Nie wierzę. W przypadku Biotonu moja niewiara jest szczególnie ugruntowana ponieważ pamiętam, że ta akurat spółka była symbolem specyficznego podejścia do inwestorów i emisji oraz przedmiotem niewybrednych kpin wszystkich chociaż trochę interesujących się giełdą już w 2007 roku, czyli sześć lat temu. Od tego czasu za każdym razem kiedy wydawało się, że gorzej być już nie może, kurs przebijał kolejne "betonowe dnia", zaś nowe emisje przybierały formy coraz bardzoej groteskowe. Firma nadal jest niedochodowa i nic nie zapowiada, żeby nagle zaczęła taką być. Gdyby nie niekończące się emisje, już dawno powinna zbankrutować.
Kolejnym powodem całkowitego braku wiary jest kondycja wszystkich przedsięwzięć firmowanych przez głównego rozgrywającego tej spółki. Odnoszę wrażenie, że całość jest czymś w rodzaju tonącego okrętu, w którego poszyciu co i rusz pojawiają się kolejne dziury, których niestetety nie ma już czym łatać, klejone są więc na chybił trafił różnymi szpargałami, więc po jakimś czasie odnawiają się, dołączając do kolejnych, całkiem nowych dziur.
Wydaje mi się że emisje, które na początku traktowane były jako środek doraźny (w zamyśle "potem to wszystko odrobimy o wynagrodzimy"), z biegiem lat stały się praktycznie jedynym źródłem dochodów spółki. Wszystko odbywa się pewnie w ten sposób, że kiedy do zajętego innymi sprawami "Wielkiego Sternika" zgłasza się kolejny dyrektor firmy z informacją, że niestety nie jest ona dochodowa i brakuje kasy na cokolwiek, ten odrywając wzrok od jakichś papierzysk rzuca w przestrzeń "to zorganizujcie emisję", po czym znów się w nich zagłębia.
To, co widzimy w chwili obecnej jest po prostu kontynuacją takiej stagnacji, zaś wyjście z niej jest praktycznie niemożliwe, gdyż pozostałe interesy idą dramatycznie źle. O Oilu już nie będę się tu wypowiadał, bo od tego jest wątek Oila i tam możesz przeczytać co myślę o tej spółce, jednak z tego co widzę źle dzieje się również w Polnordzie.
Innymi słowy, łajba tonie a na samo dno nie idzie tylko dlatego, że główny udziałowiec wszystkich tych biznesów po prostu nie jest w stanie żyć gdzieś na Malediwach, w otoczeniu słońca, panienek i szampana, jako kolejny szczęśliwy miliarder weteran. Wygląda na to, że dla niego najistotniejszą rzeczą jest blichtr związany z byciem "czołowym krajowym biznesmenem", o którym się mówi (bogobojnym szeptem), pisze (jakkolwiek, byle pisali) i nieustannie "zalicza do grona" śmietanek, asów i innych biznesowych znakomitości. Niezwykle trudno być takim osobnikiem, leżąc plackiem na plaży i nie "prowadząc działalności", gdyż pisanie i mówienie o takim człowieku jest w zasadzie niemożliwe, bo co niby mają pisać i mówić? Że przewrócił się na drugi bok? Albo pokazywać kolejne modelki które sobie kupił? Toż to poziom "Pudelka". Nie sądzę, żeby nasz bohater chciał występować w roli tamtejszej atrakcji:)
Uważam więc, że wszystkie te biznesy będą sobie spokojnie dołowały tak długo, dopóki już naprawdę nie będzie żadnego sposobu na ich finansowanie. Co będzie później, czas pokaże.