej wysyłają wojsko, w przerwach przeglądające demotywatory i podobne strony:)

Wg mnie takie prezenty demoralizują dzieci. W liceum będzie domagał się osiemnastkowego, a na studiach subwencji do pierwszego auta. W ten sposób wychowujesz klasycznego homo sovieticus. Jak dziecku zależy na netbooku to pójdzie roznosić ulotki albo umyje ojcu auto. Wtedy doceni trud jaki włożył w zdobycie netbooka i nie wyleje na niego coli przy pierwszej okazji:)

No chyba, że ojciec nie ma auta, tylko autobus. Albo dziecko nie ma ojca. Też się zdarza.

W sumie, to powinienem się z Wami zgodzić, ale nie mogę. Zwłaszcza, gdy patrzę, jak się subwencjonuje hordy obiboków, cwaniaków i krzykaczy. Kto głośniej krzyczy w Alejach Ujazdowskich, ten więcej dostanie. Wolę, żeby dzieciaki miały od państwa komputery. Nawet, jeśli niektóre skorodują od coli :)

Co one robią z tym komputerami, to już kwestia edukacji i rozwijania zainteresowań. Ale edukacja w PL, to osobny temat-rzeka.

Sam napisałeś


Można dopisać:

>Wiedza informatyczna i komputerowa jest konieczna? To rozdajmy (nowiutkie) komputery.



To dlaczego nie subwencjonują im starszych komputerów, za pół darmo? Czyli godzisz się na wydawanie niepotrzebnie dużych pieniędzy. Bo można wydać je efektywniej.

A podejście mechaniczne, bo jak zobaczą po raz pierwszy kota, o kolorze białym, to będą odtąd uważać, że wszystkie koty są białe.



Potrzebne jest także jedzenie, nawet bardziej -wyobraź sobie. Jest też potrzebne ubranie wyobraź sobie. Rodziców także nie stać na dobre jedzenie, ani na nowe ubrania. Na gorszej jakości stać. To także należy je subwencjonować, a że bez przerwy - trudno, kompy też się amortyzują. Myślisz, że każdy komputer to taki drogi musi być? Myślisz, że nie można załatwić takich spraw mniejszymi środkami? Nie można edukować w szkole, skoro już jest - przyspieszyć program informatyki? W końcu o ile wiem na informatyce dzieci najwięcej i najszybciej się nauczą.

No, za umycie autobusu to ipad się należy! :)

Myślę że mamy różne zdania co do tego jak powinno się wspierać najbiedniejszych. Ja uważam,że pieniądze z podatków idą w błoto, więc im mniej płacimy tym lepiej. Państwo powinno nie przeszkadzać ludziom w bogaceniu się, a dzięki temu ludzie sami z siebie staną się charytatywni. Niemożliwe?
Meksykański miliarder rozdaje dzieciom laptopy
Miliarderzy rozdadzą biednym swoje fortuny

Jedna sztuka ma kosztowac okolo 400zl a caly program ma pochlonac 1 mld i w tym zapewne bedzie bezplatny dostep do internetu!!
Co do twoich podatkow to akurat ten program ma byc sfinansowany z oplat placonych przez operatorow komorkowych wiec ani jeden grosz nie bedzie z naszych podatkow.



To chodziles do dziwnej szkoly :) powiedz mi szanowny kolego czego mozna sie nauczyc przez 45min tygodniowo na dodatek przy 2-3 osobach siedzacych przy jednym komputerze.
Ja nie nauczylem sie kompletnie niczego no chyba ze dzisiaj cos sie zmienilo :)
Pozatym informatyka powinna byc nadal a nawet musi byc a na jej lekcjach powinni uczyc jak przeinstalowac system jak dokonywac ogolnej obslugi itp nawet powinni uczyc obslugi przeroznego oprogramowania :) tyle ze na wlasnych notbookach :)



I co w tym zlego ?? Jak juz mowilem sam kiedys cale noce spedzalem przy grach dzieki czemu musialem dziesiatki razy naprawiac wlasny sprzet bo nie bylo mnie stac na informatykow. Pozatym aby w cokolwiek grac musisz a przynajmniej powinienes szukac jak najwiecej informacji-porad na temt gry co zmusza cie do nauki wyszukiwania roznych informacji a po pewnym czasie orientujesz sie w sposobie pozycjonowania stron itd
Powiem ci ze dzieciaki jeszcze na 100% beda odrabialy a raczej sciagaly gotowce na zadania domowe :) i to jest najpiekniejsze bo beda musialy myslec i kombinowac :) im wiecej uzytkownikow i leni :) tym trudniej odrobic lekcje bez wysilku :) kazdy bedzie musil czytac dziesiatki roznych opracowan zanim stwoza swoje :) w innym wypadku na 99% dostana pale bo kolega czy kolezanka bedzie miala taka sama prace

Moim zaniem komputery z dostepem do netu to najwazniejsza rzecz z jakiej powinien dzisiaj korzystac kazdy dzieciak jest wazniejszy od kazdej ksiazki bo sluzy do wielu rzeczy oczywiscie jeden bedzie korzystal z mozliwosci inny ograniczy sie tylko i wylacznie do zabawy ale niech 5 na 100 dzieciakow sie czegos nauczy to i tak bedzie warto!!!

Lepiej aby ten miliard byl wydany na dzieciaki anizeli na podwyzki dla politykow albo inne badziewia.

Nawet jeśli można się nauczyć, to co z tego, jak nie można z tego zrobić użytku.

Poza tym nie wierzę, że to rzeczywiście jest takie efektywne, bo mam do tego analogię z własnego doświadczenia. Otóż geografii uczyłem się jeszcze w czasach, gdy paszpoty były dobrem luksusowym i dzieliły się na "ważne w krajach socjalistycznych" i "na wszystkie kraje" (jakoś tak to leciało). Ale w szkole twardo uczyliśmy się jezior w Afryce i gór w Australii i były z tego "kartkówki". Myślicie, że coś z tego pamiętam???

Za to po dwóch tygodniach na Krecie wiem więcej o kulturze minojskiej, niż kiedykolwiek ze szkoły. Wiem, dlaczego szczytem elegancji są dla nas klasyczne wzory greckie. I wiem, że to wcale nie jest szczyt, przeciwnie - to był krok wstecz.

Tydzień w Paryżu, czy dwa w Portugalii i rozumiem więcej o mentalności tych społeczeństw (i historyczno-kulturowym podłożu tej mentalności), niż ze wszystkich lekcji geografii, historii, czy wiedzy o społeczeństwie. A każda następna wizyta, to nowe doświadczenia i nowa wiedza. I to z przyjemnością, a nie mordęgą, więc zostaje w głowie na lata. I horyzonty się poszerzają.

Podróże kształcą. Po sieci też.

A kto będzie te badania za te parę lat kontynuował? Niekumaci robole po zasadce?

To przyzwyczajanie do nowoczesności, elastyczności technicznej i swobodnego poruszania się po stechnicyzwoanym świecie, o którym pisze Taurus80, ma głębszy sens. Wychowałem się w czasie, gdy w Polsce wszystko było co najwyżej na żelazną wajchę. I to była cała automatyka. I trochę mi zostało z tego klimatu. Widzę po sobie, że swobodniej czuję się np. na Węgrzech (bo tam było podobnie), niż w takiej Francji czy Włoszech, gdzie wszystko jest automatyczne.