
Morawiecki: Estoński CIT dla firm do 50 mln zł obrotów będzie kosztować 5 mld zł. (Fot. PiS/fb)
Tzw. estoński CIT sprawia, że moment poboru podatku zostaje przesunięty na moment dystrybucji zysków z przedsiębiorstwa. Dzięki temu pieniądze zostają w spółce, co oznacza poszerzenie możliwości finansowania własnego. Dopóki firma nie wypłaca zysku właścicielom nie ma także obowiązku obliczania wysokości dochodu podatkowego i wysokości podatku oraz wpłacania podatku do budżetu państwa. Podobne rozwiązania funkcjonują także na Łotwie, w nieco zmienionej formie w Szwecji oraz w Singapurze, Malezji i Korei Południowej.
– Ono będzie polegać na tym – krótko mówiąc – że firma do wysokości obrotów 50 mln zł, to obejmie ok. 97 proc. spółek, czyli ogromną większość spółek, nie będzie musiała płacić podatku CIT, tak długo, jak nie będzie wyciągała zysków ze swojej firmy – poinformował Morawiecki.
O potrzebie wprowadzenia nowej konstrukcji podatku CIT premier Morawiecki mówił jeszcze pod koniec ubiegłego roku.
– Każdy przedsiębiorca, który zdecyduje się na zainwestowanie, na rozwój, przedsiębiorca polski lub przedsiębiorca zagraniczny, który zdecyduje na prowadzenie działalności w Polsce, będzie miał idealne warunki do rozwoju. To będzie prawdziwy inkubator przedsiębiorczości dla całej Polski – dodał szef rządu.
Obecne przepisy sprawiają, że każda inwestycja w firmie jest opodatkowana dwukrotnie – najpierw 23-procentowym VAT-em, a potem także 19-procentowym CIT-em. Firma chcąc zainwestować cały uzyskany w minionym roku zysk, musi najpierw odprowadzić 19 proc. CIT do budżetu państwa. Na rozwój zostaje jej w takim razie tylko 81 proc. zysku. Wprowadzenie podatku estońskiego sprawiłoby, że firma mogłaby reinwestować 100 proc. zysku.
Maksymalny okres, w jakim firma będzie mogła skorzystać z tego rozwiązania to cztery lata (z możliwością przedłużenia).
– W pierwszej fazie koszty będą wynosiły blisko 5 mld zł. Do budżetu nie wpłyną pieniądze z CIT-u – dodał Morawiecki.