lajkonik napisał(a):Czyli, że wg was spadek 1% wynika już ze "świadomego" pogorszenia nastroju wśród grupy inwestorów, którzy właśnie, pod wpływemjakieś informacji lub w myśl wcześniej założonego scenariusza, postanowili zrealizować zyski ?
Ja chciałem raczej postawić tezę, że takie spadki jak w USA w ostatnich 2 dniach są de facto wynikiem HFT, a nie rzeczywistego nastawienia inwestorów. Stąd dalszy wniosek, że te same programy spowodują zakupy po osiągnięciu odpowiednio niskiego poziomu.
Ponieważ jak napisałęm za spadek indeksu odpowiedzialne były głównie banki, a spadki na nich przekroczyły 5% spodziewam się odreagowania. Jeżeli pozostałe sektory będą zachowywały się jak ostatnio będziemy mieli do czynienia ze wzrostami.
Podsumowując w takich "bezinformacyjnych" dniach o wszystkim decyduje technika i ... strach. Programy przede wszystkim zabezpieczają pozycje, nie są nastawione "agresywnie" i stąd mamy ostatnie spadki.
Moim zdaniem ani HFT jak i DT nie mają wpływu na takie spadki, podobnie zresztą jak nie będą "napędem" do ewentualnych wzrostów. Mają wg mnie natomiast wpływ na co najwyżej niwelowanie spreadu. Tak DT jak i HFT wg mnie wykorzystują krótkotrwałe wachania, które są wynikiem nadmiaru emocji jednocześnie nieco tłumiąc zarzewia paniki. Przy czym uważam że używanie HFT nie jest grą fair play.
Raczej poszukał bym przyczyn spadków w faktach, które w tych "bezinformacyjnych" dniach jednak do inwestorów dopływały.
Pomimo przewagi pozytywnych raportów za IIIQ w Stanach ok 20% zaskoczyło rynek negatywnie. Być może oczekiwania większości były jednak inne?
Dobiega też końca czas programów pomocowych, a tym samym kończy się pierwszy etap recesji. Po reanimacji, która okazała się złem koniecznym, przyszedł czas na "pracę u podstaw", zaciskanie pasa, podnoszenie podatków, podnoszenie stóp procentowych, cięcia wszędzie tam gdzie się da, dalej likwidacje, podział lub inne przekształcenia przedsiębiorstw i banków
które w pierwszym etapie należało wspierać by zatrzymać efekt domina. Jednym słowem kończy się pompowanie kasy a zaczyna się harówa by ją spłacić. I chyba wielu ostatnio zdało sobię sprawę, że to jedyna droga do trwałego wyjścia z tej matni.
Ze wzrostami na giełdzie mamy doczynienia wtedy, kiedy na rynek dopływa pieniądz. Nie ważne na początku, czy drukowany bez pokrycia. Ktoś powie że nie takie było przeznaczenie programów pomocowych, ale łatwa kasa zawsze znajduję najkrótszą drogę. Tak samo jak na początku "programów" trafiała do kieszeni bakierów w postaci premii, tak samo trafała na giełdę. Wygląda na to, że trochę się to niebawem zmieni. Dalszy wzrost bezrobocia i przez to dalszy spadek konsumpcji wydaje się nieunikniony i zmusi wielu do przesunięcia środków ze spekulacylnej giełdy na potrzeby bieżące. Szczególnie, że wielu uważa że wskaźnikowo zrobiło się drogo.
Co do wskaźników C/P, C/Z czy C/WK, wszystkie jak wpomniał Antyteresa mają swoje wady. Ja bym powiedział, że mają jedną wspólną, którą jest licznik gdzie odnoszą się do obecnej ceny. Z tego powodu względne jest pojęcie na ich podstawie czy coś jest tanie czy drogie. Raczej uważam że można przy ich pomocy dokonac porównania spółek o podobnej wielkości, zajmujących się podobną działalnością w podobnym czasie, niż określić opłacalność wejścia. Jedynie moim zdaniem można wyjątkowo spojrzeć na C/WK ale bardziej w skali historycznej. Kiedy w różnych cyklach koniunkturalnych wskaźniki wariują ten wydaje się być najbardziej stabilny. W skali indeksu daje obraz rynku pokazując jaki jest poziom wyceny w stosunku do analogicznych okresów. W przypadku pojedynczych spółek kompletnie nie uwzględnia premi za inwestycje na którą liczy chyba większość inwestorów.