
Jak oceniać i inwestować w spółki biotechnologiczne. Wskazówki ekspertów
Inwestowanie w spółki biotechnologiczne znacząco różni się od inwestycji w tradycyjne branże. Projekty biotechowe z reguły wymagają wieloletnich badań i ogromnych nakładów kapitałowych. Zanim osiągną etap komercjalizacji firmy te potrafią latami przynosić straty i nie generować przychodów. Dodatkowo po drodze na inwestora czekają spore wahania kursu. Wyniki badań klinicznych, postępy w projektach, czy najmniejsze potknięcia potrafią szarpnąć kursem w obie strony nawet o kilkadziesiąt procent w ciągu zaledwie jednej sesji. Ryzyko niepowodzenia projektu jest wysokie, ale potencjalne zyski są nieporównywalnie większe niż w innych tradycyjnych sektorach.
Poprosiliśmy ekspertów z różnych środowisk, aby podzielili się wskazówkami, dotyczącymi oceny spółek biotechnologicznych oraz budowy portfela w tym obszarze.
Jak oceniać projekty biotechnologiczne?
Dom Maklerski Navigator regularnie współpracuje ze spółkami biotechnologicznymi w zakresie emisji akcji oraz wprowadzenia na giełdę. Zdaniem Dariusza Tenderendy, w pierwszej kolejności należy ocenić, na jakim etapie znajduje się dany projekt oraz jaki jest planowany model komercjalizacji.
– Jeżeli spojrzymy na spółki notowane na giełdzie, możemy tam znaleźć biznesy w miarę dojrzałe, które mają przychody, zyski, generują gotówkę. Można przyjąć, że ryzyko inwestycji w takie dojrzałe biznesy jest relatywnie mniejsze niż w firmy na wczesnej fazie rozwoju. Często jednak zgłaszają się do nas firmy, które są jeszcze w fazie przedklinicznej. Rozmawiamy i oceniamy, czy do docelowej komercjalizacji będzie potrzeba pięć, dziesięć, a może piętnaście lat – mówi Dariusza Tenderendy, członek zarządu DM Navigator.
Z kolei model komercjalizacji wyznacza sposób, w jaki firma będzie generować zyski z prowadzonych badań i rozwijanych produktów.
– W projektach biotechowych, medtechowych bardzo rzadko zdarza się, aby spółka mogła samodzielnie skomercjalizować projekt. Praktycznie od pierwszej fazy klinicznej pojawia się Big Pharma, ponieważ tylko Big Pharma dysponuje środkami, żeby doprowadzić do pełnej komercjalizacji. Firmy biotechnologiczne stoją przed pytaniem, czy sprzedać projekt już na tym etapie, czy gdy osiągną określone kamienie milowe. I to jest zawsze pytanie, które wynika z tego, ile de facto jest środków, ile można pozyskać, ile można zainwestować samodzielnie. To na co należy zwrócić uwagę to jest kwestia jak emitenci przedstawiają nam swoje plany odnośnie komercjalizacji, na ile akcjonariusze realnie patrzą na możliwość skomercjalizowania danego projektu i na ile to się przełoży później na zyski dla tych inwestorów, którzy dołożą pieniądze – dodał Dariusz Tenderenda.
W sektorze biotechnologicznym kluczowe jest także zapewnienie długoterminowego finansowania. Firmy biotechnologiczne, które nie generują gotówki są szczególnie wrażliwe na zmiany sytuacji rynkowej, które wpływają na możliwość pozyskania kolejnej rundy finansowania.
– Kolejne ryzyko, chyba jeszcze większe w przypadku polskich spółek biotechowych, to jest ryzyko finansowania. Fajnie, że mamy finansowanie, że mamy dotacje. To jest czynnik, który w ogóle pchnął polski life science do przodu. Natomiast niestety ostatnio widzieliśmy, że są też okresy, kiedy finansowania po prostu nie ma. Kiedy nie ma dotacji, kiedy firmy robią plany rozwoju w oparciu o oczekiwane dotacje, potem okazuje się, że ich nie ma, że to się wszystko przesuwa. Spółki stają przed problemem. Czy mamy zwalniać tych wszystkich ludzi, czy mamy przechodzić w stan przetrwalnikowy? To jest niesamowite ryzyko, które już dotknęło kilka polskich spółek notowanych na giełdzie – komentuje członek zarządu domu maklerskiego Navigator.
Po pierwsze „potrzeba medyczna”, po drugie jakość komunikacji z inwestorami
Paweł Wielgus jest członkiem zarządu funduszy inwestujących w innowacyjne spółki naukowe i technologiczne, a także CFO notowanej na GPW spółki Bioceltix, która opracowuje leki weterynaryjne. Jego zdaniem warto zwrócić uwagę na to, czy spółka działa w znanym obszarze medycznym, czy dopiero przeciera szlaki.
– Mam perspektywę z jednej strony venture’owca, osoby, która prowadziła fundusz inwestycyjny i budowała portfel inwestycyjny przez pewien czas, ale z drugiej strony również naukowca, jestem biotechnologiem i chemikiem. Dla mnie zawsze ważne jest to, jaka jest potrzeba medyczna, jak wygląda konkurencja, czy regulator rynku się podobnymi projektami zajmował, czy to jest zupełnie nowy mechanizm działania jakiejś cząsteczki, jakiegoś leku, czy nie. Czy poruszamy się technologicznie w obszarach, które są znane, czy nieznane i jakimi standardami jakościowymi przy produkcji, czy tą produkcję da się przeskalować i tak dalej – komentuje Paweł Wielgus.
