@ lajkonik
Rzetelnie przedstawiłeś rachunek kosztów związany z rynkiem warszawskich nieruchomości. Nie wygląda to różowo, jednak nie jest to typowa sytuacja która dotyczy pozostałych miast, gdyż to popyt lub jego brak decyduje o cenach. W tym wypadku dalsze obniżki powinny mieć miejsce. I będą się odbywały przy użyciu najróżniejszych sztuczek. Jeden z przykładów mozna znależć powyżej. Wg mnie aukcje mieszkań, mogły by stać się rewolucją gdyby nie ta cena wyjściowa za segment bliżniaka 1150000zł.

Nie sprawdzałem ceny, ale w ciemno pachnie mi tu marketingiem jaki stosuje się przy sprzedaży co poniektórych odkurzaczy. Najpierw próbuje sie klientowi wytłumaczyć , że to nie żaden odkurzacz tylko filozofia życia, a dopiero potem podaję cenę.
Z drugiej strony może wyglądać to jednak tak.
Zastanówmy się jaka jest alternatywa dla sporej grupy osób nieposiadających mieszkania. Ilu z nich wynajmuje mieszkania np 60m2 i ile miesięcznie za to płacą?
W wielu przypadkach koszt wynajmu nieznacznie odbiega od raty ewentualnego kredytu. W Warszawie może być nawet sporo droższy. Nie mieszkam w Warszawie, ale sześć la temu tam pracowałem i wynajmowałem przez pół roku pokój z aneksem kuchennym i WC, więc szkoda gadać.
Na obrzeżach wielu większych miast deweloperzy schodzą już z cenami do 500 - 600tyś za domek ok 150m2 na nie dużej działce. Faktycznie do wykończenia i umeblowania trzeba jeszcze dołożyć ok 100 - 150tyś.
Jeszcze w marcu w okolicach Katowic takich okazji było sporo, ale szybko zostały wyłapane przez rynek i na dzień dzisiejszy trzeba się dobrze napocić by coś podobnego znależć , a za miesiąc - podejrzewam - takich okazji może już nie być.
To prawda, że stosunek naszych zarobków do cen nieruchomości wygląda dramatycznie i nijak nam się porównywać do średnich europejskich, ale ostatnio wynika to nie tyle z cen domów co ze znacznie niższych wynagrodzeń. Nawet na szczycie ostatniej "bańki" większość kupujących, część pieniędzy pozyskiwała ze sprzedaży dotychczasowych mieszkań, część z oszczędości i przeważnie kredytowała się w zakresie ok 60% wartości nieruchomości.
Największy problem na dziś to nie popyt tylko polityka banków, które ze swojego punktu widzenia wolą udzielać wysokooprocentowane kredyty konsumpcyjne na krótki czas od kredytów hipotecznych. To wg mnie krótkowzroczna, pijawkowata polityka bandy egoistów. Zmiana podejścia mogła by nakrecić koniunkturę, ale oczywiście u nas wszystko naprawi się samo i najlepiej nie robić nic.
Cóż, pozostaje tylko nadzieja - matka głupców - że jakoś się to samo zmieni.