Amerykański kryzys budżetowy i częściowy paraliż rządu, jaki obserwowaliśmy przez pół października, był 17. takim wypadkiem w najnowszych dziejach tego kraju. Był jednocześnie drugim najdłuższym i najbardziej kosztownym. Agencja ratingowa S&P szacuje, że każdy dzień pata kosztował USA 1,5 mld dol. W sumie rachunek za government shutdown opiewa na 24 mld dol. Ucierpi też PKB Ameryki za IV kw., które będzie niższe o 0,6 pkt proc.
Wyrównywanie szans vs niedopuszczalna ingerencja
Przyczynkiem do wstrzymania finansowania przez rząd wielu wydatków federalnych, zamknięcia urzędów i instytucji publicznych był spór polityczny o reformę systemu ochrony zdrowia.
Przeforsowane przez Baracka Obamę Patient Protection i Affordable Care Act wprowadziły obowiązek zawierania ubezpieczeń zdrowotnych. Obecnie ok. 50 mln Amerykanów ich nie ma, bo ich na to nie stać. Zgodnie z nową ustawą otrzymają dofinansowanie na ten cel. Osoby, które mimo wystarczających dochodów nie wykupią sobie takiej polisy, zostaną ukarane wyższym podatkiem dochodowym. Na mocy Obamacare ubezpieczalnie nie będą też mogły odsyłać z kwitkiem przewlekle chorych klientów.
Radykalne skrzydło Partii Republikańskiej zwane Partią Herbacianą (Tea Party) uznało, że reforma stanowi naruszenie swobód obywatelskich, a do tego drastycznie obciąży i tak niedomykający się od lat budżet. Prawica mająca większość w Izbie Reprezentantów zapisała więc w projekcie ustawy budżetowej zakaz finansowania wydatków związanych z Obamacare. Poprawka została odrzucona przez kontrolowany przez Partię Demokratyczną Senat.
Tak nastał kryzys budżetowy, którego efektem była praca administracji rządowej na pół gwizdka. Na bezpłatny urlop wysłano 800 tys. urzędników. Kolejny 1 mln nie otrzymywał pensji. Nie działały publiczne parki, muzea, biblioteki. Turyści nie mogli zwiedzać m.in. Statuy Wolności, Wielkiego Kanionu, Yellowstone.
Co zrobić z długiem?
Jednak najgorsze miało dopiero nadejść, gdyż 17 października upływał termin osiągnięcia przez USA limitu długu publicznego wynoszącego 16,7 bln dol. Później państwo nie miałoby pieniędzy na zaciąganie kolejnych zobowiązań i finansowanie wydatków, w tym spłatę odsetek od wyemitowanych obligacji.
Choć wszystko skończyło się pomyślnie, to źródło problemu pozostało. Podniesiono doraźnie wysokość możliwego zadłużenia państwa. Będzie ono obowiązywać do 7 lutego przyszłego roku. Co dalej? Zdaniem ekspertów za kilka miesięcy dojdzie do powtórki, na której znów najbardziej stracą inwestorzy, turyści, pracownicy administracji rządowej (nie wiadomo, czy dostaną wynagrodzenie za przymusowy urlop) oraz drobny i średni biznes.
Jak temu zapobiec? Republikanie chcą zmusić prezydenta do wdrożeniem programu redukującego zadłużenie państwa. Na to się jednak nie zanosi. Ostatnimi czasy amerykańscy politycy coraz trudniej dochodzą do porozumienia.
– Republikanie i Demokraci mają diametralnie różne podejście do polityki gospodarczej. Pierwsi optują za wolnym rynkiem, niskimi podatkami i szybszym zmniejszaniem deficytu budżetowego. Drudzy natomiast poprzez większe wydatki publiczne chcą wyrównywać szanse. Przykładem jest choćby Obamacare – wyjaśnia Dyrektor Zarządzający Saxo Bank Polska Maciej Jędrzejak.