Lepsze od oczekiwań poniedziałkowe dane o amerykańskiej produkcji przemysłowej zostały kompletnie zignorowane, umysłami inwestorów na całym świecie zawładnęły ceny ropy naftowej. Dlaczego? Teoretycznie coraz niższa cena surowca powinna martwić akcjonariuszy spółek naftowych oraz rządy państw, których budżety są uzależnione od wpływów z jego sprzedaży (Rosję), i na tym koniec. Wszak spadające koszty transportu, taniejące wyroby ropopochodne używane w praktycznie wszystkich gałęziach gospodarki jako surowce i półprodukty, powinny sprzyjać ożywieniu gospodarczemu. Więcej pieniędzy niewydanych na paliwo przez konsumentów to większa pula środków na zakupy innych dóbr materialnych.>> Bieżące informacje i komentarze ekspertów na temat cen surowców znajdziesz w serwisie trading.stockwatch.pl
I pewnie tak by było, gdyby nie bardzo niska inflacja. Firmy oszczędzające na kosztach transportu mogą sobie pozwolić na obniżki cen swoich produktów w celu podniesienia ich konkurencyjności. To jednak może wpędzić Stany Zjednoczone i kraje strefy euro w deflację niwecząc wieloletnie wysiłki rządów i banków centralnych w kierunku ożywienia gospodarki po wielkim kryzysie finansowym. Tak więc summa summarum zbyt tania ropa jest niekorzystna dla wszystkich. Co więcej, banki centralne mają bardzo ograniczone pole manewru, bo stóp procentowych nie da się obniżyć poniżej poziomów zerowych.
Wraz ze spadającymi przed południem indeksami giełd zachodnioeuropejskich, rodzimy WIG20 zjechał tuż poniżej poziomu 2.300 pkt. wyrównując dzienne minima z początku sierpnia i połowy marca. Tylko raz w tym roku był niżej – w połowie stycznia zniżkując do 2.280 pkt. I ten właśnie poziom będzie najbliższym wsparciem, gdyby okrągła bariera 120 pkt. wyżej nie zdołała powstrzymać sprzedających.
Wydaje się jednak, że w drugiej połowie sesji są szanse na odbicie z dołka. Rynki zachodnioeuropejskie już wyszły na plus, w czym pomogła publikacja znacznie lepszego od oczekiwań indeksu ZEW. Wskaźnik obrazujący nastroje dotyczące sytuacji gospodarczej w Niemczech skoczył do aż 34,9 pkt. z 11,5 pkt. w listopadzie. To mocno ruszyło indeksem niemieckiej giełdy we Frankfurcie. Wcześniejsze odczyty indeksów PMI w przemyśle i usługach były niejednoznaczne – odpowiednio lepsze oraz gorsze od prognoz – i nie wpłynęły na decyzje inwestorów we Frankfurcie.
W dużo lepszej sytuacji niż indeks warszawskich blue chipów znajduje się wskaźnik koniunktury szerokiego rynku. WIG do tegorocznego dołka z połowy marca dzieli 4-proc. dystans. Wśród małych spółek mocniej na wartości zyskuje Miraculum, które zakończono spłatę zobowiązań przewidzianych układem z wierzycielami, akcje drożeją ponad 5 proc. W podobnym tempie odbijają notowania Serinus Energy, które poinformowało o wynikach wierceń w Tunezji. >>Komunikat znajdziesz tutaj