mathu napisał(a):Po tym co widziałem na jesieni, nie uwierzę w 1000 na SP500. Choćby mieli spuścić wszystkie surowce i giełdy w sedesie, to SP uratują.
Rzecz w tym, że nie da się podnosić SP500 bez równoczesnego podnoszenia ropy i benzyny – tak ta maszynka działa. Jeśli więc FED robi ręczną inżynierię indeksową, jak sugerujesz, to raczej próbuje balansować między wzrostem SP500 a spuszczaniem benzyny w dół, stąd taki obraz sytuacji.
Kto wierzy w 1000?
Ja spokojnie wierzę w SP500 na poziomie 1000 a nawet wyraźnie niżej niż ta wartość. Tyle, że to jeszcze nie teraz. To kwestia kilku lat. Jak dla mnie, od 2000 roku na SP500 jesteśmy w czymś podobnym do lat 70-tych XX wieku. Moja hipoteza od 2009-10 roku to formujący się na tym indeksie od szczytu z 2000 r. rozszerzający się trójkąt. To oznacza, że teraz bylibyśmy w fali d tego trójkąta, po niej przychodzi spadkowa fala e – w niej ten 1000 i niżej jest całkiem prawdopodobne. Jeśli to taki trójkąt, to możliwe jest nawet wyjście SP500 wyraźnie powyżej 1600, nim karta się odwróci. Jeśli to nie jest taki trójkąt, to jakiś nieregularny boczniak między powiedzmy 600-700 a 1500- 1600 pkt.
Tej inżynierii nie da się robić w nieskończoność. Ceną dwutorowego luzowania (monetarnego i fiskalnego) jest wzrost długu publicznego. O ile USA jest dużo bardziej niż Grecja odporne na poziom stosunku dług publiczny/PKB, a FED może przez lata być głównym kupującym T-bonds, to przecież i tu jest jakieś ograniczenie procesu. W mojej ocenie to jakieś 5-10 lat, więcej nie. Potem tego się już nie da robić – rynki stracą zaufanie do obligacji USA, podobnie jak dziś do niektórych europejskich. A potem katastrofa? Niekoniecznie.
Jeśli w międzyczasie dojdzie do jakiejś kolejnej rewolucji technologicznej, to USA mogą za włosy wyciągnąć się z bagna wzorem Munchausena, a my wraz z nimi. Nie wiem, gdzie ta rewolucja mogłaby się pojawić: w nanotechnologii? Biotechnologii? Energetyce, paliwach i magazynowaniu energii? Tu wszędzie widać nasiona, choć kiełków jeszcze nie…
Ale jeśli się pojawi, to firmy, dziś siedzące na gotówce i bojące się ją wydać (nadmiar mocy produkcyjnych w stosunku do osłabionego popytu ), będą wydawać na wyścigi, by nie dać się wyprzedzić konkurencji w unowocześnieniu.
Pierwsza jaskółka już jest: to możliwe znacznie niższe ceny energii, związane z rewolucją łupkową. Czytałem niedawno niemieckie szacunki, ze przy cenie poniżej 2,50 USD/mmcf za gaz ziemny w USA, niemiecki przemysł chemiczny (większy niż samochodowy!) przestaje być konkurencyjny względem amerykańskiego mimo posiadanej przez Niemcy niewielkiej przewagi technologicznej w tej dziedzinie. A taka cena za gaz ziemny w USA właśnie jest…
Wtedy powtórzyłoby się to, co w Anglii w latach 40-tych XIX wieku – olbrzymie wydatki sektora prywatnego na nową technologię (kolej) wyciągnęły chylące się ku upadkowi Imperium, zadłużone po uszy (szacunkowo na ok. 190-200% ówczesnego PKB!) w spadku po wojnach z Francją i polityce dalszego zadłużania na utrzymanie kolonii. Te wydatki nakręciły maszynę gospodarczą, zmniejszyły bezrobocie i spowodowały, że liczni wówczas angielscy czytelnicy modnego wtedy „Kapitału” Marksa, odłożyli tę książkę na półkę i poszli zarabiać, a nie robić rewolucję komunistyczną, ku rozpaczy Brodatego Karola. 15-20 później lat zrobiła się z tego znana nam z historii Złota Epoka Wiktoriańska.
Oczywiście nie obyło się bez ofiar: np. siostry Bronte („Wichrowe wzgórza”) straciły fortuny spekulując tuż przed krachem na wyniesionych w cenowy kosmos spółkach kolejowych – to jest koszt uboczny boomu, który jednak w ostatecznym rachunku warto zapłacić.
Podobnie może być i teraz – wielkie koncerny, bojące się utracić swoją konkurencyjność, zaczną na potęgę wydawać na nowinki w celu jej ratowania . To przecież jedyny sektor, per saldo w miarę oszczędzany przez kryzys.
Wtedy na barkach lewarujących się koncernów mógłby się spokojnie zdelewarować i konsument i zadłużone państwo bez szkody dla gospodarki. Także wyjścia mamy 2: albo czarne, albo różowe
Co zaś do rynków: wreszcie ruszył się w górę VIX, pokazując wyraźne narastanie strachu przy już i tak minorowych nastrojach. RSI(14) na Dollar Index’ie wyraźnie powyżej 70, na indeksach RSI(14) w okolicach 30 itd., itp.
Publiczność się boi, to bardzo dobrze! Niepokoiłbym się, gdyby była odważna, na szczęście nie jest, co nadal pozwala uważać, ze to tylko korekta.
Na wielu różnych instrumentach (obligacje USA, niektóre surowce, indeksy akcyjne itd) z moich „czasowych czarów” wychodzą punkty zwrotne albo teraz (16-18.05), albo w przyszłym tygodniu (21-24.05).
Na SP500 widzę ten dołek w rejonie 1290-1320. To byłoby coś podobnego do połowy marca 2011. Potem na indeksach krótki wzrost (do końcówki czerwca?), formowanie istotnego szczytu i spadkowe lato.
"Kupuj akcje, ilekroć zobaczysz na wykresie Wiewiórkę, siedzącą na ramieniu Clowna. To się nazywa Analiza Techniczna" - Dilbert (Scott Adams) :-)