
Ludwik Sobolewski, prezes GPW SA (fot. Giełda Papierów Wartościowych)
StockWatch.pl: Rynek Catalyst ma już dwa lata. Co można uznać za jego największy sukces?
Ludwik Sobolewski: Rynek Catalyst był drugim projektem, który miał zmienić strukturę i funkcjonowanie polskiego rynku kapitałowego, który GPW podjęła po roku 2006. Catalyst pojawił się więc w okresie, kiedy polska giełda wyrastała z butów, w których była przez wszystkie lata wcześniejsze, a więc butów typowo lokalnej giełdy, bez zasięgu regionalnego i z jeszcze niekompletną ofertą dla emitentów. Projekt Catalyst zaczął pojawiać się w głowach ludzi giełdy po tym, jak NewConnect znalazł się w takim stadium swego rozwoju, że już nic – nawet światowy kryzys, który rozpętał się z początkiem 2008 roku – nie mogło go wykoleić, a zarazem było już jasne, że mamy szanse w dość krótkim czasie osiągnąć pozycję regionalnej giełdy. Podobnie jak przy NewConnect, praktycznie w naszym otoczeniu nie było osób, którzy wróżyliby powodzenie giełdowemu rynkowi obligacji nieskarbowych. Ale i obiektywnie było to przedsięwzięcie trudniejsze niż NewConnect, gdyż w Polsce nie istniała kultura emitowania i inwestowania w dłużne papiery wartościowe na transparentnym rynku, a przy tym istniał konkurencyjny obrót w formule OTC. Zresztą trudności długo by wyliczać. Dlatego też za największy sukces uważam to, że udało się powołać do życia rynek, który zmienił obraz rynku kapitałowego w segmencie instrumentów dłużnych, a mówię przecież o okresie, który liczy sobie zaledwie dwa lata. Nazwa Catalyst pochodzi zresztą od tego, że ten nasz nowy rynek miał być katalizatorem szerszej zmiany, i zarazem korzystać z jej owoców.
Jakie dalsze plany ma giełda wobec Catalyst? Czy można spodziewać się uruchomienia np. indeksów? Kiedyś też spekulowano o kontraktach terminowych na obligacje.
Catalyst jest ważną częścią biznesu Giełdy, zresztą wraz z rynkiem wtórnym obligacji skarbowych, który prowadzimy poprzez BondSpot. W strukturze przychodowej GPW ten segment reprezentuje około 5%, co jest znaczącym udziałem, zważywszy na tempo rozwoju rynku akcji, które jest jedno z najwyższych na świecie. Jednak te 5% daje głównie obrót obligacjami skarbowymi. Będziemy przywiązywać do rozwoju Catalyst wielką wagę, bo to jest jeden z kierunków naszej strategii, która wyniosła GPW do roli regionalnego lidera. Nie uważam zarazem, że już mamy sukces, i nie będę go odtrąbiał. Obecne stadium rozwoju Catalyst określiłbym jako wciąż początkowe. Jest to bardzo dobry początek. O dalszej dynamice będą decydować zmiany, które należy wprowadzić w zakresie dostępu banków do giełdowego rynku obligacji, w zakresie faktycznych reguł plasowania obligacji w obrocie pierwotnym, a także w zakresie technologicznym. Indeksy są możliwe, ale za jakiś czas, choć zapewne wcześniej niż kontrakty terminowe, które potrzebują większej płynności instrumentu bazowego.
Jaka powinna być docelowa struktura rynku ze względu na rodzaje emitentów? Będą dominować obligacje korporacyjne, czy wręcz przeciwnie, papiery komunalne?
