
Samolot United Airlines uderza we wschodnią wieżę World Trade Center 11 września 2001 r. (fot. Wikimedia Commons)
Późnym latem 2001 roku giełdy mozolnie dźwigały się z traumy po pęknięciu bańki internetowej. Nieśmiałe wzrosty przerwały wydarzenia z 11 września, kiedy to w wieże World Trade Center w Nowym Jorku uderzyły odrzutowce pasażerskie porwane kilkadziesiąt minut wcześniej z Bostonu.
Tego dnia amerykańska giełda nie działała i pozostała nieczynna aż do 17 września z oczywistego powodu: Wall Street znajduje się w bezpośredniej bliskości zburzonych wież i wprawdzie sama nie ucierpiała, ale zniszczona została infrastruktura telekomunikacyjna łącząca giełdę ze światem. Po wznowieniu handlu, główny indeks spadł jednego dnia o 7,1 proc., a do końca tygodnia pogłębił spadek do -14,3 proc. Przez ten tydzień amerykańskie akcje straciły ponad trylion dolarów wartości rynkowej i potrzeba było dwóch lat na ich odpracowanie.
W ciągu kolejnych czterech lat rynki szybko rosły, jednak zapoczątkowana w październiku 2007 r. bessa ściągnęła indeksy dużo głębiej niż dołek, który wyrysował się w rok po atakach. Za nami burzliwe dziesięciolecie, które charakteryzowało się znaczną zmiennością i bardzo niskim zwrotem z rynków akcji, nieadekwatnym do faktycznego ryzyka.