Masz rację, że ostro interweniują. Tylko ostatecznie, czy nie będą musieli jednak podnosić stóp? Nie ma nieskończonego worka, z którego mogą dolewać, raczej wynikiem tej gry będzie spuszczenie powietrza i dopiero wtedy odbicie. Ktoś musi stracić na napompowanych akcjach i to musi być "ulica". Jeśli wyniki spółek i makro będą złe (uzasadniające spadki), nie będą mieli wyboru. Przecież nie napompują spółek na 100 c/z bez wzrostów PKB, lub chociaż rosnących biznesów. Z drugiej strony ciągle są obligacje i nie można się spodziewać, że ktoś je kupi za -5%.
Czyli rynek akcyjny i obligacji nie mogą jednocześnie być na szczycie przez dłuższy czas, realna stabilizacja to -1 do 3% na obligacjach i lekko wyższe zyski dla akcji (premia za ryzyko). Wszystkie inne warianty są po prostu na dłuższą metę niestabilne.
Stąd dla mnie wynika, że jednak albo spółki USA poprawią wyniki, albo będzie się im należała korekta, bo nie mogą być na poziomie 4% wzrostu i nie mogą być wyżej napompowane bez znacznej poprawy wyników. Dzisiaj właśnie czytałem opinie, że analitycy z dużych banków prognozują np. 4% wzrostu zysków na sp500 - po takim czymś oczekiwałbym korekty o dalsze 20%, żeby zysk z akcji stał się proporcjonalny do zysku z obligacji.
Z drugiej strony ciągle myślę o Japonii, która utrzymywała niskie stopy przez wiele lat. Czy taki manewr mógłby się udać w USA? Obie gospodarki są mocno rozwinięte i znaczące na świecie, ale jednak gdy Japonia robiła swoje, była w tym osamotniona, a teraz prawie każdy przyjął tę strategię, od UE, po USA.