Tak tylko na marginesie, bo się natknąłem na to w książce "Rozregulowany świat" Amin Maalouf:
"Jednym z najbardziej uderzających obrazków początku stulecia był widok Alana Greenspana, byłe"go szefa FED-u, składającego w październiku 2008 roku zeznanie przed komisją Kongresu. Mimo, że nie chciał zgodzić się z tezą, że decyzje, które podjął podczas osiemnastu lat swego „panowania” – lub których podjęcia zaniedbał - mogły wywołać kataklizm na rynku kredytów hipotecznych i wynikające stąd światowe zawirowania, przyznał, że jest „w stanie szoku i niedowierzania:. Bo, jak powiadał, był przekonany, że instytucje kredytowe nie mogą nigdy działać na szkodę interesów akcjonariuszy. „Żyjąc w tym przeświadczeniu, przez całe dziesięciolecia zarządzaliśmy ryzykiem, póki cały ten intelektualny gmach nie zawalił się zeszłego lata.”
Przypuszczam, że ci, którzy wątpią w immanentną mądrość mechanizmów rynkowych, przyjęli te słowa z sarkazmem. Ale to, czemu wyraz dał Greenspan, to coś więcej niż tylko zawód rozgoryczonego konserwatysty. Jego wyrzuty sumienia wydały mi się wymowne, a na swój sposób rozczulające, bo oznaczały koniec pewnej epoki – epoki, w której działanie podmiotów gospodarczych cechowała spójność i przyzwoitość, w której były one posłuszne jakimś regułom, w której agresywni gracze, drapieżni menedżerowie należeli do rzadkości, w której można było oprzeć się na kilku pewnych wartościach ,a bezpieczny interes rozpoznać na pierwszy rzut oka.
Nie staram się na siłe idealizować minionych czasów. One także miały swą dawkę szwidlów i kryzysów. A jednak musimy przyznać, że nigdy dotąd nie było jeszcze takiej epoki jak nasza, w której dzierżący stery narodowych gospodarek nie są w stanie nadążyć za karkołomnymi konstrukcjami rekinów finansjery, w której ludziom obracającymi miliardami brak elementarnej wiedzy z dziedziny ekonomii politycznej oraz jakiejkolwiek troski o efekty ich działań dla przedsiębiorstw, pracowników, dla ich własnych rodziców i przyjaciół, nie mówiąc już o dobru ogółu.
Nietrudno pojąć, dlaczego starzy mędrcy czują się zawiedzeni. Nieważne, czy „uzdrawiacze gospodarki” opowiadają się za interwencjonizmem czy za leseferyzmem. W każdym przypadku muszą uznać, że ich najbardziej wypróbowane terapie zawodzą.
Tak jakby każdego ranka pacjent, przed którym stają, był zupełnie inną osobą niż ten, o którego zdrowie troszczyli się poprzedniego dnia.”(…)
„Brak legitymizacji to w przypadku każdej ludzkiej społeczności szczególny stan nieważkości doprowadzającej do ogólnego rozstroju postaw. Gdy żaden autorytet, żadna instytucja, żadna osobistość nie może poszczycić się prawdziwą moralną wiarygodnością, gdy ludzie na każdym kroku przekonują się, że świat to dżungla, w której panuje prawo silniejszego, a wszystkie chwyty są dozwolone, świat może zmierzać jedynie w stronę zabójczej przemocy, tyranii i chaosu.”
(…)
„Mogę się zgodzić, że nie ma nic wstydliwego w fakcie bogacenia się. Mogę również przyznać, że nie ma nic wstydliwego w korzystaniu z owoców własnego dostatku. Nasza epoka oferuje nam tyle pięknych i dobrych rzeczy, byłoby obrazą dla życia odmawiać sobie korzystania z tych wspaniałości. Ale żeby pieniądz był całkowicie oderwany od sfery produkcji, od wszelkiego wysiłku fizycznego czy intelektualnego, wszelkiej społecznej działalności? Żeby nasze giełdy zmieniły się w gigantyczne kasyna gry, w których o losie setek milionów ludzi, bogatych i biednych, decyduje rzut kostką? Żeby nasze najszacowniejsze instytucje finansowe zachowywały się niczym pijany marynarz? Żeby oszczędności całego pracowitego życia były w kilka sekund trwonione lub pomnażane trzydziestokrotnie w wyniku jakichś ezoterycznych zabiegów, z których sami bankierzy przestali cokolwiek pojmować?
Na tym polega właśnie poważne rozregulowanie, którego skutki wykraczać daleko poza świat finansów czy ekonomii. W obliczu tego, co się dzieje, mamy prawo się zastanawiać, po co ludzie mieliby nadal wieść uczciwie pracowity żywot, po co młody człowiek miałby wybierać zawód nauczyciela zamiast dilera narkotykowego, i jak w takich warunkach przekazywać wiedzę i ideały,, jak zachować minimum tkanki społecznej, potrzebne do utrzymania przy życiu tych absolutnie podstawowych, a kruchych rzeczy, które zwą się wolnością, demokracją, szczęściem, postępem czy cywilizacją.
Czy trzeba dodawać, że to finansowe rozregulowanie jest również, a może właśnie przede wszystkim, symptomem rozregulowania naszej skali wartości?”
Tak tylko na koniec, żeby nie było, że tylko autor narzeka – Jego zdaniem lekarstwem na to rozregulowanie jest skala wartości oparta na prymacie ocalającej kultury. Pisze, że dzięki medycynie ludzie żyją dłużej, przez co czyha na nich nuda i pustka – przez co szukają ucieczki w konsumpcjonizm. A powinno się zdobywać wiedzę i rozwijać bogate życie wewnętrzne. [P.S. - może wtedy zacznie się hossa

]
"Bogactwo należy postrzegać jako środek służący jakiemuś celowi, a nie cel sam w sobie i źródło szczęścia"