
Sesja na warszawskiej GPW trwa blisko 8,5 godz., dla porównania handel na NYSE trwa tylko 6,5 godz. (Fot. www.sxc.hu)
Inwestorzy chcąc śledzić notowania spółek z warszawskiego parkietu, muszą siedzieć przed ekranem blisko 180 godzin miesięcznie. To o 30 godzin więcej niż jeszcze w 2009 roku. Za powrotem do starego harmonogramu sesji stoją murem biura maklerskie i ich pracownicy. Tymczasem do zmian nie palą się decydenci, choć jednocześnie nie wykluczają, że czas notowań może ulec ponownej zmianie.
Dokładnie 3 stycznia 2011 r. na warszawskiej GPW pojawił się szereg zmian. Jedną z nich było kolejne wydłużenie fazy notowań ciągłych zarówno dla akcji, jak i innych instrumentów rynku kasowego, w tym obligacji. Sesja została wydłużona o 70 minut, tj. do godziny 17:20. Była to już druga tego rodzaju poprawka, bo wcześniejszym przesunięciu startu notowań z 9:30 na godzinę 9 dokonana we wrześniu 2009 r. Tym razem włodarze giełdy argumentowali, że wyrównanie zamknięcia notowań do największych parkietów zaowocuje większym zainteresowaniem inwestorów międzynarodowych polskimi akcjami. Najistotniejsze europejskie parkiety kończą notowania właśnie ok. godziny 17:30.
Od tego momentu minęło już ponad półtora roku, a głosy o powrocie do poprzedniego układu wciąż nie milkną. Największymi zwolennikami krótszej sesji są biura maklerskie i sami maklerzy. Zmiana czasu notowań wymusiła na biurach reorganizację pracy – wydłużenie obecnych etatów lub zatrudnienie nowych osób. Natomiast maklerzy narzekają na ograniczenie kontaktu z klientami oraz spółkami. Po drugiej stronie jest Giełda, która argumentuje, że dokonana zmiana pozwoliła na zminimalizowanie skutków kryzysowych nastrojów na rynkach oraz powiększyła przewagę warszawskiej GPW nad pozostałymi giełdami z regionu. Trzecią stroną w całym zamieszaniu są drobni inwestorzy, którzy codziennie śledzą notowania swoich ulubionych spółek. Po drugiej już zmianie długości sesji, na obserwowanie wykresów poświęcają łącznie ok. 30 godzin więcej w ciągu każdego miesiąca.
Poniżej godziny notowań ciągłych na wybranych giełdach w Europie.

Źródło: www.fese.be
StockWatch.pl zapytał o opinie przedstawicieli poszczególnych instytucji o skutki efekty oraz ocenę wydłużenia sesji.
– W roku 2012 obroty na rynku akcji GPW są znacznie niższe niż w roku 2011, ale jestem wręcz pewny, że gdybyśmy nie zdecydowali się na przedłużenie sesji – byłyby one jeszcze niższe. Teza, że obroty byłyby wyższe, niż obecnie, gdyby sesja była krótsza jest zupełnie niewiarygodna i ci, którzy ją stawiają nie rozumieją jak wiele czynników wpływa na ich poziom. Wyznacznikiem aktywności inwestorów jest liczba transakcji, która wciąż utrzymuje się na przyzwoitym poziomie i w roku 2012 była tylko o kilka procent niższa niż w rekordowym roku 2011. Wartość obrotów jest zaś wyznaczana przez poziom indeksów giełdowych, który w 2012 roku znacznie się obniżył. Mimo to, w ujęciu relatywnym, w roku 2012 GPW powiększa swoją przewagę nad giełdami regionu pod względem wartości obrotów. I śmiem twierdzić, że również decyzja o wydłużeniu sesji nie była tu bez znaczenia. – powiedział dla StockWatch.pl Ludwik Sobolewski, prezes warszawskiej GPW.
Zmiana dokonana na początku 2011 roku była sposobem na dopasowania się do globalnego rynku. Prezes giełdy jednocześnie nie wykluczył możliwości dokonania kolejnych zmian.
– Jesteśmy organizacją, która realizuje w praktyce strategię elastycznego reagowania na rzeczywistość, ale też aktywnego jej kształtowania. Dlatego nie zarzekamy się, że sesja na parkiecie warszawskim będzie trwała zawsze do godz. 17:20, tak jak jest obecnie. Być może kiedyś, jeśli pojawią się przemawiające za tym okoliczności rynkowe, podejmiemy decyzję o jej skróceniu lub kolejnym wydłużeniu. – dodaje Ludwik Sobolewski.
>> DM BDM zwrócił niedawno uwagę na coraz mniejsze obroty na warszawskiej giełdzie. Jego zdaniem sytuacja nie ulegnie na razie poprawie. Liczba transakcji nie zmienia faktu, że Giełda coraz mniej zarabia na prowizjach. >> Spadające obroty ciągną w dół wycenę maklerską GPW SA.
