
Na warszawskiej giełdzie jest blisko 40 spółek, które od co najmniej 10 lat nieprzerwanie dzielą się dywidendą z akcjonariuszami.
Daniel Paćkowski, StockWatch.pl: Arystokraci dywidendowi to szeroki temat. Zacznijmy od początku. Jak brzmi definicja i jakie są kryteria tytułowania spółek arystokratami?
Tomasz Marecki, independenttrader.pl: Definicja arystokraty dywidendowego (dividend aristocrats) wykuła się wiele lat temu w USA, ale z racji iż samo hasło jest chwytliwe, szybko przyjęło się na pozostałych giełdach. W Stanach tytuł arystokraty dywidendowego należy do ścisłego grona spółek, które zresztą są zrzeszone w specjalnym indeksie S&P500 Dividend Aristocrats. Powstał on w październiku 2013 r. i obecnie liczy ok. 65 firm. Kryteria jakie musi spełniać spółka, aby mogła nosić miano arystokraty dywidendowego są dość precyzyjne. Pierwszy i chyba najpopularniejszy warunek, to regularna wypłata rosnącej dywidendy przez minimum 25 lat. Dodajmy, rosnącą w rozumieniu nominalnym, czyli stawka wypłacana inwestorom musi być z roku na rok wyższa. I tutaj warto odnotować, że gdyby to było jedyne kryterium, to w samych Stanach mielibyśmy grubo ponad 100 arystokratów dywidendowych. Idąc dalej, aby spółka mogła znaleźć się w elitarnym gronie musi być notowana w indeksie S&P500, czyli znaleźć się wśród 500 największych pod względem kapitalizacji spółek notowanych na amerykańskiej giełdzie. Do tego dochodzą kryteria związane z płynnością i kapitalizacją. W pierwszym wypadku średnia dzienna wartość obrotu akcjami spółki musi przekraczać 5 mln USD, a w drugim – 3 mld USD, przy czym wartość ta dotyczy akcji będących w handlu, czyli de facto należących do akcjonariuszy mniejszościowych.

Indeks S&P 500 Dividend Aristocrats zanotował historyczny szczyt na przełomie 2021 i 2022 r. Źródło: Google.
Arystokraci dywidendowi to jedyne określenie jakie funkcjonuje na rynku w odniesieniu do spółek dzielących się zyskiem?
W Stanach są firmy, które nieprzerwanie wypłacają rosnącą dywidendę od 50-60 lat. Takie spółki nazywane są królami dywidendy (dividends kings). Najbardziej znanym przykładem jest Coca-Cola, która od przeszło 60 lat dzieli się zyskiem. W tym gronie jest także m.in. Colgate-Palmolive, Federal Realty Investment Trust (jeden z najstarszych w USA reitów na nieruchomości komercyjne), Johnson & Johnson czy Emerson Electric. Warto zaznaczyć, że nie każdy król dywidendy jest arystokratą, z uwagi na niedotrzymanie pozostałych kryteriów, o których wspomniałem wyżej.
Dividend King | Sektor | Okres nieprzerwanej dywidendy w latach |
American States Water | Utilities | 68 |
Dover Corporation | Industrials | 67 |
Genuine Parts | Utilities | 67 |
Procter & Gamble | Consumer Goods | 67 |
Parker Hannifin | Consumer Goods | 67 |
Emerson Electric | Industrials | 66 |
3M | Industrials | 65 |
Cincinnati Financial | Financials | 62 |
Coca-Cola | Consumer Goods | 61 |
Fragment listy królów dywidendy
Gdzie oprócz Stanów inwestor może szukać arystokratów dywidendowych do swojego portfela?
Głównie w Unii Europejskiej i Wielkiej Brytanii. Z uwagi na dłuższą historię funkcjonowania wskazałbym na giełdę w Londynie. Jeśli chodzi o Azję, to tu sytuacja jest dość specyficzna. Jak wiemy Chiny jako gospodarka kapitalistyczna to relatywnie nowy twór. W związku z tym spółek z dłuższą historią dywidendową jest tam niewiele. W zasadzie należałoby zmienić kryterium i dla giełd europejskich i azjatyckich przyjąć okres nieprzerwanej i rosnącej dywidendy od 10 lat.
