
Piotr Zając, główny analityk rynkowy CMC Markets w Polsce.
Ubiegły piątek okazał się być #BlackFriady nie tylko w sklepach, ale także na giełdowych parkietach. Informacja o rozprzestrzeniającej się w krajach Afryki południowej nowej odmianie koronawirusa – omikron – spowodowała panikę na rynkach finansowych. Przykładowo WIG20 stracił podczas tamtej sesji 3,9 proc., DAX 4,15 proc., a ropa naftowa WTI blisko 13 proc. Rykoszetem dostało się też bitcoinowi, który potaniał o ponad 8 proc. i w porywach jego wycena sięgała 53.500 USD. To najniższy kurs od dwóch miesięcy, co oznacza, że skala trwającej od 10 listopada korekty uległa zwiększeniu i, licząc od maksimum do minimum, sięga 22 proc. Według giełdowych kryteriów, przekroczenie 20 proc. to już przekroczenie granicy bessy, ale z uwagi na wysoką zmienność notowań bitcoina, skala aktualnej przeceny kryptowaluty wciąż mieści się w kategorii „korekta”.
Piątkowa przecena nasuwa dwa istotne wnioski. Pierwszy – wysoka przecena bitcoina w połączeniu z jednoczesnym wzrostem notowań złota (w porywach cena kruszcu rosła tego dnia o 1,5 proc.) pokazała, że kryptowaluta ponownie nie zdała testu na bezpieczną finansową przystań. W bardzo trudnych momentach kapitał jednak stawia na metal szlachetny, a nie na cyfrowy pieniądz, więc z używaniem zwrotu „safe haven” w odniesieniu do bitcoina warto zachować ostrożność. Drugi wniosek jest natomiast taki, że dodatnia korelacja bitcoina z rynkami akcji podczas piątkowych spadków pokazuje, że duży, instytucjonalny kapitał zaczyna na tym rynku odgrywać coraz większą rolę. Tak jak potrafi napędzać fale zwyżek, tak samo powoduje silną przecenę podczas szybkiej ewakuacji. W tym kontekście należy liczyć się z tym, że jeżeli hossa na Wall Street osiągnie swój kres, to będzie to potencjalny, niedźwiedzi sygnał dla rynku kryptowalut.

Wykres dzienny BTC/USD
W czwartkowe popołudnie cena bitcoina utrzymywała się w okolicach 56.600 USD. W ujęciu krótkoterminowym najbliższym oporem dla kursu pozostaje okrągłe 60 tys. USD, a wsparciem wspomniany dołek korekty. Optymizmem w ostatnich dniach napawały dwa wydarzenia. Pierwsze to zakup przez MicroStrategy kolejnych ponad 7000 bitcoinów. Wygląda na to, że szef spółki – Michael Saylor – potraktował ostatnie wydarzenia, jak promocję cenową. Drugi powód do optymizmu to zachowanie głównego altcoina, czyli ethereum. Jego kurs szybko odrobił straty po feralnym piątku i w środę zbliżył się do rekordowego poziomu cenowego na odległość niecałych 100 USD. Ethereum to obok bitcoina najważniejsza kryptowaluta dla całej branży (87 proc. wszystkich tokenów tego rynku zostało wyemitowanych na blockchainie Ethereum), więc jej zachowanie również może stanowić swego rodzaju barometr nastrojów.
Na koniec warto dodać, że #BlackFriday nie dotknął wszystkich kryptowalut. Wyjątkiem był tutaj token o nazwie… Omicron. Jeszcze 26 listopada był on wyceniany na 65 USD, by dwa dni później sięgać już 686 USD. Jak podaje serwis coinmarketcap.com: „Omicron to zdecentralizowany protokół waluty rezerwowej dostępny w sieci Arbitrum w oparciu o token OMIC. Każdy token jest zabezpieczony koszykiem aktywów (np. USDC)”. Pierwsze dane o wycenie omicrona sięgają początku listopada, co sugeruje, że to bardzo młody token. Nazwa zapożyczona z greckiego alfabetu zbieżna z nazwą nowej odmiany koronawirusa rodzi pytania, czy to aby na pewno zbieg okoliczności? Obserwowany na Twitterze przez 380 tys. osób użytkownik Mr.Whale sugerował, że to oznaka kryptowalutowej bańki spekulacyjnej – wystarczy zbieżność „klikalnych” nazw, by wywindować cenę jakiegoś projektu o setki procent. Podobną historię przerabialiśmy niedawno przy okazji tokenu nawiązującego do popularnego serialu „Squid Game”. Kupowanie „nazw” to faktycznie niezbyt dobra wróżba dla tego rynku. Zwłaszcza, że alfabet grecki ma jeszcze co najmniej kilka liter do potencjalnego „zapożyczenia”.