Puls Biznesu donosi:
www.pb.pl/3947307,33629,bloomb...oraz
www.pb.pl/3948161,61447,belka-...a, raczej Prezes NBP zabiera głos:
„Prezes Narodowego Banku Polskiego Marek Belka w rozmowie z agencją Reutera wyraził w poniedziałek obawę przed wzmocnieniem wartości złotówki wobec euro, co zaszkodziłoby biznesowi i miało wpływ na politykę stóp procentowych”.
„Czego się obawiam, to wznowienie trendu aprecjacji złotego wobec euro. Może to skomplikować proces ożywienia biznesu.”
Rzeczywiście, silna złotówka oznacza, że nasze eksportowane produkty są droższe dla kupującego albo eksportujący dostaje mniej złotówek za towar sprzedany po tej samej cenie. Niby proste i oczywiste. Jednak uważam, że rozumowanie to nadaje się bardziej do rozmowy przy stoliku w restauracji niż jako wykładnia przekonań wysokiego ranga urzędnika państwowego.
Nie twierdzę, że moje poglądy na tą kwestię są nieomylne, ale przynajmniej nie zawężają tak bardzo tego istotnego dla całego kraju zagadnienia.
Przede wszystkim: Dobry produkt eksportowy obroni się sam. Jeżeli PLN jest tanie, możemy wysyłać „badziewie”, brać za to niską cenę i cieszyć się z rosnącego eksportu. Nie warto inwestować, rozwijać, produkować wyroby zaawansowanej technologii. Tanie PLN względem np. EUR zachęca do eksportu surowca, a nie produktu końcowego (np. miedź elektrolityczna zamiast końcowych produktów z miedzi (rur, przewodów, itp.)). W miarę upływu czasu przy taniej PLN stajemy się coraz bardziej Trzecim Światem, dostarczycielami taniej siły roboczej, surowców. Nasz przemysł składa i montuje – bo to tanie – a nie tworzy nowych produktów. Np. słaba złotówka zniechęca do dawno oczekiwanej reformy wydobycia węgla. Dotąd w PLN było się na plus, ale życie w końcu dogoniło sny o potędze. Im dłużej PLN będzie słabe, tym trudniej będzie nam dołączyć do wysoko rozwiniętych technologicznie państw przemysłowych. Nie opłaca się inwestować w wydajność pracy. Wybieramy wygodę po nad wysiłek – bo przecież bilans w PLN wychodzi na plus!!
To nie wszystko: tanie PLN oznacza, że pracownik w Polsce jest „ubogim krewnym” obywateli Unii Europejskiej, i nie stać go na korzystanie z osiągnięć i rozwoju reszty Europy (niezależnie od tego, że Europa chwilowo przestała się rozwijać – ale to inne zagadnienie). Nie stać nas na nowoczesne produkty z Zachodu, i (jak wcześniej) brakuje nam technologii by je wytwarzać na miejscu. Im słabsze PLN, tym bardziej niekorzystne będzie nasze wejście do strefy Euro. Przy obecnych kursach będziemy biedakami. PLN przy kursie 4,20 powoduje, że wchodząc teraz będziemy o ok. 25% ubożsi niż gdyby to nastąpiło np. w 2007 r. (wtedy kurs wynosił ok. 3,10). Jasne, że gdy ogłosimy wejście do węża walutowego, PLN może się wzmocnić (tak było np. na Słowacji), ale będzie to mocno zależeć od wtedy panujących warunków gospodarczych. Poza tym, lepiej by waluta się wzmacniała np. od 3,90 (wiele firm miało takie założenia w prognozach na lata 2013-2014) niż np. od 4,30-4,40, do czego kurs będzie wkrótce zmierzać jeżeli będziemy dalej obniżać stopy procentowe.