A jak na tym tle wypada GPW, która działa od 32 lat?
Podobnie, przy czym tu poprzeczkę obniżyłbym jeszcze bardziej i pominął kryterium rosnącej dywidendy. Trzymając się sztywno kryterium minimum 10 lat rosnącej dywidendy otrzymamy zaledwie dwie spółki: Grupę Neuca i Asseco BS. Natomiast spółek, które od co najmniej 10 lat nieprzerwanie dzielą się zyskiem z akcjonariuszami jest na GPW w granicach 30-40. Wśród nich jest maksymalnie kilkanaście podmiotów, które mają politykę dywidendy nakierowaną na wzrost i faktycznie ją realizują. Pamiętajmy, że dywidenda stanowi w pewnym sensie o marce spółki, to jest jej znak jakości. Jeśli dywidenda z roku na rok jest wyższa i widać konsekwencję w tym, to znaczy że spółka jest świetnie zarządzana.
Jakie spółki mogą w niedalekiej przyszłości dołączyć do grona polskich arystokratów dywidendowych?
Tu wskazałbym Kęty, Dom Development, Ambrę, Eurotel, Budimex czy Decorę. Oczywiście nie jest to zamknięta lista. Myślę, że znalazłoby się jeszcze kilka kolejnych firm. Co zaskakujące, na liście kandydatów na polskich arystokratów dywidendowych nie ma ani jednej firmy należącej do Skarbu Państwa.
Zważywszy na postawę polityków i ich podejście do rynku kapitałowego, to chyba nie dziwi?
Nie dziwi, a powinno. Na warszawskiej giełdzie mamy kilkanaście dużych przedsiębiorstw z udziałem Skarbu Państwa. To poważne biznesy, generujące miliardowe zyski. W normalnych warunkach państwo powinno być gwarantem stabilności i zachęcać do inwestowania na rodzimym rynku kapitałowym. Gdyby tak było, państwowe firmy byłyby wzorem dla spółek dywidendowych. To jest duża słabość naszej GPW.
Jak GPW jako miejsce do szukania dywidend wypada na tle innych światowych rynków? Jakie są nasze mocne i słabe strony?
Zacznijmy od pozytywów. Tym, co na GPW jest najciekawsze, są małe i średnie spółki. Nawet pomimo ostatnich wzrostów i miejscami rekordów, wyceny wciąż są atrakcyjne, jeśli popatrzymy na dynamikę zysków, przychodów czy fazę rozwoju biznesu. Kolejnym mocnym plusem GPW są stopy dywidend. W Stanach, jeśli mamy dobrze prosperującą spółkę, z bogatą historią wypłat, stopa dywidendy jest niska, przeważnie na poziomie 2 proc. Wynika to oczywiście z faktu, że są one przez inwestorów docenione. Natomiast w Polsce możemy znaleźć spółki z solidną historią wypłat i stopą na poziomie 5 proc., 6 proc. czy nawet 7 proc. Jeśli chodzi o słabe strony, to z pewnością są to wspomniane już spółki Skarbu Państwa. Drugim największym problemem jest niska płynność. Jest wiele spółek z atrakcyjnymi parametrami, ale niemal zerową płynnością, co uniemożliwia zajęcie większej pozycji.
Porozmawiajmy o tym, jak szukać spółek dywidendowych do swojego portfela i na co zwracać uwagę. Wielu inwestorów skupia się głównie na stopie dywidendy (dividend yield) i szuka tylko wysokich procentów. Czy słusznie?
Absolutnie nie. Stopa dywidendy powinna być jednym z ostatnich parametrów, na który powinien patrzeć inwestor. W inwestowaniu dywidendowym chodzi o powtarzalność, a stopa dywidendy nic nam na ten temat nie powie. Należy pamiętać, że wskaźnik ten zależy od ceny akcji, a ta jest wypadkowa wielu czynników. Tak na dobą sprawę nie wiemy, czy spółka jest dobrze czy źle wyceniona.