Catalyst formuje się w kierunku, który w dużym stopniu jest zbieżny z tym, jak to wszystko zostało przez nas zaprojektowane. Dotyczy to w szczególności obecności obligacji zarówno korporacyjnych, jak i samorządowych. Są tez pewne niespodzianki i zaskoczenia: na pewno bardzo miłym zaskoczeniem są obligacje spółdzielcze, których w ogóle nie przewidywaliśmy, a jest to bardzo dynamiczna część naszej oferty. Mniej miłym zaskoczeniem jest stosunkowo słaba część samorządowa rynku. Ten stan rzeczy chyba będzie się powielał w kolejnych latach. Obligacje korporacyjne, w tym przedsiębiorstw niefinansowych oraz emitowane przez instytucje finansowe, zapewne utrzymają przewagę w wartości długu, a chciałbym, by również w kapitalizacji. W ramach tej grupy więcej będzie obligacji instytucji finansowych. Ale nie powinno to odwracać uwagi inwestorów od papierów komunalnych, spółdzielczych czy listów zastawnych, które dają też niezwykle interesujące możliwości inwestowania.
W tym roku odbyło się już ponad 40 debiutów. Inwestorzy jednak narzekają ciągle na niską płynność. Czy Giełda zamierza podejmować kolejne działania aby zwiększać płynność obrotu?
Mamy pewne działania „w zanadrzu” i dotyczą one przede wszystkim udziału banków w obrocie, a także zasad plasowania emisji. Mówiąc krótko, wielkość obrotów na rynku wtórnym zależy między innymi – a myślę, że na rynku obligacji w dużo większym stopniu niż na rynku equities – od stopnia rozproszenia walorów w ramach obrotu pierwotnego. Ale będziemy też podejmować inne działania, które mają znaczenie – edukacyjne, technologiczne i te które dotyczą pozyskiwania nowych członków – uczestników obrotu pośredniczących w transakcjach. Niektóre z tych zmian są ciężkie w realizacji, bo wymagają nowych przepisów prawa, ale cieszę się, że po tych dwóch latach mamy zidentyfikowane kolejne pola, na których mogą następować te zmiany. Zawdzięczamy to między innymi współpracy i dialogowi prowadzonym od kreacji rynku z Gdańską Akademią Bankową i profesorem Leszkiem Pawłowiczem, a także ludziom z rynku kapitałowego, którzy skupiają się wokół instytucjonalnego wyrazu tej współpracy – mam na myśli doroczną konferencję na temat rynku obligacji, która GPW organizuje wraz z Gdańską Akademią w związku z utworzeniem Catalyst i w każdą rocznicę jego powstania.
Ile debiutów może odbyć się jeszcze w tym roku? Szykują się jakieś duże emisje?
Liczę na to, że do końca roku zostanie wprowadzonych do obrotu może nawet kilkadziesiąt serii obligacji i że stać będzie za tym co najmniej kilkunastu nowych emitentów. Pamiętajmy, że atrakcyjność Catalyst zwiększa się również w wyniku tego że „starzy” emitenci uznawszy, że Catalyst odpowiada ich potrzebom, decydują się pozyskiwać kapitał i wprowadzać na nasze platformy kolejne emisje obligacji.
W czerwcu odbyła się dosyć rzadko spotykana na Catalyst oferta publiczna obligacji PCC Rokita. Minimalny zapis wynosił 100 zł i praktycznie każdy mógł wziąć udział w tej inwestycji. Czy uważa Pan, że spółki powinny w ten sposób przeprowadzać emisje, tak aby każdy miał równe szanse, a nie na zasadach oferty prywatnej gdzie próg wejścia jest barierą nie do pokonania dla większości?
