007 napisał(a):W tym przypadku Spółka nic nie kupuje tylko emituje, więc nie ma wydatków tylko wpływy. Co to za koszt, z którego są wpływy? Co najwyżej możemy mówić o utraconych korzyściach. Z punktu widzenia inwestora następuje rozwodnienie w wysokości niecałych 6% w trzy lata (minus wpływy z emisji) i nic poza tym, dlatego tego typu wyliczanki powinny się znaleźć w jakiejś nocie a nie bezpośrednio w wyniku.
Amortyzację w prosty sposób można połączyć w wydatkiem na środki trwałe , więc nie jest to dobre porównanie.
Ale spółka emituje akcje znacząco poniżej wartości rynkowej, co oznacza ni mniej ni więcej, że robi to kosztem akcjonariuszy. Wynagrodzenie akcjami jest jak sama nazwa wskazuje wynagrodzeniem. Pracownik może te akcje sprzedać po rynkowej cenie i będzie miał gotówkowy wpływ, taki sam jaki miałby gdyby to świadczenie zostało wypłacone w formie premii. Tylko w pierwszym przypadku płaci rynek, w drugim bezpośrednio spółka. Z punktu widzenia akcjonariusza tak naprawdę nie ma znaczenia czy zabierze mu się to bezpośrednio przez mniejszą dywidendę czy pośrednio przez wynagrodzenie w rachunku wyników i dlatego koncepcja MSR jest słuszna. Tak jak napisałem wcześniej. Spółka może ogłosić skup akcji (to przecież bardzo popularna metoda na dzielenie się zyskiem) i skupić wcześniej wyemitowane na program motywacyjny papiery. Gdyby się tak stało to liczba akcji przed planem i po skupie jest taka sama. Skup akcji nie przechodzi przez wynik, płatność akcjami też nie. W ujęciu rachunkowym nic by się nie zmieniło, a przecież gotówka per saldo wyszłaby ze spółki - różnica w cenie emisji i cenie skupu. Ta uciekająca gotówka musi mieć jakieś odzwierciedlenie przecież. Co więcej, popularny jest skup akcji celem zaoferowania papierów kluczowym menadżerom. Wydatki na skup akcji nie przechodzą przez wynik, akcje nie są umarzane, ale gotówkę się wydaje. Właśnie z tego powodu program motywacyjny powinien mieć odwzorowanie w wyniku.
Trzeba wiąć pod uwagę, że akcjonariusze korzystają z wyniku w taki sposób, że na jego podstawie budują sobie wyobrażenie o wycenie. Weźmy model Gordona z rosnącą dywidendą, żeby sprawy nie komplikować DCFem. Według tej metody spółka jest warta =D/(r-g) gdzie D to dywidenda, a r wymagana stopa zwrotu (przyjmijmy WACC), a g stopa wzrostu. Można zamiast dywidendy podstawić zysk netto (przy założeniu, że wypłacane będzie 100 proc. zysku). Wtedy mamy, że kapitalizacja to ZN/(r-d). Ale z policzeniem wartości na akcję będzie już kłopot. Model dyskontuje zyski do nieskończoności (jak każda wycena dochodowa), ale przecież liczba akcji rośnie w tempie gometrycznym. Jeśli spółka rośnie o 2 proc. rocznie, to WACC zmniejszany jest o 2 proc. przez współczynnik g. Jeśli akcji przybywa też średniorocznie o 2 proc. to także należałoby to jednak jakoś odwzorować, bo dywidenda czy zysk na akcję rosnąć realnie nie będzie prawda?. Jeśli WACC wynosi 10 proc. to wzrost wyniku o 2 proc. (g) rocznie daje nam dodatkowe 20 proc. wartości spółki(!!!), a przecież realnie tego wzrostu w dywidendzie na akcję nie ma... Zatem wzór trzebaby od nowa wyprowadzić uwzlględniając wzrost liczby akcji, albo zmniejszyć wynik tak aby od razu uwzględniał rozwodnienie i to właśnie robią MSRy.
Jeśli każdy czytelnik sprawozdania wie, że przez wynik przeszło xxx kosztów programu motywacyjnego to może sobie to wyłączyć, ale dla osób, które nie czytają sprawozdań właściwym do porównań będzie ten wynik MSRowy, który pokaże w C/Z czy EV/EBITDA od razu rozwodnienie akcji.