
Założyciel facebooka, Mark Zuckerberg, zdaniem Forbesa najmłodszy miliarder świata. Jednak ma jeszcze dużo do zrobienia w biznesie, bo na liście najbogatszych jest dopiero na 52 miejscu. W debiucie jego firma wycenia wartość pojedynczego użytkownika na 107 dolarów. (fot. Guillaume Paumier, Wikimedia Commons)
Problem w tym, że debiut facebooka (małą literą dla zachowania konwencji) wcale nie jest okazją. Wejście spółki na giełdę oznacza, że skończyły się możliwości wzrostu wartości w obrocie pozagiełdowym. Tak, akcje przechodzą z rąk do rąk już przez prawie pięć lat, licząc od chwili gdy Microsoft zainwestował 240 mln dolarów w pakiet 1,6 proc. akcji, przy wycenie całości na 15 mld USD. Wcześniej w akcjonariacie były mniejsze fundusze zalążkowe, inkubatory i mali inwestorzy finansowi. New York Times prześledził historię handlu facebookiem od pierwszej inwestycji w 2004 roku. >> Całość tutaj
Upublicznienie oznacza, że akcjonariusze, który przez lata nagromadzili akcje chcą już wychodzić. Opowieści o możliwościach rozwoju jakie daje giełda i zbawiennym wpływie ładu korporacyjnego na zarządzanie można włożyć między bajki. Facebook dotychczas nie potrzebował giełdy aby rosnąć i nie potrzebuje jej nadal. Za to inwestorzy – jak najbardziej.
Prospekt wcale tego nie kryje, że jednym z celów emisji jest umożliwienie wyjścia dotychczasowym akcjonariuszom. Jest ich wielu, więc ewidentnie będzie miał kto sypać, ale będzie też komu sypać, bo z setek milionów użytkowników na pewno część zechce kupić akcje z powodów emocjonalnych, lub po prostu uzna je za dobrą inwestycję widząc jak działa serwis i jak potrafi się rozwijać, co będzie też można obserwować na co dzień. Łatwiej śledzić spółkę, z której produktu korzysta się parę godzin dziennie niż taką, której wyrobów nawet się nie widziało.
Jednak dla zawodowego inwestora, który kupuje przyszłość płacąc teraźniejszą cenę, facebook jest tylko zjawiskiem do obserwacji. Zachowanie akcji po debiucie – co może stać się gdzieś w połowie roku 2012 – pokaże czy na rynku jest więcej marzycieli niż akcji, czy jednak więcej akcji niż marzycieli. Jeśli kurs wzrośnie to żadna strata, bo w Nowym Jorku jest notowane jakieś 8 tysięcy papierów, a nie ma znaczenia na których się zarabia – dolary wyglądają tak samo. Jeśli spadnie to też żadna strata jeśli ktoś nie kupił, będzie mógł za to szukać dołka, bo spółka jako taka jest biznesowo bardzo atrakcyjna.
O silnych i słabych stronach facebooka, szansach i zagrożeniach oraz planach rozwojowych można szeroko poczytać w internecie. Nie ma lepiej opisanej, skomentowanej i roztrząsanej ostatnio spółki, a to za sprawą prospektu emisyjnego, który (oczywiście w powodzi slangu finansowego) ujawnia szereg ważnych parametrów biznesowych wraz z wynikami finansowymi. Prospekt nie ma ceny ofertowej, więc nie jest znana wycena spółki. Jednak można domniemywać, że będzie wynosić między 90 a 100 mld dolarów, a firma chce pozyskać 5 mld dol. gotówki (wcześniej była mowa o planach zebrania 10 mld dolarów). W prospekcie z rozbrajającą szczerością jest napisane, że nie ma żadnych konkretych celów emisyjnych. Część pójdzie na bieżące wydatki, trochę na kapitał obrotowy, może jakieś przejęcia, ale generalnie żadnych obietnic. >> Całość prospektu tutaj
StockWatch.pl przy każdej okazji stara się dostarczyć wartość dodaną, zamiast powielania tego co już wiadomo. Korzystając z kieszonkowego kalkulatora oraz szarej masy znajdującej się pomiędzy uszami porównaliśmy podstawowe parametry facebooka z innymi wiodącymi internetowymi firmami oraz – dla dodania smaku – z wybranymi przedstawicielami starej gospodarki. Szeregując znane spółki, z których część jest już notowana na giełdzie, a część daje się wycenić, oraz znając oprócz wartości dwa kluczowe parametry: przychody roczne i liczbę użytkowników, można zrobić wiele mówiące porównanie.