W ostatnich kwartałach rytm handlu skomplikował kryzys finansowy w Europie. Obawy o przyszłość takich krajów jak Grecja, Hiszpania, Portugalia czy Włochy skutecznie zniechęcają inwestorów do obracania akcjami.
– Prezentujemy wykres, który pokazuje porównanie aktywności inwestorów na głównym rynku akcji (dane sesyjne) w pierwszym półroczu 2012 versus pierwsze półrocza lat 2011, 2010 i 2009. Stanowi on uzupełnienie tezy, że liczba transakcji nie spadła tak bardzo jak wartość obrotu. Kiedy spojrzymy na wolumen obrotu, okazuje się, że jest on obecnie wyższy niż w poprzednich trzech latach, a ten argument jest wsparciem tezy, że porównanie rynku wartościowo jest wypaczone przez różne kursy akcji pomiędzy tymi okresami. – mówi Anna Wiśniewska z GPW.
>> Obroty spadają, inwestorzy dają sobie spokój, bo są zmęczeni długim stanem niepewności i napięcia. >> Rynki czyszczą się po dwuletniej hipnozie.
Tymczasem wśród kilkunastu biur maklerskich zapytanych przez StockWatch.pl jest jednomyślność: sesja powinna zostać skrócona.
– Wartość obrotów i płynność rynku nie są funkcją długości trwania sesji. Wzrost obrotów w 2011 r. oraz znaczący spadek obrotów w I poł 2012 r. pokazują, że są to zjawiska niezwiązane z długością trwania handlu sesyjnego. Skrócenie sesji, czyli powrót do godzin sprzed decyzji o przedłużeniu, w sytuacji spadku obrotów może przyczynić się do zwiększenia intensywności obrotów. Dla domów maklerskich (szczególnie detalicznych) oznacza to zmniejszenie kosztów funkcjonowania. – mówi Maciej Trybuchowski, dyrektor BM BGŻ SA.
Za skróceniem sesji na GPW opowiada się również BM Alior Banku. Zdaniem przedstawicieli biura wydłużenie notowań wymusiło zmiany w organizacji, ale nie przyniosło korzyści w postaci wzrostu aktywności klientów.
– Przed wprowadzeniem zmian do 10:30 przyjmowaliśmy od klientów ok. 35 proc. zleceń, kolejne 15 proc. w ostatniej godzinie handlu. Pozostałe 50 proc. obrotu rozkładała się na środek sesji. Po wydłużeniu sesji struktura ta nie uległa zmianie. W dalszym ciągu 50 proc. handlu przypada na początek i koniec sesji. Wniosek jest taki, że środek sesji rozciągnął się bez wpływu na efektywność i ilość przyjmowanych zleceń. (…) W naszej ocenie za wzrostem kosztów działania nie obserwujemy korzyści po stronie maklerów i ich klientów. Inwestor, który chce złożyć zlecenie, zdąży to zrobić w ciągu 8 godzin handlu, nie potrzebuje do tego dodatkowych godzin sesji. – mówi Jacek Stąpała, zastępca dyrektora BM Alior Banku.
Podobne argumenty wymienia przedstawiciel KBC Securities. I dodaje, że skrócenie sesji byłoby korzystne dla samej giełdy.
– Skrócenie sesji znacznie poprawiłoby jakość arkusza zleceń i w ten sposób umożliwiłoby bardziej efektywne działanie klientom korzystającym z różnego rodzaju automatów do składania zleceń (będzie to jeszcze ważniejsze po wprowadzeniu UTP). Dzięki temu zwiększyłyby się obroty i zmniejszyłyby się spready, co byłoby korzystne zarówno dla samej giełdy, jak i domów maklerskich oraz ich klientów. Ponadto, maklerzy mogliby więcej czasu poświęcać na spotkania z klientami i edukację inwestorów. – argumentuje Konrad Makowiecki z KBC Securities.
Jednoznaczne wnioski z wydłużenia sesji ma także przedstawicielka DM BZ WBK.
– Inwestorzy nie zintensyfikowali swoich inwestycji, a obroty nie wzrosły, tylko wręcz przeciwnie – spadły. W środku dnia ruch na giełdzie warszawskiej zamiera, natomiast maklerzy są zmuszeni pracować na zmiany lub z przerwą w porze lunchu. Ponadto z powodu wydłużonej sesji klientom brakuje czasu na analizowanie rynku i spotkania ze spółkami. – stwierdza Katarzyna Besz-Malinowska, menedżer rozwoju strategicznego DM BZ WBK.
Głośnym przykładem stała się ostatnio giełda w Oslo, która zdecydowała się skrócić czas handlu akcjami i instrumentami pochodnymi o 60 min. Teraz norweski parkiet prowadzi notowania ciągłe od 9 do 16:20.
Sprawa jest wciąż otwarta i właśnie teraz jest czas na dyskusję. Wypowiedz się, przedstaw swoje zdanie: męczysz się przed ekranem zostając po godzinach przy biurku, żeby nie przegapić zamknięcia, czy cenisz sobie możliwość handlu do późnego popołudnia i nie chciałbyś się jej pozbywać?