
Thomas Jordan w ubiegły czwartek musiał mocno się tłumaczyć z decyzji SNB. (Fot. snb)
Skala gwałtownego umocnienia franka po czwartkowym uwolnieniu kursu szwajcarskiej waluty wobec euro najwidoczniej przerosła najśmielsze oczekiwania władz monetarnych, skoro zaledwie po kilkudziesięciu godzinach szef SNB ponownie zabrał głos, tym razem zapowiadając interwencję na rynku walutowym w razie konieczności. Polscy kredytobiorcy zadłużeni w szwajcarskiej walucie mogliby coś na ten temat powiedzieć, ale zmartwieniem Helwetów są raczej przyszłe wyniki największych firm.
Te nie zapowiadają niczego dobrego, ponieważ drogi frank bije w wyniki czołowych eksporterów. Obawy inwestorów najlepiej odzwierciedlają pikujące ceny akcji takich gigantów jak największy koncern spożywczy świata Nestle, farmaceutyczny Novartis, czy producent znanych na całym globie zegarków Swatch.
Akcje pierwszych dwóch firm od czarnego czwartku poszły w dół po ponad 13 proc., a trzeciej o prawie 23 proc. Tej ostatniej dodatkowo zaszkodziło obniżenie przez analityków szacunku tegorocznych wyników, jako że przeszło połowę eksportu czasomierzy stanowi sprzedaż wyrobów w strefie euro. W poniedziałek notowania wspomnianej trójki odbijają w granicach 3-4 proc., podobnie jak główny indeks giełdowy SMI. Również za sprawą szefa szwajcarskiego strażnika polityki monetarnej.
– Szwajcarski bank centralny jest gotowy do ponownej interwencji na rynku walutowym, aby w razie potrzeby doprowadzić do osłabienia franka. – oświadczył Thomas Jordan.
Według niego obecne poziomy franka oznaczają olbrzymie przewartościowanie. Niemniej broni decyzji o rezygnacji ze sztywnej bariery 1,20 wobec euro, która była nie do utrzymania w perspektywie zbliżającej się decyzji Europejskiego Banku Centralnego o rozpoczęciu programu luzowania ilościowego.
Jest niemal pewne, że w najbliższy czwartek szef ECB Mario Draghi ogłosi skup papierów skarbowych krajów o najtrudniejszej sytuacji finansowej. Konsensus zakłada dodrukowanie około 500 mld euro celem pobudzenia wzrostu cen. Obecnie strefa euro boryka się z deflacją, która na dłuższą metę mogłaby się okazać zabójcza dla przedsiębiorczości firm. Euro od wielu miesięcy traci na wartości, wobec dolara jest najtańsze od 11 lat.
Co prawda inwestorzy mieli czas na zdyskontowanie czwartkowej decyzji, ale nie wiadomo czy strażnicy nie zaskoczą np. zwiększeniem skali dodruku europejskiego pieniądza. To by oznaczało dalsze osłabienie euro, a co za tym idzie – umocnienie franka. A tego szef SNB wolałby uniknąć, zwłaszcza po tym jak zebrał cięgi od szefów największych szwajcarskich firm za zaskakującą kapitulację w obronie rodzimej waluty.
SNB nie ma zbyt wielu opcji. Najbardziej prawdopodobne wydaje się dalsze obniżenie już i tak ujemnej stopy depozytowej obecnie wynoszącej -0,75 proc. Miałoby to jeszcze bardziej zniechęcić do posiadania franków. Byłoby to też korzystne dla polskich posiadaczy kredytów we frankach obniżając nieco comiesięczną ratę. Zdecydowanie natomiast Thomas Jordan odrzucił możliwość wprowadzenie administracyjnej kontroli kapitału, taki pomysł nazywając nierealistyczną opcją.
W poniedziałek frank osłabia się względem euro o 2,2 proc. Za 1 CHF ponownie trzeba płacić ponad 1 euro, podczas gdy w czarny czwartek – tylko 86 eurocentów. Wobec złotego frank słabnie około 1,8 proc. do poziomu około 4,25 zł.