To może jeszcze inaczej. Postaram się rozwinąć moją poprzednią wypowiedź z trochę innego punktu widzenia. Należy bowiem zacząć od tego, że Boryszew jest przede wszystkim spółką całkowicie kontrolowaną przez oligarchę, ze wszystkimi blaskami i cieniami takiej sytuacji.
Rzeczą niewątpliwie pocieszającą jest fakt, że spośród wielu polskich oligarchów tutejszy wydaje się być najmniej bezwzględnym w stosunku do drobnych akcjonariuszy swoich spółek i najmniej łasy na szybkie zyski, osiągane ich kosztem. Oczywiście nie jest święty, bo miejsce świętych jest w Piśmie Świętym albo na cmentarzu, jednak w porównaniu z oligarchami z takich spółek jak Petrolinvest, Rovese, Midas czy na przykład mikrooligarchą z Chemosu i Atlantisu jest władcą niemal poczciwym.
Chcę przez to wszystko powiedzieć, że kierunek rozwoju wyznacza wyłącznie on a cała reszta jest tylko rodzajem parawanu. Ponieważ nie przypuszczam, żeby do wszystkich swoich obowiązków zechciał dodać również internetowe rzecznikowanie, mogę zaryzykować stwierdzenie, że rzecznik wie jedynie to, co zostanie mu przekazane z działu marketingu i przesiane przez sito działu prawnego.
Tak to się robi w korporacjach, którą Boryszew, spółka o kapitalizacji i wartości księgowej pomad miliarda złotych niewątpliwie jest. Moim zdaniem, tak jak zasugerowałem to już wcześniej, powołanie e-rzecznika jest pomysłem któregoś z menadżerów firmy, z zastrzeżeniem że zapewne pomysłem "gołym".
Możliwe, że wyglądało to w ten sposób, że facet wstał rano, przeczytał gazetę, wyczytał tam, że firma X powołała e-rzecznika i obecni na internetowych forach akcjonariusze byli zachwyceni. Wziął więc laptopa i przy kawce napisał do któregoś z podlegających mu dyrektorów krótkiego maila o treści "Powołajmy e-rzecznika, żeby być tacy sami słodcy, jak firma X. Wykonać". Mail ten był następnie sukcesywnie przekazywany niżej, aż dotarł do osobnika, który nie miał pod sobą już żadnego podwykonawcy, tylko musiał sam zatrudnić odpowiednią osobę.
Zrobił to więc, ale w sposób maksymalnie asekuracyjny, bo takie "komunikowanie z rynkiem" to stąpanie po cienkim lodzie. Szansa na pochwały i profity zerowa, za to po łbie można oberwać bardzo łatwo. Więc albo zatrudnił jakiegoś absolwenta-humanistę i wielkimi, czerwonymi literami napisał mu, co może a czego nie, albo dodał te obowiązki do zadań jakiegoś żuczka z działu marketingu bądź HR-ów.
I żuczek się nie wychyla, bo ani chce, ani może. Poza tym menadżer-pomysłodawca, zgarnąwszy stosowne pochwały oraz sutą premię za swój epokowy pomysł zapewne już dawno o nim zapomniał a sam rzecznik, pytając przełożonych o to, co ma odpowiadać rozsierdzonym forumowiczom jest odsyłany od Annasza do Kajfasza a na koniec dowiaduje się, że jeśli nie wie co odpowiedzieć, to niech nie odpowiada nic, gdyż na pytania akcjonariuszy statutowo odpowiada się na Walnym Zgromadzeniu.
Ostatnią rzeczą jest treść pytań. Być może udałoby się nawiązać z rzecznikiem jakąś dyskusję w przypadku zagadnień typu "Ja i Franek uważamy, że należy zamknąć inwestycje w Rosji i całość środków przenieść na zachód, bo ruskie to obrzydliwe kacapy a ich krwiożerczy car zaraz nam te fabryki znacjonalizuje, bo nienawidzi Polaków. A w ogóle to jest to nieopłacalne. Tutaj stosowne wyliczenia".
W takim wypadku rzecznik mógłby przytaczać kontrargumenty i liczby. W przypadku pytań typu "scalanie" czy "skup" nie może powiedzieć nic, bo to pytanie nie do niego, a do pana oligarchy:)