Pozwolę sobie mieć zdanie przeciwne :) I nadal utrzymywać, że ten budynek to tragedia i to na wszystkich możliwych płaszczyznach. Według mnie jest rozpaczliwie brzydki, ale to kwestia gustu. Może jestem po prostu rozbestwiony, bo pomieszkiwałem po parę lat w innych, naprawdę ładnych europejskich miastach i architektura Złotej 44 jest dla mnie koszmarem.
Lokalizacja też nie jest rewelacyjna. Jest do niczego, jeśli uwzględnimy potencjalnych nabywców, w których celowało Orco. Byłaby świetna dla szczurów biurowych, codziennie zasuwających do pracy w okolicznych biurowcach albo dla studentów z Uniwerka, czy barmanów pracujących w nocnych lokalach w centrum. Albo dla ekspedientek obsługujących pobliskie nocne sklepy, czy całej załogi Złotych Szałasów. Klientelę, którą zachwyciłoby to miejsce można wymieniać bez końca.
Tyle tylko, że żadnej z wymienionych osób nie byłoby na lokal w „Żaglu” stać, bo najmniejsze mieszkania mają tam po 50 m2, więc nawet jakby Orco zeszło z ceną do dychy za metr, to i tak raczej lipa. Tamtejsze mieszkania są więc przeznaczone dla ludzi ze sporą gotówką. A tacy nie są nimi zainteresowani, bo do mieszkania, prawdziwego mieszkania a nie przesypiania paru godzin po to, żeby od rana zasuwać w kieracie tamto miejsce nie nadaje się ani trochę.
Raz, że mieszkania przypominają biurowe „open spacy”. Mają nawet te charakterystyczne betonowe słupy, tyle że pewnie obite czymś w miarę rozsądnym. Okien otworzyć się nie da, za świeże powietrze ma odpowiadać system klimatyzacyjny. Jeśli ktoś miał z takimi systemami kiedykolwiek do czynienia to wie, że należy je regularnie i dokładnie czyścić, bo jeśli się tego nie robi, to z miejsca staje się rozsadnikiem najobrzydliwszych roztoczy i innych okropieństw. Nie mówiąc już o tym, że wspaniale przenosi wszelkie choróbska.
Ale dobrze, powiedzmy że klima będzie rewelacyjna i odporna na roztocza. Wątpię jednak, żeby poradziła sobie z różnymi smrodami. Bo przypominam, że tam mają być mieszkania. Nie biura, w których się nie gotuje, tylko mieszkania, gdzie ktoś coś od czasu do czasu ostro przypali, komuś zwieje chomik i dokona swojego żywota gdzieś za obudową blatu kuchennego, wydzielając po jakimś czasie urywający głowę smród. Być może dostępne są klimatyzatory radzące sobie z czymś takim, ale ja osobiście ich nie widziałem.
Kolejną kwestią jest okolica. Ludzie z kasą zazwyczaj mają dzieci, bo ich na nie stać. W okolicy Żagla nie ma dla nich żadnego rozsądnego placu zabaw, same ruchliwe ulice. Ba, nie ma nawet porządnego parku, jeśli nie liczyć paru drzewek przy Świętokrzyskiej. Pustynia. Ale dobrze, może klientelą mieli być bogaci single… Tutaj też klapa, bo mało kto mający wybór zdecyduje się dać się zamknąć w akwarium, z którego będzie wychodził na głośną, ruchliwą i brzydką ulicę brzydkiego miasta.
Gdyby w tym pudełku były same 30 metrowe kawalerki, można by je puszczać nawet po 13 – 14 tysięcy za metr, jako pewniaki pod wynajem, problem polega na tym, że tamtejsze mieszkania są znacznie większe. Nie mówiąc już o tym, że jakby nagle zaczęli sprzedawać je za takie pieniądze, to tych kilkadziesiąt osób które jednak skusiło się na lokale na etapie dziury w ziemi mogłoby odstąpić od transakcji (jeśli już tego nie zrobiły) albo ciągać Orco po sądach.
Podsumowując – cała ta inwestycja to jedno wielkie cuchnące bagno. Stąd moje początkowe pytanie, za ile można to sprzedać jako zwykły biurowiec