Więcej przypadków plasowania obligacji na zasadach analogicznych do publicznej oferty akcji to lepsze upowszechnienie Catalyst wśród inwestorów, jeszcze lepsza jego ogólna percepcja, a także wyższe obroty na rynku wtórnym. Dlatego też Giełda trzyma kciuki za to, żeby takich przypadków było dużo, i będziemy udzielać emitentom i oferującym najdalej idącej pomocy, aby ułatwić realizację takich projektów. Nie powiedziałbym jednak, że spółki „powinny” tak postępować. Korzyści mogą być duże, jest na przykład unikatowa możliwość zbudowania szerokiego kręgu nowych interesariuszy i sympatyków spółki. Sam byłbym zwolennikiem uplasowania części emisji wśród inwestorów indywidualnych, gdyby GPW miała być emitentem obligacji. Czynnikiem krytycznym może się jednak okazać czas, bo oferta publiczna instrumentów dłużnych wymaga sporządzenia i zatwierdzenia prospektu emisyjnego. Pomijam kwestię wyższych kosztów pieniężnych, bo uważam że korzyści mogą je rekompensować z nawiązką. Ale czas wymagany dla przejścia procedury administracyjnej może być czynnikiem decydującym.
Niestety na tym stosunkowo młodym rynku pojawiły się dwa problemy bolesne dla inwestorów. Anti nie wykupiło swoich obligacji, a ZTS Krzętle opóźniło wypłatę kuponów. Czy Giełda zamierza podejmować jakieś działania, aby próbować eliminować takie przypadki?
Nie wszystkie problemy jesteśmy w stanie rozwiązać. Jeden z tych przypadków uświadomił nam potrzebę zabrania głosu przez GPW i ustanowienia czegoś w rodzaju dobrych praktyk rynku obligacji. To są pewne działania miękkie, które możemy podejmować. Być może też zmienimy przepisy o obowiązkach informacyjnych emitentów. Jeszcze myślimy.
Co Pan sądzi o większym ustandaryzowaniu obligacji z wbudowanymi opcjami? Duże różnice warunków pomiędzy obligacjami typu callable utrudniają analizę dla inwestorów i generują dodatkowe ryzyko. Czasami ciężko nawet oszacować stopę Yield To Call. Czy wprowadzenie do standardu obligacji zasady, iż przedterminowy wykup może nastąpić tylko w dniu płatności kuponu uważa Pan za słuszny i możliwy do wyegzekwowania od emitentów?
Juz od pewnego czasu zastanawiamy się nad tym, czy efekty standaryzacji, które wniósł Catalyst (na przykład co do standardu informacyjnego czy realizacji praw obligatariuszy) powinny być rozciągnięte na konstrukcję obligacji. Mam co do tego wątpliwości zasadnicze, a ponadto takie, które wynikają z obecnego etapu rozwoju rynku. Chcemy na nim pogłębiać różnorodność, tak aby przyciągać uwagę wszystkich inwestorów, a standaryzacja „konstrukcyjna” ograniczyłaby tę różnorodność. Wyegzekwowanie jej byłoby dość proste, przynajmniej w obrębie systemów alternatywnych, które wchodzą w skład konstrukcji samego Catalyst, a którymi Giełda w pełni regulacyjnie zarządza. Ale nie będziemy tego na razie robić. Natomiast pracujemy nad kalkulatorem rentowności, czyli oprogramowaniem pozwalającym każdemu określić rentowność inwestycji przy każdej zamierzonej transakcji – zbycia lub nabycia przez inwestora, a także umorzenia w wyniku skorzystania z opcji wykupowej przez emitenta.
Niestety wydaje się, że Catalyst ciągle słabo wpisał się w życie przeciętnego polskiego inwestora. Teraz wraz z trudniejszą sytuacja na rynku akcji wydaje się naturalną alternatywą. Czy Giełda zamierza zintensyfikować w najbliższym czasie działania promujące ten rynek?
Oczywiście, że tak. Dam tylko jeden przykład, choć jest ich wiele: w tym roku po raz pierwszy do dużej plenerowej imprezy NewConnect Convention, którą organizujemy corocznie w różnych miastach Polski, dodaliśmy segment Catalyst Bond Congress. Być może w przyszłości zorganizujemy to poza Polską, bo trzeba wziąć pod uwagę i to, że rynek Catalyst jest również składnikiem naszej międzynarodowej strategii, i ma już emitenta zagranicznego. Myślimy o Pradze.
Dziękuję za rozmowę.