nie powiem, mi tez bieganie sprawia dzika frajde
wlasnie o koszt alternatywny zwiazany z rodzina mi chodzilo, bo to ze sprawia przyjemnsoc, to chyba jasne. jesli nie, to po co sie meczyc?
z ta objetoscia, to chyba najwazniejsze jest dac szanse organizmowi jak najlepiej nauczyc sie nowego stanu, czyli tego co sie zaczyna gdy po glikogenie nie zostalo juz nawet wspomnieniem - organizm ropzaczliwie (przy pierwszych takich doznaniach) szuka energii wszedzie gdzie sie da, do tego stopnia, ze moze sie to skonczyc sensacjami zoladkowo-jelitowymi
osobiscie najbardziej zaluje z ostatnich przygotowan i samego biegu - ze nie kupilem jakiegos forerunera czy polara. lecialem na najprostszym pulsometrze przez caly trening jak i bieg wlasciwy - jednak mozliwosc kontrolowania parametrow juz podczas samego biegu to baaardzo duzo.
sam trening teraz tez inaczej juz bym rozlozyl, tak samo zywienie. niesamowite jest, jak w pewnym momencie organizm sie wyczula na najmniejsze zmiany, czy to w zywieniu, czy niedospania pol godziny...
ostatnio prawie nie biegalem za duzo (urlop, kontuzje itp), ale za tydzien zaczynam przygotowania do sztafety 5x5km (ekipa z pracy) - plan to w zasadzie same interwaly (8) przez 4 tygodnie - niesymetryczna piramida ze zluzowaniem w ostatnim tygodniu. jak sobie o tym pomysle, to juz mi sie nie chce, bo tak beda sie konczyc treningi:
fajnie, ze watek choc troche odzyl
Zawżdy znajdzie przyczynę, kto zdobyczy pragnie...