
Prezydent Donald Trump zbyt późno potępił przemoc ze strony białych nacjonalistów w Charlottesville. (Fot. The Economist)
Silną wyprzedażą akcji zakończyła się czwartkowa sesja na Wall Street. Indeks DJIA spadł o 1,24 proc. do 21.750,7 pkt. i zakończył dzień na najniższym poziomie od miesiąca. Reprezentujący szeroki rynek indeks S&P 500 stracił 1,54 proc. i na zamknięciu miał wartość 2.430 pkt. (najniżej od ponad miesiąca). Technologiczny Nasdaq Composite spadł aż o 1,94 proc. do 6.221,9 pkt. i jako jedyny nie przełamał zeszłotygodniowego dołka. Układ sił na wykresie jednakże sugeruje, że jest to tylko kwestia czasu.
U źródeł tak silnej wyprzedaży akcji w USA ponownie znalazła się amerykańska polityka. Ostatnie wydarzenia w Charlottesville, a w zasadzie reakcja na nie prezydenta Donalda Trumpa, ponownie postawiły pytanie o jego prezydenturę. Tym razem nie jest to już pytanie o to, czy wdrożone zostaną zapowiadane przez niego w kampanii reformy gospodarcze, ale czy prezydent dotrwa do końca swojej kadencji. Obecnie Trump nie tylko ma problemy z dogadaniem się z republikańską większością w Kongresie, z której to partii przecież się wywodzi, ale też odwracają się od niego czołowi doradcy, a poparcie społeczne dla niego systematycznie maleje. Jeżeli dodać do tego postępowanie ws. wątku rosyjskiego to wizja ustąpienia prezydenta staje się coraz bardziej realna. >> Zobacz także: Plotki z Białego Domu trzęsą rynkami
W czwartek dodatkowo nastroje na Wall Street psuły doniesienia z Barcelony, gdzie doszło do zamachu terrorystycznego (dziś na to będą reagować giełdy europejskie), a także rozczarowujące wyniki kwartalne Cisco. Humorów inwestorom nie zdołały poprawić natomiast lepsze od oczekiwań dane z amerykańskiego rynku pracy i sierpniowy odczyt indeksu Fed z Filadelfii.
Czwartkowa gwałtowna wyprzedaż na amerykańskich giełdach, dzisiejsze silne spadki w Tokio (Nikkei -1,2 proc.), prawdopodobne spadki w Europie w reakcji na budzące strach doniesienia z Barcelony, ale też wczorajsze fatalne zachowanie warszawskiej giełdy (indeks WIG20 spadł o 1,2 proc. do 2.353,2 pkt.) to prosta zapowiedź kontynuacji wyprzedaży na GPW w dniu dzisiejszym. Jedynym co może uratować rynek przed kolejną ponad jednoprocentową przeceną są tylko nadzieje na korekcyjne odbicie w USA. O te nadzieje może być jednak ciężko w końcówce tygodnia. Inwestorzy mogę nie chcieć kupować akcji w obawie o to, co przyniesie weekend w amerykańskiej polityce.
Sytuacja na wykresach WIG20 i WIG po czwartkowej sesji wskazuje na dominację strony podażowej, sugerując możliwość szybkiego spadku o ponad 2 proc. Dopiero wówczas można oczekiwać nieco bardziej aktywnego popytu. W przypadku indeksu dużych spółek naturalną linią obrony dla byków jest poziom 2.300 pkt. Jeszcze gorzej prezentuje się sytuacja na wykresie sWIG80. Indeks ten od kwietnia pozostaje w trendzie spadkowym. Pomimo, że można już dostrzec pewne symptomy jego wyprzedania, zagrożenie mocnym tąpnięciem w dół wciąż jest bardzo duże.
Jakkolwiek losy piątkowej sesji na GPW wydają się być przesądzone to niezmiennie wciąż sporo powinno się dziać na poszczególnych spółkach. W piątek w centrum uwagi znajdzie się m.in. PGNiG. Rano spółka poinformowała, że w II kwartale wypracowała 499 mln zł zysku netto, przy przychodach na poziomie 7,2 mld zł. W obu przypadkach były to wyniki poniżej oczekiwań. Rynkowy konsensus mówił o 634,8 mln zł zysku netto i 7,3 mld zł przychodów.
W dzisiejszym kalendarium dominują rodzime publikacje. O godzinie 14:00 inwestorzy poznają wyniki lipcowej produkcji przemysłowej (prognoza: 8,4 proc. r/r), sprzedaży detalicznej (prognoza: 7,5 proc. r/r) i inflacji producenckiej (prognoza: 1,9 proc. r/r). Jest szansa, że we wszystkich trzech przypadkach odczyty okażą się wyższe od oczekiwań, co lekko mogłoby ocieplić nastroje na warszawskiej giełdzie. Nie ma się jednak co łudzić. Krajowe dane, nawet gdyby były dużo lepsze od prognoz, nie odwrócą losów sesji jeżeli wcześniej będzie dominował na rynku strach.