Facebook jest w przeliczeniu na użytkownika tańszy niż Google, za to dwa razy droższy niż LinkedIn. Wychodzi 107 dolarów za jednego statystycznego użytkownika. Jest tylko jeden kłopot: większość użytkowników fb nigdy nie zapłaciła ani centa i nie ma takiego zamiaru, natomiast dwa pozostałe serwisy mają szereg usług detalicznych, z których jakaś część użytkowników korzysta. Nie mówiąc o Grouponie, który ma profil jednoznacznie biznesowy. Cena 107 zł za głowę jest więc zaporowa, co potwierdza też przeliczenie przychodów na użytkownika, wynoszących zaledwie 4,4 dolara rocznie.
O wiele lepiej czulibyśmy się w starej gospodarce, gdzie nie ma darmowych usług i nawet Coca-Cola sprzedająca puszki za kilkadziesiąt centów wyceniana jest na 39 dolarów od łebka, a statystyczny użytkownik przynosi jej 12 dolarów przychodu rocznie. Natomiast giełda patrzy na to zupełnie inaczej i przychody z nowej gospodarki wycenia około trzykrotnie wyżej niż ze starej. Tutaj pokusiliśmy się o zestawienie mnożników rynkowych opartych o analizę finansową i okazało się, jak ogromne pieniądze chce facebook za przywilej kupna jego akcji w debiucie.
Analitycy poszukujący niedowartościowanych papierów mogą się tylko złapać za głowę. Tak drogich spółek nie ma nawet na New Connect. Facebook wycenia się na 24x roczne przychody. Żeby doszusować do średniej firm technologicznych z produktem masowym, jak Apple czy Microsoft, jego przychody musiałyby wzrosnąć siedmiokrotnie, a więc do 26 mld dolarów, czyli niemalże dotknąć Google. Najwyraźniej rynek uważa to za możliwe, skoro tak wycenia spółkę. Nie wiemy jak zachowa się rentowność przy takim wzroście, ale z pewnością zyski też muszą wzrosnąć i to najlepiej dziesięciokrotnie, aby zrównać się ze średnią rynkową wskaźnika C/Z. Za wzrostem zysków pójdą też pozostałe wskaźniki, w tym EV/EBITDA oparta o gotówkowe zyski operacyjne, która teraz jest tak napuchnięta, że aż krzyczy z bólu. Rynek czasami toleruje tak wysokie wartości, ale w innym biznesie – tutaj facebook jest na poziomie Amazona, z którym jednak więcej go biznesowo dzieli niż łączy.
Gdy spotyka się giełda i internet, wszystko się może zdarzyć. Tylko po co liczyć na dziesięciokrotny wzrost biznesu facebooka, aby uzasadnić jego aktualną wycenę? W branży internetowej lepiej postawić na dziesięć startupów zaczynających dzisiaj od zera. No chyba że jest się fanem, który po prostu Lubi to. Facebook przecież też zaczął od kilku tysięcy dolarów, a jego wzrost był równie nieprawdopodobny gdy był wart miliard, dziesięć czy dwadzieścia miliardów dolarów. Jednak teraz już swoje osiągnął i ceni się dyskontując dalszy wzrost.