Do niedawna słyszało o nim niewielu. W cieniu branżowych gigantów budował małą grupę telekomunikacyjno-medialną. Nurkował i kolekcjonował płótna. W połowie listopada trafił na pierwsze strony gazet jako Andrzej P. – domniemany mózg grupy, do której miał należeć m.in. Gromosław Czempiński, zamieszanej w łapówkarstwo i pranie brudnych pieniędzy przy prywatyzacjach PLL LOT i Stoenu (w latach 2001–2002 doradzał ministrowi Wiesławowi Kaczmarkowi). Po wyjściu z aresztu, za kaucją w wysokości 3 mln zł, najwyższą spośród nałożonych w tej sprawie, poznała go cała Polska. „Nazywam się Andrzej Piechocki i bez wstydu występuję publicznie” – mówił w mediach prezes i główny akcjonariusz giełdowej MNI.
Paradoksalnie rozgłos może się jemu i MNI przydać, zgodnie z hollywoodzką zasadą: nieważne, czy dobrze, czy źle, ważne, że mówią, byleby nazwiska nie przekręcili. Czy będzie to przyciągnięcie nowych inwestorów, czy uporządkowanie zawiłej struktury grupy, MNI potrzebuje impulsu, który wyrwie kurs akcji z trendu spadkowego. Od lat bez względu na koniunkturę zachowują się one znacznie gorzej od szerokiego rynku: zniżkują z ok. 5 zł w 2007 r., przez 4 zł dwa lata temu, 3 zł w połowie tego roku, do 1,5 złotego (na koniec listopada). Kapitalizacja na początku grudnia oscylowała wokół 150 mln zł, podczas gdy wartość księgowa to około 500 mln złotych.
I dzieje się tak mimo przyzwoitych wyników osiąganych przez spółkę. Po trzech kwartałach 2011 r. przychody ze sprzedaży wyniosły 256 mln zł, o ponad 20 proc. więcej niż rok wcześniej (skonsolidowane EBITDA 72 mln zł i zysk netto 32 mln zł nieco spadły, ale to na skutek zawiązania rezerw w związku ze sprawami sądowymi, które ostatecznie zakończyły się ugodami).
– Obecnie, gdy za nami kryzys, a przed nami zapewne silne spowolnienie gospodarcze, stabilny wzrost przychodów, jaki wykazuje MNI, powinien być dla inwestorów cenny – mówi Grzegorz Pułkotycki, wicedyrektor departamentu doradztwa inwestycyjnego w DM BZ WBK.
Ale nie jest, szczególnie dla instytucji.
– Trzymamy się od tej firmy z daleka – mówi kolejno dziesięciu zarządzających TFI. Analityk z Ipopema Securities potwierdza. Koronny powód: brak przejrzystości biznesu i zaufania do tworzących go ludzi. W akcjonariacie oprócz Piechockiego (34-proc. udział wraz z podmiotami zależnymi) i jego żony Agaty Piechockiej (5-proc.) ponad 5-proc. udział ma tylko Aviva Investors TFI.