Obserwatorzy rynku surowców dawno nie byli tak zdezorientowani jak dzisiaj. Najpopularniejszy indeks tego rynku, CRB, po ponad 2-letniej hossie, kiedy poszedł w górę przeszło 80 proc., we wrześniu stracił 13 proc., a zaraz w październiku zyskał 7 procent. Historia pokazuje, że ceny surowców spadają, gdy gospodarki stają na krawędzi recesji. Jesienna zniżka, w połączeniu z odbiciem, nie jest jednak adekwatna do niepokojących danych, jakie płyną ostatnio z gospodarek.
Kiedy w połowie 2008 r. świat wielkimi krokami zbliżał się do recesji, CRB w miesiąc poszedł w dół 16 procent. Bez przystanku spadał dalej, w sumie tracąc prawie 60 proc. w siedem miesięcy. To może oznaczać, że dzisiejsze zapowiedzi powrotu do recesji są przesadzone. Albo że surowce mają jeszcze przestrzeń do dalszych spadków. Coraz więcej przemawia za tym drugim scenariuszem.
Przewidywania co do cen surowców tchną coraz większym pesymizmem. Jeszcze ostatniego dnia sierpnia średnia prognoz ceny miedzi (notowanej w Londynie) na koniec tego roku, wystawianych przez analityków ankietowanych przez agencję Bloomberg, sięgała 9900 dol. za tonę. Miesiąc później spadła do 8725 dol., a na koniec października analitycy mówili o 8600 dolarach. Dla palladu było to odpowiednio: 860, 785 i 700 dol., a dla soi: 1427, 1395, 1350 dolarów.
Prognozy na koniec 2012 r. – choć są wciąż wyższe niż na koniec tego roku, a te z kolei przewyższają bieżące notowania, co jest jednak typowe dla wiecznie optymistycznych ekspertów – analitycy też obcinają. W październiku na obniżenie rekomendowanego klientom zaangażowania w surowce zdecydował się Morgan Stanley. Szef analiz rynku surowców szczególnie odradzał ropę Brent, której baryłka do końca roku stanieje ze 110 do 100 dolarów. Ta cena ma się utrzymywać w 2012 roku – jeszcze niedawno sądził, że wzrośnie do 130 dolarów.
Indeks CRB zdążył we wrześniu przeciąć linię długoterminowego trendu i wysłać tym samym silny sygnał odwrócenia kierunku ruchu. W październiku co prawda otarł się o tę linię od dołu, ale ostatecznie nie zdołał wezwać inwestorów do trwałego powrotu na rynek.
– Jeszcze dwa tygodnie temu byliśmy w pełni przekonani, że surowce weszły w trend spadkowy, za sprawą delewarowania bąbla spekulacyjnego narastającego mniej więcej od roku, kiedy to ogłoszono drugą rundę luzowania ilościowego pieniądza. Choć po ostatnich silnych zwyżkach trzymamy rękę na pulsie, zdania na razie nie zmieniliśmy – komentował na początku listopada Marek Mikuć, wiceprezes TFI Allianz, który ostatnio rzadko się myli. Fundusze zarządzane przez jego zespół od dawna okupują pierwsze miejsca w rankingach.
Za wejściem surowców w bessę przemawiają przesłanki nie tylko techniczne, ale i fundamentalne. Światowa gospodarka, której ożywienie napędzało ceny przez ostatnie kwartały, dzisiaj spowalnia.