Odnośnie cytowanych fragmentów, i tematu kryzysu zaufania:
Cytat:Ktoś jeszcze wierzy, że prezes Kąkolewski mówi prawdę? Przecież to wszystko wygląda już jak walka o przetrwanie. Spółka walczy o uniknięcie układu, a prezes walczy o stołek. W tej sytuacji jego wypowiedzi i zapewnienia odnośnie ceny nic nie znaczą.
underground napisał(a):
[...] wszystko nie poszło tak jak spółka sobie planowała [...] emisja miała pokazać, że spółka jest atrakcyjna dla nowych inwestorów i wzmacnia finanse przed dalszym intensywnym rozwojem, a został odczytana jako ratunkowa i spirala ruszyła.
Od jakiegoś czasu mam wątpliwość, którą ktoś doświadczony być może rozjaśni i poprawi moje rozumienie tego co się dzieje, a także pomoże niektórym inwestorom ind. którzy po kolejnych wywiadach z KK postanowili przesiedzieć na papierze w nadziei na odbicie bez względu na to co się faktycznie działo w tym czasie na rynku.
Otóż do momentu pojawienia się KK w parkietach i innych telewizorach informacje publikowane przez spółkę i inne do których nawiązywała mi się w miarę spinały. Później było coraz gorzej.
W momencie decyzji o wielkiej emisji bez ceny minimalnej, rynek (pomijam moją własną ocenę skali) momentalnie i bez wątpliwości zaklasyfikował to jako emisję ratunkową sądząc po kursach, bez względu na to jak firma próbowała wcześniej przygotować grunt. O ile wielkość emisji firma próbowała wyjaśnić, o tyle brak ceny emisji nie został "pozytywnie" wytłumaczony.
Czyli jeśli intencje były inne, to taka decyzja wyglądałaby na fundamentalny błąd, załóżmy więc, że firma nie była aż tak naiwna i faktycznie to emisja ratunkowa.
W takim razie jaki był cel nieustannego pakowania się do mediów i opowiadania, że jest dobrze, chodzi jedynie o to, żeby było jeszcze lepiej?
- Pozytywna ocena kupna akcji wyglądała niepoważnie, skoro można było założyć, że rynek będzie w swobodnym spadku nie mając bezpiecznika w postaci ceny min. i każdy w miarę rozsądny prędzej czy później i tak wyleci na SL-u.
- Opowiadanie o dobrej kondycji spółki, jeśli faktycznie jest inaczej (a rynek zakłada, że jest), jest dodatkowo o tyle szkodliwe, że prowokuje niektórych zainwestowanych do siedzenia na papierze, o ile jeszcze wierzą słowom KK. Ale przecież nie o to chodzi, tacy są bardzo nieliczni i nie mają wpływu na rynek.
- No i wreszcie postępująca utrata zaufania, której KK musiał być świadom, a trochę zaufania bardzo by się przydało teraz na finiszu. A także do prowadzenia dalszej działalności na tym stanowisku.
Więc za cenę utraty reputacji zarząd zyskał co? Czy nie lepiej było się gdzieś przyczaić i siedzieć cicho?
Czy może musiał tak robić, bo zawsze się tak robi, że prezes chodzi i gada "jest dobrze, jest dobrze"?
Czy inw. na GPW powinien co do zasady ignorować takie nieformalne komunikaty zarządu i mu nie ufać, żeby nie zostać z ręką w nocniku? Próba zachowania zaufania działaniami, co do których jak na dłoni widać, że prowadzą do coraz większej jego utraty wygląda w najlepszym przypadku na wielką naiwność.
Czy naprawdę odstawiane są takie "klasyki gatunku" jak tajemniczy znikający inwestor, co przecież tylko utwierdzi w przekonaniu, że jest kompletnie źle?
Czy info o emisji po 10, to jest tak opóźnione desperackie wejście w tryb "damage control"?
Gdzie tu sens i logika ;) w tych działaniach?
Jaka z tego wszystkiego wynika nauka dla tych inwestorów ind., którzy dalej biorą słowa prezesa za dobrą monetę (a wiem że są tacy)?
BTW Bardzo jestem ciekaw wyników podpisywania umów kredytowych, które powinny niedługo być zakomunikowane. To będzie "twarda" ocena.