
(Fot. iancu justin/freeimages)
W ostatnim czasie sytuacja na rynku ropy uległa niemałej zmianie. Wielu inwestorów uwierzyło, że zobaczyliśmy już dołek cen i kupują surowiec w nadziei na dalsze odreagowanie. Warto przytoczyć dane o liczbie otwartych pozycji na kontraktach, która wynosi niemalże 518.000, co jest wartością rekordowo wysoką i wskazującą na wysokie zainteresowanie kapitału typowo spekulacyjnego. Mimo ciągłej nadprodukcji, wsparcie dla cen przychodzi z dwóch kierunków. Pierwszym są deklaracje członków OPEC, które nabrały nowego znaczenia po zawarciu porozumienia o zamrożeniu produkcji. Przykładowo nigeryjski minister ropy, Emmanuel Ibe Kachikwu, powiedział, że niektóre kraje członkowskie kartelu planują kolejne spotkanie w Rosji w okolicach dnia 20 marca. Jednocześnie oczekuje on, że rezultat rozmów spowoduje dramatyczną reakcję po stronie cen surowca. Dodaje, że celem jest dojście ceny baryłki ropy do 50 USD. Później wypowiedziane słowa przez przedstawiciela krajów Zatoki Perskiej każą jednak podobne deklaracje traktować z lekkim przymrużeniem oka. Z serca kartelu dochodzą bowiem informacje, że nie ustalono jeszcze miejsce czy daty spotkania, a kraje zatoki preferują, by odbyło się ono w pierwszej połowie kwietnia i w Doha. Drugą ważną kwestią są dane produkcyjne z USA, które przez ostatnie sześć tygodni pokazują konsekwentny spadek wydobycia. Aktualnie oczekiwać można, że w tym roku produkcja spoza krajów OPEC spadnie o 850 tys. baryłek, z czego aż 760 tys. będzie pochodziło z mniejszego wydobycia w USA. Oznaczałoby pierwszy spadek produkcji od 2008 roku.
Cena czarnego złoto dotarła jednak do ważnej strefy oporu w okolicach 35 USD i mimo dalszych wzrostów cen innych surowców, szczególnie miedzi, nie kontynuują wcześniejszego rajdu. Dalszy los ceny zależeć może od dzisiejszych comiesięcznych danych z amerykańskiego rynku pracy, które tradycyjnie prowadzą do sporej zmienności na rynku walutowym i w konsekwencji w spektrum surowcowym.
Raport przygotował: Łukasz Bugaj, analityk DM BOŚ.