Kiedy szczyt hossy?

12.08. Nowy Jork (PAP/int.) - Spadki na giełdach były w dużej mierze efektem paniki inwestorów, którzy zareagowali na splot niekorzystnych wydarzeń, ignorując przy tym samym twarde dane makroekonomiczne. Prawdopodobnie indeks S&P 500 osiągnął już minimum w tym ruchu spadkowym, o tym jednak czy tak będzie zadecydują dana makro w najbliższym czasie, w tym piątkowe dane o sprzedaży detalicznej w USA w lipcu - uważa James Paulsen, główny strateg inwestycyjny w Wells Capital Management.
"Było wiele katalizatorów ruchu spadkowego, obawy wywołane przez debatę w sprawie limitu zadłużenia w USA, oraz reakcje agencji ratingowych na niestabilną sytuację budżetowa w USA, oraz późniejsza obniżka wiarygodności kredytowej przez agencję Standard&Poors. Do tego dochodzi bardzo napięta sytuacja w Europie. W konsekwencji tych wszystkich czynników przebiliśmy wsparcie techniczne na indeksie S&P 500 na poziomie 1250 pkt, i strach przejął kontrolę nad inwestorami" - powiedział Paulsen w CNBC.
"Myślę, ze ostatni spadek był efektem głównie paniki. Po tym jak agencja S&P ogłosiła obniżkę ratingu dla USA przez trzy dni nie mięliśmy żadnych istotnych danych na temat fundamentów gospodarczych. Zmieniło się to dopiero w czwartek, gdy poznaliśmy dane z rynku pracy oraz raport kwartalny Cisco" - dodał.
Liczba osób ubiegających się po raz pierwszy o zasiłek dla bezrobotnych w ubiegłym tygodniu spadła w USA o 7 tys. wobec poprzedniego tygodnia i wyniosła 395 tys., najmniej od początku kwietnia. Czterotygodniowa średnia, stanowiąca bardziej stabilny wskaźnik, spadła do 405 tys., co również jest najlepszym wynikiem od kwietnia.