Przedstawię kilka absolutnie rozpaczliwych argumentów za tym, że może jednak armageddon jutro rano nie jest pewny:
- Izrael faktycznie walnął -7% na głównym indeksie, ale w piątek nie handlowali, natomiast we wtorek, środę i czwartek mieli odpowiednio: -0.95%, -0.82%, -1.97%, podczas gdy reszta świata spadła w tych dniach na co najmniej -10% (a my jeszcze więcej) - de facto ani araby, ani Izrael nie spadł niżej, niż poziom czwartkowego zamknięcia SP500.
- W20 zamykał się o 17:30, kiedy SP500 nurkował po otwarciu na jakieś 2%, a ostatecznie USA skończyły na 0 - tak więc teoretycznie mamy +2% "bonusu" do ich poziomu w poniedziałek
- last but not least układy świeczek na SP i W20 są mocno prowzrostowe, a RSI aż krzyczy sygnałami
Oczywiście to tylko bezsensowne gdybanie, tonący brzytwy się chwyta (układ świeczek w czwartek przekonywał mnie do silnego odbicia w piątek, najdalej w poniedziałek, a sama sesja też to potwierdziła, miałem też w pamięci flash crash i reakcję NIKKEI na trzęsienie, więc twardo siedziałem na akcjach) - na pewno otwarcie będzie na minusie, jednak moim zdaniem nie powinniśmy w ciągu najbliższych dni pogłębić poziomu 2370, czyli dna intraday z poprzedniego tygodnia. Nie wierzę w silne odbicie - nie ma na to szans po takiej masakrze. Moim zdaniem czeka nas teraz szorowanie po dnie w okolicach 2300 - 2400 punktów. Ale nie uwierzę też w teksty o drugim dnie, popatrzcie sobie na wskaźniki naszych indeksów - to poziomy z pierwszej połowy 2009 r. i z końca 2008. Wtedy trąbiono o armageddonie, wyszły opcje walutowe, firmy cięły pensje i wywalały pracowników - teraz tego nie ma i nie ma też na rynku ofiar Arki i innych funduszy - moim zdaniem trudno będzie skłonić do sprzedaży tych, którzy nie sprzedadzą w najbliższych dniach.
Aha - nie wierzę też, że spadki były wywołane plotką o obniżeniu ratingu - sam rating ma się nijak do pęknięcia bańki mortgage bonds w 2008. Wydaje mi się, że pierwsze spadki mogły być zwykła korektą - środowa świeczka była tradycyjnym młotkiem kończącym falę spadkową. Moim zdaniem plotki o obniżce pojawiły się w czwartek i dopiero ten spadek był zdyskontowaniem tej informacji.
Według mnie, aż do zimy przejedziemy się w boczniaku i potem się rozstrzygnie - albo zaczniemy zdrowszy wzrost od stabilnego dna, albo zobaczymy spowolnienie i zacznie się druga fala spadków.
A tak w ogóle - jak już ktoś tutaj pisał - na złocie i franku mamy teraz wręcz ksiązkowy przykład szczytu hossy. Dowolny człowiek z ulicy zapytany o złoto odpowie, że jego cena musi już tylko rosnąć, bo to bezpieczna lokata kapitału w przeciwieństwie do bezwartościowych papierków. Na różnych forach nie związanych w ogóle z inwestowaniem zauważam już pytania, w jaki sposób zainwestować w złoto i srebro. Jest już masa funduszy i lokat opartych o ceny metali. Tak więc aż prosi się o solidne tąpnięcie na innych rynkach, żeby ulica pokornie przyszła po napompowany na maksa balon - i aktualne spadki doskonale spełnią tę rolę. Może więc nas czekać szczyt i odwrót na bezpiecznych aktywach - pytanie, gdzie trafi teraz ten kapitał.
Powyższe to oczywiście moje luźne dywagacje, ale wydarzenia skłaniają do przemyśleń...
The recovery in profitability has been amazing following the reorganization, leaving Barings to conclude that it was not actually terribly difficult to make money in the securities market.