Jeśli idziemy wyłącznie w wysoką stopę dywidendy, możemy wpaść w pułapkę. W języku angielskim funkcjonuje określenie dividend trap. Dotyczy to sytuacji, gdy spółka utrzymuje określoną stawkę dywidendy, ale jej kurs akcji w wyniku pogorszenia sytuacji fundamentalnej mocno spada. W efekcie stopa dywidendy rośnie, co na pierwszy rzut oka może się wydawać atrakcyjne. W rzeczywistości kupujemy spółkę, która z różnych powodów (spadek zysków, problemy z zadłużeniem, pogorszenie makro) albo przestaje się rozwijać, albo już wchodzi w straty.
W inwestowaniu dywidendowym trzeba pamiętać, że liczy się całkowity zwrot z inwestycji. Nie tylko z samej dywidendy, ale także z akcji. Co z tego, jeśli kupimy spółkę, która w tym roku płaci dywidendę o 5-proc. stopie, jeśli w przeciągu kolejnego roku jej kurs spadnie o 40 proc.
Ok, czego więc szukamy?
Szukamy zdrowych fundamentalnie firm. Biznesów, które generują gotówkę. Gdy już takie znajdziemy, patrzymy na dividend ratio, czyli procent zysku, jaki trafia na wypłatę. Moim zdaniem, współczynnik ten nie powinien przekraczać 60 proc. Wyjątkiem są oczywiście reity, ponieważ to osobny model biznesowy. W pozostałych wypadkach 60 proc. zysku na dywidendę w firmie, która się rozwija, to naprawdę dużo. Takim złotym środkiem są spółki, które płacą dywidendę z roku na rok wyższą przy wskaźniku w przedziale 20-40 proc. Chodzi o to, żeby spółka miała kapitał na rozwój biznesu, innowacje i wprowadzanie nowych produktów.
Skoro już zaczęliśmy temat usystematyzujmy. Jakie kryteria stosować przy ocenie spółek dywidendowych?
Pierwszym kryterium jest historia wypłaty dywidendy. Im dłuższa, tym lepsza. Oczywiście zwracamy uwagę, jak zmieniała się stawka na przestrzeni lat. Kolejne kryteria dotyczą fundamentów spółki. Tutaj patrzymy, jak na przestrzeni lat rosły zyski i przychody, jak zachowywała się marża w odniesieniu do branży/sektora. Kolejnym kryterium jest wspomniany wcześniej współczynnik wypłaty i dopiero na końcu – stopa dywidendy. Warto też spojrzeć, jaki był zwrot całkowity z ostatnich 5-10 lat. Ten wynik w dużej mierze odzwierciedla kondycję firmy. Jeśli w dłuższym terminie wynik jest pozytywny, to warto takie spółki kupować w korekcie. Oczywiście nie zawsze się da. Nie jestem też zwolennikiem łapania dołków, ale jeśli na rynku trwa korekta i zastanawiamy się co kupić, to właśnie zwrot całkowity jest tutaj dobrą podpowiedzią.
Podczas wystąpienia na InvestCuffs [link do wideo] wspomniał Pan o wskaźniku Altmana, który śledzi i mierzy stabilność finansową spółek. Dlaczego warto patrzeć na wskaźnik, który sygnalizuje ryzyko bankructwa? Przecież dywidenda i bankructwo to dwa bieguny biznesowego życia firmy.
Na rynku bywa, że od dywidendy do bankructwa dzieli tylko krok. Takim przykładem jest Action, który tuż przed złożeniem wniosku o ochronę przed wierzycielami uchwalił dywidendę, a stopa była nawet dwucyfrowa. Tak funkcjonuje wspomniana wcześniej pułapka wysokiej dywidendy.
Uproszczony wskaźnik Altmana można dopisać do check listy przy szukaniu spółek dywidendowych. To pozwala jednym rzutem oka sprawdzić, czy nad spółką wiszą jakieś problemy finansowe. Można też pokusić się o głębszą analizę i ocenę stopnia zadłużenia do kapitału własnego czy zdolność do obsługi odsetek. Warto też spojrzeć jaki scoring ma dana spółka względem branży w jakiej działa. Czerwona lampka powinna zapalić się nam tedy, gdy jest on znacząco niższy od konkurencyjnych spółek.
Dziękuję za rozmowę.