
(Fot. freeimages.com)
Na dwóch ostatnich sesjach osłabł zapał do kontynuacji odbicia kursu ropy naftowej WTI. Notowania szukają kierunku od początków lutego i jak na razie żadnej ze stron nie udało się przejąć kontroli nad rynkiem. Zdaniem analityków DM mBanku, teoretycznie przedłużająca się konsolidacja, duża zmienność i zwyżkująca tendencja w ostatnich dniach powinny wspierać kupujących, wydaje się jednak, że w tym wypadku na drodze do większych wzrostów mogą stanąć czynniki fundamentalne. Rynek co prawda ignoruje je od dłuższego czasu, obawiając się, że ze względu na pozostające na relatywnie niskich poziomach ceny ropy naftowej, kraje OPEC mogą zdecydować się na obcięcie produkcji. Inwestorzy wypatrują z niepokojem także zapowiadanej na wiosnę ofensywy przeciwko ISIS oraz ciągle bardzo niepewnej sytuacji w Libii. Jednak obawy te wydają się być obecnie mocno przesadzone. Saudyjski minister do spraw ropy ciągle broni ostatniej decyzji OPEC o pozostawieniu poziomów wydobycia bez zmian, a jej ograniczenie przez pozostałe kraje z pominięciem Arabii Saudyjskiej nie miałoby sensu.
– Bardzo interesująca jest także sytuacja w USA, gdzie liczba zamykanych wiertni wyhamowuje, a zapasy rosną już od ośmiu tygodni, znajdując się na najwyższych w historii poziomach. Magazyny coraz bardziej się zapełniają i to pomimo bardzo srogiej zimy w USA. Należy więc założyć, że prędzej czy później będzie musiało dojść do kolejnego załamania się cen. Dane o zapasach, które poznaliśmy w środę pokazały ich wzrost o ponad 10 mln baryłek i był to odczyt najwyższy od ponad dekady. Jak się okazało rynek jest zdecydowanie mniej elastyczny niż pierwotnie zakładano i ograniczanie produkcji postępuje niezwykle powoli. Może to powodować, że obecna stabilność cen ropy WTI w okolicach 50 USD za baryłkę przedłuży okres pozostawania cen na niskich poziomach i do końca 2015 roku ceny ropy nie wzrosną powyżej 60 dolarów. Ratunku dla niskich cen nie należy także upatrywać w stronie popytowej. Ożywienie, które widzimy w światowej gospodarce nie pozwoli krajom rozwiniętym na zwiększenie konsumpcji paliw, choćby ze względu na szereg regulacji środowiskowych, a najwięksi konsumenci z krajów EM tacy jak Chiny i Brazylia nie radzą sobie w ostatnim czasie najlepiej. Z perspektywy technicznej sygnałem do spadku byłoby pokonanie linii trendu wzrostowego oraz 50 sesyjnej średniej na poziomie 49,60. Jednak jak mogliśmy się przekonać w ostatnich dniach takie podejście często okazywało się zawodne. – ocenia Kamil Maliszewski, analityk DM mBanku.
Kliknij, aby powiększyć
>> Dzięki kontraktom CFD na ropę naftową, kakao, pszenicę i inne towary w IronFX możesz wykorzystać dźwignię finansową, która pozwoli wykorzystać każdy ruch ceny na rynku >> Odwiedź stronę, załóż konto i odbierz bonus na start
Interesującą rozgrywkę obserwujemy na kursie kakao. Rozczarowujące dane o przerobie kakao w IV kwartale ubiegłego roku sprowokowały silną wyprzedaż surowca. W drugiej połowie stycznia notowania spadły z poziomu 2.050 do 1.900 funtów za tonę. W ostatnim miesiącu jednak, przede wszystkim pod wpływem spekulacji o deficyt podaży w sezonie 2014/15, w całości udało się odrobić te straty i ceny ponownie znalazły się pod oporem na 2.055 GBP. W ostatni piątek natomiast Międzynarodowa Organizacja Kakao (ICCO) podała swoja najnowszą, oficjalną prognozę wg, której deficyt wyniesie 17 tys. ton. Więc mimo tego, że prognozowany jest spadek światowego popytu o 1,7 proc., produkcja powinna spaść w jeszcze większym stopniu, mianowicie o 2,8 proc.
– Oprócz nieudanych upraw, wpływ na takie prognozy prawdopodobnie miały silne, suche i gorące wiatry wiejące w zachodniej Afryce, czyli w głównym rejonie uprawa Kakao. Produkcja w Wybrzeżu Kości Słoniowej, czyli u największego producenta na świecie, w tym roku spaść ma o 1,5 proc., a w Ganie, czyli u drugiego największego producenta aż o 10 proc. Na razie jednak doniesienia z Wybrzeża Kości Słoniowej są dość niejednoznaczne. Bazując bowiem na liczbie ciężarówek produkcja lekko wzrosła w porównaniu do poprzedniego roku, z drugiej jednak strony eksport z największego w tym kraju portu w styczniu spadł aż o 42 proc. ICCO obniżyła również szacunki nadwyżki podaży w poprzednim sezonie z 53 do 33 tys. ton. Spadek produkcji i perspektywa deficytu podaży powinna utrzymywać ceny surowca relatywnie wysoko. Jeżeli przebity zostanie opór na 2.055 GBP (szczyt z połowy stycznia oraz 61,8-proc. zniesienie Fibo), otwarta powinna zostać droga do kolejnego oporu na poziomie 2.100 GBP (76,4-proc. Fibo). Jeżeli jednak kolejne doniesienia wskazywać będą na spadek produkcji w Afryce Zachodniej, ceny mogą rosnąć jeszcze silniej. Kolejny opór wyznacza szczyt z września ubiegłego roku na 2.180 GBP. – tłumaczy Szymon Zajkowski, analityk DM mBanku.
Kliknij, aby powiększyć
Znowu z przeceną zmaga się pszenica. Tylko w czwartek jej notowania straciły ponad 3 proc. Tym samym notowania zboża zbliżają się już do poziomów lokalnych minimów z września. W piątek rano cena pszenicy ustabilizowała się w okolicach wczorajszego zamknięcia, tj. w rejonie 480 USD za 100 buszli. Spadek cen amerykańskiej pszenicy wynika przede wszystkim z osłabionego popytu na to zboże w USA.
– Głównym winowajcą jest silny dolar – notowania amerykańskiej waluty wciąż rosną względem koszyka innych ważnych globalnych walut (US Dollar Index wczoraj zamknął się na poziomie 96,40 pkt., kontynuując tym samym trwający już od połowy ubiegłego roku wyraźny trend wzrostowy). Silny dolar negatywnie wpływa na amerykański eksport, ponieważ amerykańskie towary stają się przez niego relatywnie drogie. Ewidentnie widać ten efekt właśnie na rynku pszenicy – globalna podaż tego towaru jest duża, a konkurencją dla amerykańskiej pszenicy jest zboże m.in. z rejonu Morza Czarnego oraz Europy Zachodniej. Francja i Niemcy coraz częściej wygrywają przetargi na dostarczenie pszenicy do krajów Azji i Afryki, będących kluczowymi importerami. – ocenia Dorota Sierakowska, analityk DM BOŚ.