
Źródło: ATTreader.pl
W piątek warszawskie indeksy otworzyły się na plusach, odreagowując czwartkowe potężne załamanie. Krótko po starcie notowań WIG20 wzrósł do 1.366,85 pkt. z 1.305,73 pkt. wczoraj na koniec dnia, czyli aż o 4,47 proc. Dość szybko jednak oddał on zyski, cofając się do 1.315 pkt., ale chwilę później znów ruszył w górę. Około godziny 10:30 indeks WIG20 testował poziom 1.379 pkt., rosnąc o 5,6 proc. W tym samym czasie WIG miał wartość 38.385 pkt. (+3,29 proc.), mWIG40 2.859 pkt. (+1,6 proc.), a sWIG80 9.569 pkt. (+2,9 proc.).
Dziś piątek 13-go. Tyle tylko, czy dla inwestorów giełdowych może być coś bardziej pechowego niż wczorajsza załamanie i spadek indeksu WIG20 o 13,28 proc.? Chyba już nie. I to na tę chwilę jedna dobra wiadomość. Druga jest taka, że za chwilę zaczyna się weekend. To dobrze, bo inwestorzy są już zmęczeni, a dwa dni odpoczynku może pozwoli im złapać nieco dystansu do tych dantejskich scen, które ostatnio działy się nie tylko w Warszawie, ale na wszystkich światowych giełdach.
Najnowsze dane sugerują, że epidemia koronawirusa w większości państw europejskich rozwija się na wzór włoski. To sugeruje, że najgorsze dopiero przed Europą, ale też że będą podejmowane nowe środki zmierzające do ograniczenia przemieszczania się ludzi. To też oznacza, że szczyt epidemii przypaść może dużo później niż dotychczas się wydawało, co w sposób oczywisty będzie miało mocno negatywne przełożenie na gospodarkę. Dlatego raczej nie ma się co łudzić, że w czwartek GPW wyznaczyła dołek tej koronaprzeceny. Jest też mało prawdopodobne, żeby przyszłe odbicie na giełdach (i gospodarce) przyjęło formę litery V.
Dzisiejsza sesja w Warszawie, podobnie jak na zdecydowanej większości europejskich parkietów, rozpoczęła się od wzrostowego odbicia. Owszem, należało się ono mocno wyprzedanej giełdzie, ale szanse na dowiezienie tych wzrostów do końca notowań są małe. Po prostu, w obecnej sytuacji odbicie nie ma racji bytu. Gdy w weekend powszechnie spodziewany jest skok liczby osób zarażonych (i zgonów w Europie), a władze walcząc z epidemią mogą zdecydować się na kolejne restrykcje, zostawanie z akcjami na weekend jest po prostu ryzykowne. I to nawet bardzo.
W piątek rano drożały akcje 14 z 20 spółek wchodzących w skład indeksu WIG20. Najsłabiej radziło sobie CCC (38,18 zł; -10,5 proc.) i LPP (4.410 zł; -5,36 proc.). Te mocne spadki to efekt obaw, że zostaną zamknięte galerie handlowe. Takie realne niebezpieczeństwo pojawiło się po słowach minister Jadwigi Emilewicz, że ten temat będzie dyskutowany. Gdyby rząd ogłosił, że nie ma jeszcze takiej decyzji, to jest bardzo prawdopodobne, że CCC i LPP bardzo szybko przejdą dziś na „zieloną stronę”, ale niezależnie od tego wizja zamknięcia innych sklepów niż spożywcze wciąż nad nimi będzie wisieć. W obu spółkach ekspozycja na sprzedaż w centrach handlowych jest duża. W Polsce LPP osiąga 55 proc. przychodów w centrach handlowych, a CCC 50 proc. Udział w EBITDA to odpowiednio 50-60 proc. i 85 proc.
Piątek przynosi również odbicie na akcjach Agory. Korekta napędzana jest wynikami za IV kwartał 2019 roku (17,7 mln zł zysku netto wobec 0,3 mln rok wcześniej oraz wzrostem przychodów do 378,2 mln zł z 346,1 mln zł), ale przede wszystkim oświadczeniem spółki, że „zamknięcie kin na dwa tygodnie nie będzie mieć istotnego wpływu na wyniki grupy w 2020 roku”. To wlało w serca inwestorów nieco nadziei. Akcje Agory odbiją o 3,1 proc. do 6,60 zł. Niestety śladowe obroty sprawiają, że korekta jest mało wiarygodna.