Minął ledwie rok, odkąd kierowcy (oraz ekonomiści) emocjonowali się przebiciem przez cenę benzyny bariery 5 zł za litr, a już na niektórych stacjach trzeba zapłacić rekordowe 6 złotych. Wszystko przez zwyżkę cen ropy, która jest jedną z dwóch głównych – obok kursu dolara – determinant cen paliw.
W ciągu sześciu miesięcy czarne złoto podrożało o 20–30 proc., na koniec marca 2012 roku doszło do 123 dol. za baryłkę ropy Brent (wydobywana na Morzu Północnym) i 103 dol. za WTI (wydobywana i przetwarzana w Stanach Zjednoczonych). Pierwszy gatunek jest punktem odniesienia dla cen paliwa w Europie, drugi – w Ameryce Północnej.
Drożejąca ropa przynosi ekonomiczne konsekwencje trudne do przecenienia: pogarsza bilanse handlowe państw, które ją importują, i podnosi wskaźniki inflacji, zmniejszając tym samym realne dochody konsumentów. Obiema drogami negatywnie wpływa na wzrost gospodarczy, co ma szczególne znaczenie w czasach, kiedy większość wysoko rozwiniętych państw zmaga się z nadmiernym zadłużeniem.
Wzrost cen pożera także zyski tym koncernom paliwowym, które tak jak giełdowe PKN Orlen i Lotos żyją z przetwarzania ropy oraz sprzedaży jej produktów. Sytuacja stała się na tyle niepokojąca, że w marcu Stany Zjednoczone, Wielka Brytania i Francja gotowe były dostarczyć na rynek część rezerw strategicznych, byle tylko ceny przestały rosnąć.
Negatywne konsekwencje nie omijają też Polski, która zużywa około 600 tys. baryłek ropy dziennie. Niemal wszystkie pochodzą z importu.
– Wzrost ceny baryłki ropy o 10 euro powoduje, że na jej import musimy wydać o 1,8 mld euro rocznie więcej – mówi Michał Dybuła, główny ekonomista ds. Europy Środkowo-Wschodniej banku BNP Paribas.
Ponieważ przez sześć miesięcy ropa podrożała o 20 euro, dodatkowy koszt odpowiada mniej więcej 1 proc. polskiego PKB. O tyle pogorszył się nasz bilans handlowy, co znalazło odbicie w publikowanych przez NBP danych dotyczących rozliczeń Polski z zagranicą. W styczniu 2012 r. import rósł szybciej od eksportu za sprawą droższej ropy. Przełożyło się to na najwyższy od pół roku deficyt na rachunku obrotów bieżących.
Wzrost cen ropy o 10 proc. dodaje także ok. 0,7 pkt proc. do stopy inflacji. Jeśli zatem w lutym 2012 r. roczne tempo wzrostu cen wynosiło 4,3 proc., wykraczając poza dopuszczalny przez Narodowy Bank Polski przedział 1,5–3,5 proc., przyczynił się do tego również drogi surowiec.
– To jest istotny dylemat dla polityki monetarnej: z jednej strony inflacja jest zbyt wysoka, co niejako obliguje do rozważenia podwyżki stóp, z drugiej wiadomo też, że w tej konkretnej sytuacji takie działanie będzie miało ograniczoną skuteczność – dodaje Michał Dybuła.