
Manroland był jednym z filarów niemieckiej gospodarki, tradycyjnie od lat przodującej w wygasającej obecnie branży poligraficznej (fot. Wikimedia Commons)
Firma od lat borykała się z problemem znalezienia odbiorców na maszyny drukujące, kosztujące zwykle co najmniej milion dolarów. Zmniejszenie popytu na tego typu maszyny spowodowane jest spadkiem popularności prasy drukowanej związanym z rozwojem internetu.
Manroland podobnie jak jego największy branżowy rywal Heidelberger, byli zmuszeni już od dłuższego czasu do redukcji zatrudnienia w celu cięcia kosztów. Spółkę mógł jednak uzdrowić tylko zastrzyk gotówki, na który jak się okazało nie mogła ona liczyć. Niespodziewanie wycofał się potencjalny inwestor, a główni akcjonariusze – duże niemieckie firmy Allianz i Man – nie byli przygotowani na udzielenie wsparcia.
W efekcie spółka, której roczna sprzedaż spadła o ponad połowę od 2006 roku, przestała być rentowna i zamknęła ubiegły rok stratą z działalności operacyjnej. Nie pomogło zmniejszenie liczby pracowników o jedną piątą i zatrudnienie pozostałych w mniejszym o jedną trzecią wymiarze godzinowym.
Kolejne bankructwo wielkiego przedsiębiorstwa to pokłosie trwającego kryzysu. Ostatnią tak wielką upadłością w Niemczech był Arcandor, który złożył wniosek o upadłość w czerwcu 2009 roku. Było to skutkiem trwających od kilku lat spadków poziomu sprzedaży w sieci sklepów Karstadt, które zatrudniały w Niemczech około 25 tys. osób.