Aż obciach przyznać, ale jestem w tej drugiej - środkowej grupie.
Tyle że bessa to pojęcie względne, bo dla jednych (jak ja) spadek znoszoący mniej niż 61,8% całych wzrostów to może być korekta, dla innych to bessa i chyba trudno rozstrzygnąć spór kto ma rację.

szczagólnie że sam lubię to określenie.
Tak bez owijania - po tym jak w usiech postawili na ostrzu noża limit zadłużenia odzyskałem nieco wiary w logikę i dopuszczam wariant głębokiej korekty w trakcie której coś ulegnie rzeczywistej poprawie. Ta poprawa wymaga jednak długotrwałych wyrzeczeń i skorygowania błednych dyskont wycen do jakich przyzwyczailiśmy się w wyniku sztucznego stymulowana pieniądza.
W pogłębienie dna nie wierzę. Raczej w mozolne wygrzebywanie się z udziałem głebokich korekt - nie jak ostatnia hossa na którą wiekszość patrzy, tylko w coś na wzór tego co zaczęło się na początku lat 70'
Tymczasem jestem ostatnią osobą która uważałaby obecny poziom spadków za końcowy.