Ogólny schemat rozwiązania przedstawię w oparciu o:
- obrazowy opis procesu poznawania siebie Nietzschego
- cytaty z Fromma
Nietzsche mówi, że w człowieku mogą zajść trzy kolejne po sobie przemiany:
1. Wielbłąd – człowiek nosi ciężkie brzemię związane z natłokiem życia, zakazów, nakazów, systemów związanych z tym, co narzuciło mu superego
2. Lew – człowiek buntuje się, chce wolności – gdzieś w środku czuje, że coś jest nie tak, że prócz superego jest coś jeszcze – podejmuje działania żeby to zmienić
3. Dziecko – człowiek rodzi się ponownie, odnajduje swoją osobowość wrodzoną, która została mu odebrana – jest sobą.
1. Wielbłąd
Ten stan człowieka odpowiada dokładnie rozważanemu problemowi. Czyli odwołując się do teorii Freuda oznaczałoby to, że powszechnie uznawana świadomość, którą każdy przeciętny człowiek posiada, w większej części oparta jest na tym, co narzuciło nam superego i małym udziale realizowanych popędów oraz naszego „ja”. Czyli w skrócie - mimo, że jesteśmy szczęśliwi - jesteśmy dalej niż bliżej naszej własnej, unikalnej natury.
Eksperci tematu, czyli Freud, Jung, Fromm, bardzo dokładnie opisują ten stan. Całe życie poświęcili oni rozmowom, badaniom i analizie wielu ludzi, więc coś w tym musi być. Najlepiej opisuje to Fromm:
„............Wydaje sie, ze człowiek wspolczesny pragnie az nazbyt wielu rzeczy i jedyny jego problem zdaje sie polegac na tym, ze chociaz wie, czego chce, nie moze tego miec. Cala nasza energie zuzywamy na zdobywanie tego, co chcemy miec, i wiekszosc ludzi nigdy nie kwestionuje podstawowej przeslanki tej aktywnosci, tego mianowicie, ze wie, czego naprawde chce. Ludzie nie zastanawiaja sie, czy cele, ku ktorym zmierzaja, sa tym, czego sami pragna. W szkole chca miec dobre stopnie; jako dorosli chca odnosic sukcesy, zarabiac coraz wiecej pieniedzy, zdobyc wiecej prestizu, kupic lepszy woz, bawic sie itp. Kiedy jednak posrod calej tej oblakanczej aktywnosci zastanowia sie przez chwile nad tym wszystkim, ogarnia ich watpliwosc:
A jesli dostane te nowa posade, jezeli kupie lepszy woz lub uda mi sie odbyc te podroz – co wtedy?
Jaki z tego pozytek?
Czy rzeczywiscie pragne tego wszystkiego?
Czy nie gonie za jakims celem, ktory ma mnie rzekomo uszczesliwic, a wymyka mi sie z chwila, gdy go osiagne?
Kiedy czlowieka opadna podobne watpliwosci, budzi sie w nim przerazenie; wstrzasaja one bowiem sama podstawa calej jego aktywnosci, jego pewnoscia, ze wie, czego chce. Totez ludzie usiluja mozliwie szybko pozbyc sie tych klopotliwych mysli. Sadza, ze naszly ich one dlatego, ze byli zmeczeni albo przygnebieni - i w dalszym ciagu gonia za celami, które uwazaja za wlasne. Wszystko to swiadczy jednak o mglistym uswiadamianiu sobie tej prawdy, ze człowiek wspolczesny zyje w zludzeniu, iz wie, czego chce, gdy w istocie chce jedynie tego, czego się oden wymaga.
Aby zaakceptowac te prawde, trzeba sobie uprzytomnic, ze wiedziec, czego sie istotnie chce, nie jest - jak mysli wiekszosc ludzi - rzecza latwa, lecz jednym z najtrudniejszych zadan stojacych przed kazda istota ludzka. Jest to problem, który goraczkowo usilujemy ominac, przyjmujac gotowe cele - za wlasne. Czlowiek współczesny gotow jest poniesc najwieksze ryzyko, by osiagnac cele, bedace rzekomo jego celami; lecz bezgranicznie boi sie ryzyka i odpowiedzialnosci, jaka musialby poniesc wyznaczajac sobie wlasne cele. Czesto bierze sie mylnie intensywna dzialalnosc za dowod dobrowolnego dzialania, chociaz wiadomo, ze moze to byc dzialanie nie bardziej spontaniczne niz u aktora albo osoby zahipnotyzowanej. Kazdy z aktorow po zapoznaniu sie z glownym watkiem sztuki moze z werwa grac przydzielona sobie role, a nawet samemu uzupelnic swoj tekst i pewne szczegoly akcji. A przeciez gra on tylko role wyznaczona.
Szczegolna trudnosc w rozeznaniu, do jakiego stopnia nasze pragnienia - podobnie jak mysli i uczucia - sa nam w rzeczywistosci narzucone z zewnatrz, wiaze sie scisle z problemem wladzy i wolnosci. W dziejach nowozytnych autorytet Kosciola przejelo panstwo, autorytet panstwa zastapilo sumienie, a w naszej epoce role te objela z kolei bezimienna wladza zdrowego rozsadku i opinii publicznej jako narzedzi konformizacji. A ze wyzwolilismy się spod dawnych jawnych autorytetow wladzy, nie dostrzegamy, ze stalismy sie ofiara nowych autorytetow. Stalismy sie automatami zyjacymi w zludzeniu, ze sa istotami rozporzadzajacymi wlasna wola. Dzieki temu zludzeniu jednostka nie uswiadamia sobie niebezpieczenstwa; ale na tym konczy sie cala pomoc, jaka daje zludzenie. W istocie rzeczy "ja" jednostki ulega oslabieniu, na skutek czego czuje sie ona bezsilna i nad wyraz niepewna. Zyje w swiecie, z ktorym stracila prawdziwa lacznosc, gdzie kazdy i wszystko zostalo zinstrumentalizowane, gdzie jednostka stala sie czescia zbudowanej wlasnymi rekami maszyny. Czlowiek mysli, czuje i chce tak, jak mu sie wydaje, ze powinien myslec, czuc i chciec; w toku tego procesu zatraca swoje "ja", bez ktorego nie ma prawdziwego bezpieczenstwa wolnej jednostki.
Utrata wlasnego "ja" wzmogla potrzebe dostosowania sie do obowiazujacych wzorow, rezultatem jej bowiem bylo glebokie zwatpienie we wlasna tozsamosc. Jesli jestem tylko tym, czym w moim przekonaniu powinienem byc - to kim jestem? Widzielismy, ze watpliwosci co do wlasnego "ja" zaczely sie wraz z upadkiem sredniowiecznego porzadku, w którym jednostka zajmowala swe bezsporne miejsce w ustalonym ladzie. Tozsamosc jednostki stanowila juz od czasow Kartezjusza najwiekszy problem nowozytnej filozofii. Dzisiaj przyjmujemy za pewnik, ze my to my. Niemniej watpliwosci co do nas samych istnieja w dalszym ciagu, a moze nawet wzrosly. Tym uczuciom wspolczesnego czlowieka dal wyraz Pirandello w swoich sztukach. Zaczyna on od pytania:
Kim jestem?......................................”
.....cdn....
"Bogactwo należy postrzegać jako środek służący jakiemuś celowi, a nie cel sam w sobie i źródło szczęścia"