Wielgus wskazuje również na sposób, w jaki spółka prowadzi relacje inwestorskie. Dobra komunikacja sprawia, że inwestor wie czego może oczekiwać od spółki i jak rozliczyć ją z realizacji stawianych celów.
– Myślę, że kluczowe jest tutaj budowanie wiarygodności swojego wizerunku w oparciu o te informacje, które się przekazuje i o coś, co można roboczo nazwać newsflowem. To znaczy budowanie wśród inwestorów, wśród akcjonariuszy takiej świadomości, co spółka robi, gdzie zmierza i z czego powinna być rozliczana w najbliższym czasie. To pomaga inwestorom podejmować decyzje odnośnie do tego, czy spółka robi to, co powinna robić, czy realizuje swoje cele. (…) Jedną z podstawowych bolączek firm biotechnologicznych w Polsce jest to, że nie potrafią mówić ludzkim językiem. Po prostu, bo to są trudne rzeczy, które trzeba przełożyć na język potoczny, czyli wytłumaczyć po co my to w ogóle robimy, jaki jest potencjał w tym rynku, dlaczego nie można tych pacjentów leczyć w inny sposób, dlaczego my uważamy, że będziemy ich leczyli lepiej – ocenia Paweł Wielgus.
Dywersyfikacja projektów biotechnologicznych jest kluczowa
Eksperci są zgodni, że wysokie ryzyko związane z inwestycjami w spółki biotechnologiczne sprawia, że inwestor musi dywersyfikować ryzyko.
– Najważniejsze jest właśnie to żeby w ogóle dywersyfikować portfel. Doświadczenie pokazuje, że projekty biotechnologiczne zawsze są obarczone bardzo dużym ryzykiem i to nie tyle, że na etapie przedklinicznym czy pierwszej fazy, ale nawet projekty w trzeciej fazie. Są przykłady spółek nawet jeszcze niedawno, gdzie spółka z NASDAQ pokazuje, że badania trzeciej fazy nie wyszły i spada 85 proc. w jeden dzień. Także myślę, że dywersyfikacja jest obowiązkowa – komentuje Krzysztof Radojewski, analityk Noble Securities.
Do tematu dywersyfikacji portfela można podejść z różnych perspektyw. Zdaniem Wojciecha Kuli, CEO firmy specjalizującej się w prowadzeniu badań klinicznych i przedklinicznych na zlecenie firm farmaceutycznych i biotechnologicznych, portfel można dywersyfikować pod kątem fazy klinicznej projektów, którymi zajmuje się spółka.
– Ja będę dywersyfikował projekty ze względu na fazę badania. W tej wcześniejszej fazie można więcej zaryzykować, a mniej w tych dalszych z mniejszą obietnicą znaczących zysków, ale także mając większą pewność na utrzymanie wartości jeśli chodzi o daną spółkę. I także bardzo bym zachęcał do tego, żeby swoje ryzyko decyzji inwestycyjnej zmniejszać poprzez edukację, przez pozyskiwanie największej ilości informacji z danej dziedziny terapeutycznej, z otoczenia medycznego, refundacyjnego w danym kraju, w danym regionie. Wtedy dużo łatwiej jest inwestorowi zrozumieć to, dlaczego te badanie się toczy, w jakim otoczeniu, jaki ma sens i jak to wygląda względem konkurencji – radzi Wojciech Kula, CEO Axcellant.
Analiza spółki biotechnologicznej powinna opierać się nie tylko na jej finansach, ale także na perspektywie rozwoju rynku, wartości produktu oraz jego unikalności. Paweł Wielgus zwrócił uwagę na potrzebę dokładnej analizy konkurencji i potrzeby medycznej, co ma kluczowe znaczenie w ocenie potencjału projektu.
– Ja lubię popatrzeć na zagadnienie dywersyfikacji w bardziej matematyczny sposób. Warto sobie uzmysłowić, że są spółki, które mają potencjał wzrostu razy kilka w najbliższych powiedzmy pięciu latach, ale też takie, które mają ten potencjał wzrostu razy kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt razy. Na rynku start-upowym czasami się mówi, że jeden na dziesięć projektów przeżywa. W biotechnologii być może jest to jeszcze mniej. W takiej sytuacji należy ocenić, jaka ta stopa zwrotu musi być, żeby jeden projekt, zrekompensował ryzyko całego portfela inwestycyjnego.
Zachęcam do tego, żeby każdy inwestor sobie budował swoje własne zasady selektywności, czyli w oparciu o jakie kryteria będzie projekty biotechnologiczne do swojego portfela dobierał. Mogą to być aspekty czysto biznesowe, naukowe, związane z własnością intelektualną, technologiczne, kompetencje kadry zarządzającej. Tutaj jest bardzo dużo różnych kryteriów, jest z czego wybierać – radzi Paweł Wielgus.
Zapraszamy do obejrzenia całego panelu „Biotechnologia na GPW – studnia bez dna czy szansa na zysk dla cierpliwych inwestorów?”, który odbyła się w ramach konferencji #RacjonalnyInwestor.