
(Fot. facebook.com/Shell)
Gorąco zrobiło się na rynku ropy, gdzie cena surowca rośnie już od piątku. W poniedziałek notowania amerykańskiej ropy wzrosły o 4,4 proc., a cena ropy Brent zwyżkowała nawet mocniej. W sumie od końcówki ubiegłego tygodnia ceny baryłki ropy WTI i Brent podrożały o ok 15 proc. do 51,5 USD i 57 USD.
Ruch zainicjował piątkowy raport firmy Baker Hughes, dotyczący liczby działających punktów wydobycia ropy naftowej w USA. Rekordowy spadek błyskawicznie podziałał na inwestorów, którzy ruszyli do zamykania krótkich pozycji na rynku ropy naftowej, czyli do tzw. short covering. W efekcie cena czarnego złota ruszyła na północ.
– W pływ na to miały doniesienia o kolejnym spadku liczby czynnych platform wiertniczych w Ameryce Północnej oraz rozpoczęciu strajków pracowniczych w dziewięciu rafineriach w USA. W tygodniu zakończonym 30 stycznia w USA zamknięto 94 platformy (do 1223), a w Kanadzie 11 – to największy tygodniowy spadek czynnych platform wiertniczych od 1987 roku. Dodatkowo strajki w rafineriach, które łącznie odpowiadają za ok. 10% produkcji w USA, oznaczają największą od 25 lat przerwę w pracy w tym sektorze. – mówi Szymon Zajkowski, z DM mBanku.
Kraje zaliczane do OPEC, mimo pikującej ceny surowca, deklarują utrzymanie dotychczasowego wysokiego poziomu wydobycia. Spodziewają się utrzymania cen na niskich poziomach jeszcze przez kilka najbliższych miesięcy. Według prognoz OPEC, popyt na ropę naftową pozostanie wątły. Mają temu sprzyjać planowane prace konserwacyjne w wielu rafineriach w różnych częściach świata. Część przedstawicieli OPEC sugeruje wręcz, że notowania ropy w I połowie tego roku mogą zejść nawet poniżej 40 USD za baryłkę.
– Póki co na rynku ropy naftowej strona popytowa pozostaje silna. Obecnie notowania ropy WTI dotarły już do okolic 51 USD za baryłkę. Jest to najbliższy poziom oporu – jego pokonanie otworzyłoby drogę do rejonu 54-56 USD za baryłkę. Wciąż jednak ruch ten należy traktować jedynie jako krótkoterminową korektę. – komentuje Dorota Sierakowska z BossaFX.
![]()