Dochodzi do tego tzw. „iluzja pieniądza”. Jeżeli stopa referencyjna wynosi 2% to bank udzielając kredytu może wziąć najwyżej 5-6%. Te 3-4% wydają się być bardzo dużo względem stopy referencyjnej, ale uwzględniając ryzyko, koszty własne, itp. może okazać się, że bank ledwie wychodzi na swoje. Dlatego wielkie ożywienie w akcji kredytowej zwyczajnie nie jest możliwe. Tym bardziej, udzielanie kredytów o podwyższonej stopie ryzyka lub mniejszym wkładzie własnym. Bankom zwyczajnie się to nie opłaci i dlatego kierują swoje pieniądze gdzie indziej (np. na transakcje papierami wartościowymi). Co innego, gdyby stopa referencyjna wynosiła np. 4%. Wtedy kredyt na 10% nie budzi takiego oburzenia, a różnica 6% netto daje bankowi większe możliwości zysku na kredycie niż np. z transakcji papierami wartościowymi. Poza tym, czy pieniądz darmowy może cieszyć się szacunkiem? Czy będzie uważniej i staranniej wydawany? Na pewno nie.
Możemy się spierać o to, czy niskie stopy procentowe są lekiem na deflację, czy też deflacja jest skutkiem niskich stóp procentowych. To dyskusja o tym, czy pierwsze było jako, czy kura. Ale, zarówno deflacja jak i niskie stopy procentowe nie sprzyjają akcji kredytowej.
Zapewne jest jeszcze wiele innych czynników, od których zależą procesy gospodarcze i pieniężne. Jak już napisałem – nie twierdzę, że mam absolutną rację i, że nie ma argumentów drugiej strony. Ale – nigdy nie zrozumiem jak może szef NBP głosić tezy osłabiające, dezawuujące własną walutę – której przecież ma być strażnikiem. Twierdzenie, że słaba waluta to dobra waluta jest zwyczajnie chore i prymitywne. Czołowe gospodarki światowe mają na ogół silne waluty (z różnych przyczyn). Walutę osłabia się tylko w desperacji (np. Japonia), niezrównoważonego rozwoju (np. Indie), albo z krótkowzrocznej głupoty.
Miało być o tym, „Kiedy będzie szczyt hossy”. Odpowiedź brzmi: już chyba był. Spróbuję przedstawić bardzo uproszczoną analizę tego, co może – choć nie musi się wydarzyć w najbliższej przyszłości.
Poziom WIG20 ok. 2400-2420 trzyma się tylko dlatego, że PLN jest słabe wobec USD. WIG20 wyrażony w USD jest od dawna w trendzie spadkowym. W ciągu ostatnich 12 miesięcy WIG20 wyrażony w USD spadł z ok. 840 do 720 pkt., czyli ok. 14%. (wykres pokazano w Parkiecie z 22-23 listopada 2014 r. na stronie 5). Jeżeli chcemy to zatrzymać to musi nastąpić wzmocnienie PLN. Wtedy inwestorzy zagraniczni lub rozliczający się w walutach, za każdą zainwestowaną złotówkę dostaną więcej USD/EUR i nasz rynek nagle stanie się dla nich atrakcyjny. Przecież po zaborze pieniędzy z OFE to oni decydują o obliczu naszego rynku akcji. Dalsze osłabienie PLN może doprowadzić do przekroczenia przez spadki na WIG20 jakiejś granicy uruchamiającej stopy. Czy ta granica leży na poziomie ok. 20% spadków? Od 840 pkt. oznaczałoby to spadek o ok. 160 pkt. do 680 pkt. Jeżeli w PLN WIG20 wyniesie nadal ok. 2400, to odpowiada to kursowi PLN/USD ok. 3,52. Przy 2350 – 3,46; przy 2300 – 3,38. Oznacza to że spadek WIG20 o ok. 100 pkt. (to tylko 4% w PLN) może uruchomić silną wyprzedaż przez inwestorów zagranicznych. To samo może stać się, jeżeli PLN zostanie dodatkowo osłabiona działaniami NBP. 4% na WIG20 to niebezpiecznie blisko – wystarczy 2-3 sesje i może być po wszystkim. Proszę zauważyć, że rozwój gospodarczy Polski nie ma tu nic do rzeczy. Liczą się tylko nastroje dominujących na GPW inwestorów zagranicznych. Jeśli zadziałają czynniki dodatkowe – np. Ukraina, możemy nagle obudzić się z ręką w ...
Powracam do wypowiedzi Belki: „Czego się obawiam, to wznowienie trendu aprecjacji złotego wobec euro. Może to skomplikować proces ożywienia biznesu.”
Czy nie brzmi to jak zaproszenie spekulantów (nie pejoratywnie) walutowych do gry przeciwko złotówce i polityce NBP?